22 grudnia 2017

Od Dorina - Konkurs #Nikogo_Nie_Ma_w_Domu

Denerwujący dźwięk dzwonka jego telefonu wyrwał go z idealnego, spokojnego snu. Mruknął tylko coś pod nosem i włożył głowę pod poduszkę, próbując ponownie zasnąć. Jednak to w niczym nie pomogło, a irytująca melodia nadal rozbrzmiewała w całym pomieszczeniu, nie dając mu nadziei na odpoczynek. Zawinięty wciąż w koc głupio postanowił nie wstać, a stoczyć się z łóżka. W końcu po co tak męczyć nogi? Przeturlał się przez całą długość materaca i z głuchym dźwiękiem upadł na podłogę. Ugh, czemu ona musiała byś aż taka twarda? Aż mu coś w krzyżu strzeliło, a mógł sobie kupić jakiś dywan.
Z przeciągłym jękiem, który wyrażał cały ból, którego doświadczył przy zetknięciu się z podłogą, podparł się na łokciach i niezgrabnie próbował, jakimś cudem, wstać. Zdecydowanie mu to nie wyszło, bo jego nogi wciąż były zplątane w kocu, więc koniec końców usiadł na swoich szanownych czterech literach. Zmrużył oczy, chcąc odzyskać ostrość widzenia i lekko oszołomiony szukał wzrokiem tego głupiego telefonu. Jak zwykle pojęcia nie miał gdzie go zostawił, ale musiał być gdzieś w tym pomieszczeniu, bo przecież wciąż słyszał tą wkurzającą melodię. Och, oczywiście, że leżał on bezpośrednio pod szafką nocną. To było tak oczywiste miejsce! Ugh, chłopak nie miał zielonego pojęcia jak on się tam znalazł. W końcu przeciągnał, na urządzeniu, palcem zieloną słuchawkę w lewą stronę i przyłożył telefon do ucha. Nawet nie spojrzał kto do niego dzwonił.
- Czego? - warknął do słuchawki.
Był niemiły, ponieważ nienawidził, gdy ktoś zakłócał jego sen. Był wtedy gotów nawet kogoś zadźgać, więc nie miał zamiaru udawać jakiejkolwiek sympatii do kogoś, kto go obudził.
- Dori!! - usłyszał po drugiej stronie irytująco głośny pisk, już wiedział kto dzwonił - Bo wiesz, idą już święta, a ja niedługo będę w twojej kolicy, więc tak sobie pomyślałam...
- Ty przecież nie myślisz - przerwał jej.
- Ugh, musisz taki być? Ale dobra. Wracając, to będę w twojej okolicy i no wiesz jak to jest, bo nie będzie mi się opłacało wracać do domu, więc wpadnę do ciebie, okey? - Och, jak on nienawidził tego jak ta dziewczyna przeciąga samogłoski.
- Nie! - krzyknął, chcąc wytrącić niewiaście pomysł z głowy - Masz nie przyjeżdżać! Nie i koniec! A nawet jeśli przyjedziesz to ci nie otworzę! Bo... Bo będę na świętach u Matyldy! -Ugh, chyba gorszego imienia nie mógł wymyślić na poczekaniu, już nawet Genowefa byłaby lepsza.
- Dorinie, nie jesteśmy już w przedszkolu, więc i tak przyjadę czy tego chcesz, czy nie. I razem pójdziemy do Matyldy na święta. Wiesz jak dawno już nie spędzliśmy ze sobą Wigili, nie? Rodzina powinna trzymać się razem.
- My nawet nie jesteśmy rodziną! - krzyknął jeszcze do telefonu, ale dziewczyna już dawno się rozłączyła.
Prychnął pod nosem, za żadne skarby nie miał zamiaru spędzać z nią świąt. On nawet nie wierzył w Boga, więc po co by miał obchodzić Boże Narodzenie? Rzucił telefon na szafkę nocną i z powrotem ułożył się wygodnie na łóżku.
Nie dane mu było, jednak zasnąć ponownie, więc przez dłuższy czas po prostu wylegiwał się w pościeli niczym ogromny kot, ale jego ruchliwa natura w końcu zwyciężyła i wreszcie wstał. Był okropnie niezadowolony, że nie dano mu się dzisiaj nawet wyspać. Zastanawiał się czy dziewczyna mówiła na serio, o tym, że przyjedzie. Miał nadzieję, że jednak nie, bo naprawdę nie miał ochoty spędzać z nią świąt. W ogóle nie miał ochoty cokolwiek z nią spędzać.
