Postać ubrana w ciemne, prawie czarne, odzienie biegła po płaskich
dachach starych kamieniczek. Co chwila spod jego naciągniętego prawie na
same oczy kaptura wypadały pojedyncze kosmyki białych jak śnieg włosów.
brał szybkie i krótkie oddechy, jego serce biło w zaburzonym rytmie, to
wszystko było efektem tego jak wiele przebiegł. Oczywiście nie robił
tego dla samej frajdy, ba nie odczuwał z powodu tego wysiłku żadnej
większej przyjemności. Był zmuszony do przebiegnięcia tej znacznej
odległości, gdyż za bardzo się ujawnił. Sam nie do końca wiedział, która
część planu o szybkim wypadzie do tego miasta i zebraniu kilku
przydatnych informacji, oraz uzupełnienia zapasów się nie sprawdziła,
ale koniec końców był zmuszony do ucieczki przed jakimiś psopodobnych,
słabszych demonów.
Miał ogromne szczęście, że stało się to w tym małym miasteczku, gdzie nie było po prostu kogoś kto realnie by mu zagrażał, a nie w stolicy Imperium , które było wręcz przepełnione stworzeniami z odmętów piekieł. Był też w dużo lepszej sytuacji, gdyż nie zostawiał za sobą jakiegoś mocnego tropu. Jego aurę, czy coś tam co tamte demony wyczuwały, był ledwo wyczuwalny, wręcz nie zauważalny. Działo się to dzięki temu, że jego trop był maskowany przez jego antymagiczność. Nie był jeszcze do końca przekonany jak to działa, ale skutki były jak najbardziej na jego korzyść, więc jakoś szczególnie mu nie zależało na odkryciu tej małej tajemnicy. Poza tym nawet za bardzo mu na tym nie zależało, mimo upływu tylu lat, jego moc nadal go dość mocno zaskakiwała, więc bardziej starał się rozgryźć większe zagadki swojego ciała niż dlaczego demony go nie wyczuwają.
Był już pewny w stu procentach, że jego oprawcy zgubili go, więc niewiele myśląc zszedł z dość niskiej kamieniczki niczym ogromny pająk. Nie chciał zeskakiwać z tego budynku, ponieważ kilkanaście lat już tak zrobił, a jego piszczele wydały wtedy niezbyt przyjemny dźwięk. I w ten oto ewidentnie głupi sposób złamał obydwie nogi na raz, więc już więcej nie ryzykował. Można przynajmniej powiedzieć po tym, że uczył się na błędach, tylko szkoda, że na swoich, a nie na innych. Po owym wydarzeniu też jego postać nie była już widziana jako w miarę ogarniętego wilkołaka, tylko, no właśnie, gościa, który w epicki sposób złamał obie nóżki.
Naciągnął mocniej kaptur na głowę, który troszeczkę zsunął mu się podczas schodzenia z dachu tej nawet zadbanej kamieniczki. Można leciutko powiedzieć, że był troszeczkę przewrażliwiony na tym punkcie, ale jego uszy były... Hmmm... Niecodzienne? O ile czymś niecodziennym można nazwać elfie małżowiny, to jego uszy były bardzo, bardzo niecodzienne. Ogólnie swoim wyglądem przyciągał więcej uwagi, niż by chciał, ale na to nie miał kompletnie żadnego wpływu. Zazwyczaj starał się wtopić w tłum i udawać kogoś zupełnie normalnego, kogoś kto nie chodzi w rękawiczkach w środku lata. Ale takich chwil nie było zbyt dużo, bardzo sporadycznie odwiedzał jakieś większe miasta.
Rozejrzał się po wąskiej uliczce, prawie wszystkie światła w okolicznych domach były już pogaszone, tylko w nielicznych oknach było widać jakieś oświetlenie. Swym wzrokiem nie dostrzegł żywej duszy, wszystko wydawało się już skrajnie opustoszałe i na marne można było szukać kogokolwiek. Chłopaka to jakoś szczególnie nie dziwiło, bo pora była już dość późna i nikt już raczej nie wychodził ze swego ciepłego i bezpiecznego domostwa.