Szurając nogami po podłodze skierował się do kuchni, chcąc przygotować sobie jakieś treściwe i w miarę zdrowe śniadanie. Spokojnie je sobie później zjadł i w piżamach położył się na miękkiej niczym chmurka kanapie. Dotknął ręką miejsca, gdzie powinna być jego biała brew, mając nadzieję, że ta magicznie mu wyrosła przez noc. Jutro już miał być magiczny dzień Wigilii, a on nie miał najmniejszego zamiaru cokolwiek na nią przygotowywać. Zamierzał spędzić ją czytając książki, które ostatnio kupił i przeglądając swój zestaw młodego chemika.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył zdziwiony brwi, a raczej jedną z nich ściągnął w kierunku środka czoła, bo drugiej niestety już nie posiadał. Ruszył niepewnym krokiem do wejścia. Och, żeby to tylko nie była ona... Chwycił ostrożnie za klamkę i uchylił leciutko drzwi.
Tak jak się spodziewał zobaczył właśnie ją, w całej swej niewielkiej okazałości. Jak na prawdziwego gospodarza przystało trzasnął jej drzwiami przed nosem, donośnie krzycząc:
- Nikogo nie ma w domu!
Po czym wbiegł do swojej sypialni i się w niej zamknął. Niestety, gdy chłopak za długo już przebywał sam, to troszeczkę zaczynał się zachowywać jak niezbyt inteligentny pięciolatek, ale niewiele osób wiedziało o tym fenomenie.
Natomiast dziewczyna, nic sobie nie robiąc z powodu dziecinnego zachowania, bez pytania wparowała do jego mieszkania.
- I tak wiem, że tam jesteś idioto! - krzyknęła w pustkę - Przyniosłam ciasto, takie jakie lubisz! - dodała po chwili.
Propozycja słodyczy jakimś cudem zadziałała na chłopaka i ten niepewnie wychylił głowę zza futryny.
- To z czekoladą? - zapytał niepewnie dziewczyny.
- Nie mam żadnego ciasta, chciałam cię tylko wypłoszyć z tej klitki - powiedziała, po czym donośnie westchnęła, podkreślając tym swój ciężki żywot.
- Nie ma ciasta? - powtórzył jak echo jej słowa.
- Na razie jeszcze nie, ale zaraz je upieczemy! - Oczy dziewczyny momentalnie zabłyszczały dziecięcą radością.
- Emma! Nie zamierzam niczego piec!
Wspomniana niewiasta gwałtownie się roześmiała.
- Dobra, dobra. Tylko już wreszcie wyjdź z tego pokoju - odrzekła wciąż rozbawiona.
Chłopak, wciąż nie do końca przekonany do jej towarzystwa podczas świąt, wyszedł ze swojej sypialni i skierował się do salonu, do którego wcześniej weszła bez pozwolenia Emma. Otaksował ją wzrokiem od góry do dołu. Nie za bardzo się zmieniła, odkąd widział ją po raz ostatni. Emma była jego towarzyszką na jednej z misji w Imperium, a później... Cóż, delikatnie mówiąc życie nie za dobrze potoczyło się dla dziewczyny i ta została bez dachu nad głową. I właśnie wtedy właśnie postanowiła się wprowadzić do Dorina. Kompletnie nie pytając się go o zdanie, po prostu pewnego dnia przyszła do niego z torbami i powiedziała, że się do niego wprowadza. Chłopak nigdy by się do tego nie przyznał, ale nawet lubił chaos jaki wokół siebie robiła dziewczyna. Emma była niziutką niczym hobbit osóbką z kręconymi, długimi włosami w kolorze ognistej miedzi. Należała do grona osób troszeczkę bardziej przy kości, ale nie można było powiedzieć, że jest gruba. Chodziła w okularach w niebieskich oprawkach, które kryły za sobą duże, jasnobrązowe oczy, które zawsze patrzyły na świat z zaciekawieniem. Była bardzo, energiczna i żywiołowa, skakała z myśli do myśli, a wokół siebie zawsze tworzyła ogromny bałagan. I... I była człowiekiem. Ta rzecz najbardziej wszystkich dziwiła, bo nikt nie wiedział jak Emma wylądowała po tej stronie barykady. Nikt też nie wiedział jakim cudem wylądowała na tej wyspie. Była taką małą zagadką, dosłownie i w przenośni. Wraz z białowłosym tworzyła zabawną parę zupełnych przeciwieństw, ale chyba to właśnie dzięki temu tak się polubili i traktowali się jak brat i siostra. Była też jedną z nielicznych osób, które zdołały jakoś przebić się przez mur, którym chłopak oddzielał się od innych.
- To co robimy najpierw? - zapytała z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Najlepiej nic - jęknął przeciągle chłopak.
Emma na chwilę wyszła z salonu z powrotem do przedpokoju. Po to by po chwili wrócić z mała opaską na głowę z doczepionym filcem, który miał naśladować jelenie rogi.