Prawdę powiedziawszy po tym jak delikatnie mówiąc cały jego misterny plan poszedł w p*zdu, to wilkołak nie miał zielonego pojęcia co ma ze sobą zrobić. To miał być jeden dzień spędzony w mieście i wyjazd przed zmrokiem, a tu proszę środek nocy, a on stoi na środku tej głupiej drogi. Próbował szukać jakiegoś ustronnego miejsca i pójść tam spać, ale jak na złość nie było tu nawet jakiejś głupiej ławeczki. Był więc zmuszony do porzucenia tego pomysłu i znalezienia jakiegoś noclegu. Chodził z dłońmi głęboko wciśniętymi w kieszeni i i z lekką nadzieją w oczach przyglądał się każdemu z widocznych szyldów. Chłód nocy mu nie przeszkadzał, nawet nigdy w jego życiu nie zdarzyło mu się, żeby czuł z tego powodu dyskomfort. Czasem nawet lubił te momenty kiedy przebywał gdzieś gdzie była strasznie niska temperatura, bo wtedy wreszcie czuł troszeczkę chłodu, wreszcie czuł, że jego ogień przygasa.
Chłopak stawał się coraz bardziej znudzony, czyżby w tym mieście nie było nawet jakiegoś baru, hotelu czy czegoś podobnego? Jego wątpliwości szybko okazały się dosyć niesłuszne, bo wreszcie dostrzegł wejście do jakiegoś pubu. Przyspieszył lekko kroku i już po chwili znajdował się w ciepłym wnętrzu budynku. Zapach alkoholu wdarł się do jego nozdrzy i chłopak z niesmakiem delikatnie się skrzywił. Rozejrzał się badawczo po całym pomieszczeniu i z lekkim zdziwieniem zauważył, że nikogo nawet nie zainteresowało jego przybycie. O dziwo też wszystkie stoliki były albo zajęte, albo delikatnie mówiąc nie nadawały się już do dalszego użytkowania. Chłopak trochę się zawiódł, ale jeszcze nie tracił nadziei na jakieś miłe łóżko w tym budynku. Sprawdził jeszcze raz czy ma przy sobie jakiekolwiek pieniądze i ruszył powolutku w kierunku wybranego stolika. Oczywiście był już on zajęty, ale siedząca osoba wyglądała na dosyć nieproblemową i pokojowo nastawioną. No i nie była nawalona w trzy miejsca gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Lawirował dość zgrabnie między mniej lub bardziej pijanymi klientami i wreszcie zasiadł na krześle naprzeciwko nieznajomego. Nadal nie zdjął kaptura i wyglądał dość specyficznie w nim i w skórzanych rękawiczkach.
Jeszcze raz obrzucił mężczyznę naprzeciwko wzrokiem. Byli nawet troszeczkę do siebie podobni, chyba przez to, że obaj posiadali jasne jak śnieg włosy. Tylko te nieznajomego były dużo dłuższe od tych Dorina.
Miał ogromne szczęście, że stało się to w tym małym miasteczku, gdzie nie było po prostu kogoś kto realnie by mu zagrażał, a nie w stolicy Imperium , które było wręcz przepełnione stworzeniami z odmętów piekieł. Był też w dużo lepszej sytuacji, gdyż nie zostawiał za sobą jakiegoś mocnego tropu. Jego aurę, czy coś tam co tamte demony wyczuwały, był ledwo wyczuwalny, wręcz nie zauważalny. Działo się to dzięki temu, że jego trop był maskowany przez jego antymagiczność. Nie był jeszcze do końca przekonany jak to działa, ale skutki były jak najbardziej na jego korzyść, więc jakoś szczególnie mu nie zależało na odkryciu tej małej tajemnicy. Poza tym nawet za bardzo mu na tym nie zależało, mimo upływu tylu lat, jego moc nadal go dość mocno zaskakiwała, więc bardziej starał się rozgryźć większe zagadki swojego ciała niż dlaczego demony go nie wyczuwają.
Był już pewny w stu procentach, że jego oprawcy zgubili go, więc niewiele myśląc zszedł z dość niskiej kamieniczki niczym ogromny pająk. Nie chciał zeskakiwać z tego budynku, ponieważ kilkanaście lat już tak zrobił, a jego piszczele wydały wtedy niezbyt przyjemny dźwięk. I w ten oto ewidentnie głupi sposób złamał obydwie nogi na raz, więc już więcej nie ryzykował. Można przynajmniej powiedzieć po tym, że uczył się na błędach, tylko szkoda, że na swoich, a nie na innych. Po owym wydarzeniu też jego postać nie była już widziana jako w miarę ogarniętego wilkołaka, tylko, no właśnie, gościa, który w epicki sposób złamał obie nóżki.
Naciągnął mocniej kaptur na głowę, który troszeczkę zsunął mu się podczas schodzenia z dachu tej nawet zadbanej kamieniczki. Można leciutko powiedzieć, że był troszeczkę przewrażliwiony na tym punkcie, ale jego uszy były... Hmmm... Niecodzienne? O ile czymś niecodziennym można nazwać elfie małżowiny, to jego uszy były bardzo, bardzo niecodzienne. Ogólnie swoim wyglądem przyciągał więcej uwagi, niż by chciał, ale na to nie miał kompletnie żadnego wpływu. Zazwyczaj starał się wtopić w tłum i udawać kogoś zupełnie normalnego, kogoś kto nie chodzi w rękawiczkach w środku lata. Ale takich chwil nie było zbyt dużo, bardzo sporadycznie odwiedzał jakieś większe miasta.
Rozejrzał się po wąskiej uliczce, prawie wszystkie światła w okolicznych domach były już pogaszone, tylko w nielicznych oknach było widać jakieś oświetlenie. Swym wzrokiem nie dostrzegł żywej duszy, wszystko wydawało się już skrajnie opustoszałe i na marne można było szukać kogokolwiek. Chłopaka to jakoś szczególnie nie dziwiło, bo pora była już dość późna i nikt już raczej nie wychodził ze swego ciepłego i bezpiecznego domostwa.
Prawdę powiedziawszy po tym jak delikatnie mówiąc cały jego misterny plan poszedł w p*zdu, to wilkołak nie miał zielonego pojęcia co ma ze sobą zrobić. To miał być jeden dzień spędzony w mieście i wyjazd przed zmrokiem, a tu proszę środek nocy, a on stoi na środku tej głupiej drogi. Próbował szukać jakiegoś ustronnego miejsca i pójść tam spać, ale jak na złość nie było tu nawet jakiejś głupiej ławeczki. Był więc zmuszony do porzucenia tego pomysłu i znalezienia jakiegoś noclegu. Chodził z dłońmi głęboko wciśniętymi w kieszeni i i z lekką nadzieją w oczach przyglądał się każdemu z widocznych szyldów. Chłód nocy mu nie przeszkadzał, nawet nigdy w jego życiu nie zdarzyło mu się, żeby czuł z tego powodu dyskomfort. Czasem nawet lubił te momenty kiedy przebywał gdzieś gdzie była strasznie niska temperatura, bo wtedy wreszcie czuł troszeczkę chłodu, wreszcie czuł, że jego ogień przygasa.
Chłopak stawał się coraz bardziej znudzony, czyżby w tym mieście nie było nawet jakiegoś baru, hotelu czy czegoś podobnego? Jego wątpliwości szybko okazały się dosyć niesłuszne, bo wreszcie dostrzegł wejście do jakiegoś pubu. Przyspieszył lekko kroku i już po chwili znajdował się w ciepłym wnętrzu budynku. Zapach alkoholu wdarł się do jego nozdrzy i chłopak z niesmakiem delikatnie się skrzywił. Rozejrzał się badawczo po całym pomieszczeniu i z lekkim zdziwieniem zauważył, że nikogo nawet nie zainteresowało jego przybycie. O dziwo też wszystkie stoliki były albo zajęte, albo delikatnie mówiąc nie nadawały się już do dalszego użytkowania. Chłopak trochę się zawiódł, ale jeszcze nie tracił nadziei na jakieś miłe łóżko w tym budynku. Sprawdził jeszcze raz czy ma przy sobie jakiekolwiek pieniądze i ruszył powolutku w kierunku wybranego stolika. Oczywiście był już on zajęty, ale siedząca osoba wyglądała na dosyć nieproblemową i pokojowo nastawioną. No i nie była nawalona w trzy miejsca gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Lawirował dość zgrabnie między mniej lub bardziej pijanymi klientami i wreszcie zasiadł na krześle naprzeciwko nieznajomego. Nadal nie zdjął kaptura i wyglądał dość specyficznie w nim i w skórzanych rękawiczkach.
Jeszcze raz obrzucił mężczyznę naprzeciwko wzrokiem. Byli nawet troszeczkę do siebie podobni, chyba przez to, że obaj posiadali jasne jak śnieg włosy. Tylko te nieznajomego były dużo dłuższe od tych Dorina.
Mishabiru?
Punkty: 890
Punkty: 890
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!