- Zobacz, co ci kupiłam! - pisnęła, nakładając mu ją na głowę i właśnie wtedy chłopak uświadomił sobie, że to będą naprawdę długie święta.
Westchnął cicho pod nosem, ale różek nie zdejmował.
- Czemu nie masz brwi? - usłyszał pytanie dziewczyny, która zabawnie zmarszczyła czoło.
- Miałem mały wypadek przy pracy - odparł wymijająco i odwrócił wzrok, jakby był lekko zawstydzony tamtym chaotycznym wydarzeniem.
Poczuł jak Emma daje mu kuksańca pod bok i gdy już miał go jej oddać ta pociągnęła go do kuchni. Och, teraz zacznie się to całe ogromne gotowanie na święta. Musiał przyznać, że nawet lubił bawić się w kucharza, a jego umiejętności w tej dziedzinie były naprawdę ogromne. Dzięki temu, że panował nad ogniem, to też zawsze dokładnie kontrolował w jakiej temperaturze piecze się jakaś potrawa. No i też całkiem nieźle władał mieczem, więc oprawianie czegokolwiek nie sprawiało mu najmniejszych trudności. I przede wszystkim gotowanie sprawiało mu ogromną przyjemność, bo była to jedna z nielicznych czynności, które mógł wykonywać bez strachu, że coś podpali.
- Masz mąkę? - spytała dziewczyna otwierając wszystkie jego szafki po kolei.
Znowu westchnął, a więc już się zaczęło.
- Druga szafka na dole od lewej, cukier też tam jest, chyba jest w pojemniku z napisem sól.
Na tą odpowiedź brwi dziewczyny powędrowały mocno do góry, ale niczego nie skomentowała. Bez słowa podeszła do kredensu i otworzyła odpowiednie drzwiczki. Wyjęła spod poplamionego blatu wszystkie składniki, które uznała w tamtym momencie za potrzebne i postawiła je obok chłopaka.
- Co tak w ogóle pieczemy?- zapytał chwytając w dłoń butelkę z mlekiem.
- Pierniczki!- zakrzyknęła rudowłosa głosem pełnym entuzjazmu.
- Wyciągnę przepis.
Emma pokiwała głową pomimo, że to nie było pytanie. Białowłosy sięgnął do pierwszej szuflady i wyjął ogromny, stary zeszyt z mnóstwem powkładanym w niego kartek. Zaczął powoli przewracać jego strony, uważnie śledząc wzrokiem wszystkie nazwy potraw. Mógł oczywiście kiedyś pomyśleć i wpisać je alfabetycznie, ale najwyraźniej na to nie wpadł, więc teraz musiał uważnie wszystko przeszukiwać. Po kilku minutach dłużącego się czekania wreszcie wykrzyknął słowo "mam" i machnął kartką z przepisem przed twarzą dziewczyny, demonstrując jej cenne znalezisko. Emma wyrwała mu ją z ręki i z całym skupieniem jakie mogła w sobie skrzesać zaczęła czytać przepis.
- Co tu jest napisane?- zapytała wskazując na jakieś słowo na stronie.
Białowłosy zmarszczył czoło i przybliżył twarz do kartki.
- Hmmm... Chyba imbir- powiedział zabawnie przekrzywiając głowę niczym mały szczeniak.
- A tu?
- Miód.
- A...
- Daj ja przeczytam - przerwał dziewczynie z przeciągłym westchnięciem.
- Co ja poradzę, że bazgrzesz jak kura pazurem - powiedziała dziewczyna z widocznym wyrzutem na twarzy.
- Ja po prostu mam własną czcionkę i wystarcza mi to, że sam się rozczytuję. Więcej do szczęścia mi nie potrzeba - mówiąc, rzucił rudowłosej rozbawione spojrzenie.
Wyciągnęli wszystkie potrzebne składniki i powoli zabrali się za robienie masy na ciasto. Nie obyło się bez śmichu Emmy i wielkiego bałaganu na blacie, ale koniec końców poszło im nawet nieźle. Dorin właśnie wałkował ciasto, gdy nagle dziewczyna oderwała kawałek ciasta i włożyła go sobie do ust niczym pięcioletnie dziecko podkradające je mamie.
-Fu! -krzyknęła, wypluwając masę z twarzy -To jest słone!
Chłopak już po raz setny westchnął jak mała, rozwydrzona księżniczka, która nie dostała kucyka tego dnia. Przeczesał ręką przydługie włosy. Chwycił w dłoń pudełko, w którym rzekomo miał znajdować się cukier.
- Mówiłem, przecież z napisem S-Ó-L, a tu przecież pisze C-U-K-I-E-R!
- To co z tym robimy? -zapytał Emmy.
Rudowłosa nie odpowiedziała, tylko chwyciła w dłoń kawałek ciemnego ciasta, zaczęła lepić z niej kulę i rzuciła masą prosto na twarz niczego niespodziewającego się chłopaka. Ciasto przylepiło się do jego jasnych włosów i nie chciało się odczepić.
-Ej! -krzyknął i ulepił na podobieństwo dziewczyn ciastową śnieżkę i w nią rzucił w rudą.
Po chwili wybuchła mała wojna na masę piernikową, ale szybko ustała, ponieważ całe ciasto było już poprzyklejane do mebli, włosów albo do ich ubrań. Dorin i Emma usiedli razem na kanapie, nie przejmując się brudem. Dziewczyna była rozbawiona i niczym jak po mocnych dragach wybuchała co chwila niekontrolowanym śmiechem. Cóż, chyba ten imbir to, jednak był halucynogenny. A białowłosy, jak to on pozostał przy swoim niewzruszonym wyrazie twarzy, ale za to jego oczy błyszczały jak kotu na widok choinki.
- Masz może ochotę na barszczyk? -powiedziała po chwili rudowłosa, zabawnie ruszając przy tym e górę i w dół brwiami.
- Ale ty gotujesz.
Emma ruszyła do kuchni, a białowłosy rozłożył się na kanapie obserwując płynne ruchy swojego gościa. Dziewczyna otworzyła najpierw wszystkie drzwiczki od szafek i zaczęła wyrzucać z nich wszystkie potrzebne i te niepotrzebne produkty. W oka mgnieniu na poplamionych blatach powstał ogromny bałagan, a chłopaka przestraszyła myśl o sprzątaniu tego burdelu. Rudowłosa miotała i miotała się w kuchni, wrzucała do garnka zdaje się zupełnie przypadkowe rzeczy, ale chłopak nic nie mówił. Zastanawiał się czy to w ogóle będzie jadalne, ale przecież liczą się chęci, nie?
-Dooooori!! -usłyszał w końcu głos dziewczyny z kuchni, a raczej kuchnio-jadalnio-salonu, bo wszystkie pomieszczenia były ze sobą połączone.
Chłopak podszedł do Emmy i dziwnej mazi w garnku.
-Spróbuj - powiedziała, przez przypadek ochlapując twarz chłopaka barszczem -Ojojoj! Przepraszam, a teraz próbuj!
Podała mu łyżkę, a białowłosy niepewnie włożył ją sobie do ust. Ugh, smak był mocno specyficzny. Smakowało trochę jak wymiociny kota przyprawione szafranem i majerankiem. Chłopak za wszelką cenę starał się nie skrzywić, ale nie wiedział na ile mu to wyszło.
- Jak myślisz? Co jeszcze dodać? -spytała zmartwiona smakiem swojej zupy dziewczyna, opierając dłonie na biodrach.
Białowłosy spojrzał na nią zaskoczony. Ona chciała coś jeszcze coś dodawać do tej brei?
- Może E126? -zapytała całkowicie poważnie, uważnie patrząc w jego oczy, po czym głośno się roześmiała. Ona chyba naprawdę coś brała.
Chłopak uniósłby dwie brwi do góry w tamtym momencie, ale że posiadał tylko jedną, to tylko ta powędrowała do góry.
- Co ja poradzę, że u ciebie niczego nie ma.
- A co? Nie ma zupek chińskich? - białowłosy powtórzył ziemską nazwę zup w opakowaniach, którą jakiś czas temu zobaczył w jakimś sklepie.
- O, jaki światowy się zrobiłeś - skomentowała krótko dziewczyna.
Chłopak nic już nie odpowiedział, tylko wrzucił breję mylnie nazwaną "barszczem" i wziął się za gotowanie zupy. Emma usiadła na blacie i obserwowała jak to robią zawodowcy bez E126 i emulgatora lecytyny. Białowłosy sprawnie obierał buraki i całkiem sprawnie poszło mu zrobienie pięknego, cudownego barszczyku.
- Musimy gotować coś jeszcze? - jęknęła dziewczyna.
- Na razie mamy tylko barszcz i to bez uszek.
- Masz jeszcze ciasteczka w szafkach, starczy nam. I chyba gdzieś widziałam pierogi.
- One są z tamtego roku -skomentował chłopak, a gdy brwi dziewczyny powędrowały ku górze dodał - Nie chciało mi się ich wyrzucać.
- Koniec gotowania. Nie mam już siły i ciemno jest - narzekała dziewczyna.
- Zanim walniesz się na moje czyściutkie łóżeczko to się umyj, bo masz ciasto wszędzie.
Emma zeskoczyła zgrabnie z blatu i ruszyła do łazienki.
- Biorę czerwony ręcznik! -krzyknęła jeszcze na odchodne.
Kto wie, może to nie będą takie straszne święta jak mu się wydawało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits