— A dziadków? Opiekunów? — Perun uniósł brew. Dobrze znał procedury. Jeśli nie znajdzie się żaden opiekun, będzie musiał zabrać ja do sierocińca.. A tego nie życzył najgorszemu wrogowi. A co dopiero jakiejś dziewczynce.
— Nie i nie. Ale nie możecie mnie oddać. Mam ojca. — odpowiedziała, lekceważąco odwracając wzrok od basiora.
— To niech cię stąd zabierze. — mruknął. — W przeciwnym razie będę musiał oddać cię do domu dziecka. Takie przepisy. — Lekko wzruszył ramionami.
Dopiero teraz wyglądała, jakby coś ją poruszyło. Oboje tego nie chcieli. Perun z litości, ona z sobie tylko znanego powodu. Co prawda była jeszcze jedna możliwość, ale Perun raczej nie dopuszczał jej do siebie. Mógł po prostu zabrać dziewczynę do siebie na ten czas. Mógł, ale nie był pewien, czy nie zamorduje go, jak będzie spał. W końcu jednak uznał, że nie jest tu mile widziany i opuścił salę, zostawiając dziewczynę samą. Sumienie jednak nie dawało mu spokoju. Ok, nie była zbyt miła, ale była tylko czternastoletnią dziewczynką, która zdecydowanie nie zasługiwała na pobyt w takim miejscu. Usiadł na krześle w poczekalni, budząc powszechne zdziwienie. No tak, nadal się nie przebrał. Oparł głowę na dłoniach, a ręce na kolanach. Spojrzał w dół, próbując pozbierać myśli. Czułby się źle z myślą, że skopał jakiejś małej istotce życie. Wiedział, że w sierocińcu nic dobrego go nie czeka. Zamknął oczy. A w domu będzie musiał mierzyć się z krytycznymi spojrzeniami i generalnie z obecnością młodej. Dawno już nie mieszkał z kimś, był raczej typem samotnika. Zresztą.. i tak częściej nie było go w domu niż był. Może jakoś przetrwałby tę świadomość, że w jego ukochanym mieszkaniu jest ktoś jeszcze oprócz niego. Albo zwyczajnie skupi się na pracy. Tak, tak będzie najlepiej dla każdego. Poza tym, ile trwa delegacja? Tydzień? Dwa? Po tym czasie ojciec na pewno zabierze dziewczynkę. A tyle czasu.. to dużo lub mało, zależy od sytuacji. Mało do wytrzymania, ale wystarczająco dużo, żeby zniszczyć jej psychikę w sierocińcu. Westchnął cicho, po czym rozpuścił włosy, które kaskadą opadły na jego plecy. Tak jakoś czuł się lepiej. Lepiej mu się myślało. Wstał, ponownie westchnął i podszedł do recepcji. Oni już o wszystkim wiedzieli, ale to nie była wina Peruna. To nie on źle podał znieczulenie.
— Persefona von Cortez. — rzucił do kobiety siedzącej przy ladzie. — Kiedy będzie można ją wypisać?
— Maksymalnie dwa dni będzie tu leżała. — odparła uprzejmie, sprawdzając coś w komputerze. — Tak, dwa dni, a potem może już iść do domu. Czemu pytasz, Wołkow?
— Wydaje mi się, że to ja będę musiał ją zabrać.. — Cicho jęknął, jakby dopiero teraz dotarł do niego sens wypowiedzianych słów. — Nie będę miał z tego powodu problemów, prawda?
Zaprzeczyła, lekko się uśmiechając. Ta, bardzo śmieszne, pomyślał Perun. Nie miał żadnego doświadczenia z czternastoletnimi dziewczynkami, które są w stanie zbić chirurga podczas operacji. A teraz będzie musiał gościć taką u siebie. O bogowie. Czemu on się na to zdecydował? Ma zdecydowanie za miękkie serce. Tak, o wiele za miękkie. Czas zacząć być złym gliną, a nie poetą z miękkim serduszkiem.
Dwa dni potem był już gotowy. Wyłożył kanapę pościelą, żeby mała miała gdzie spać. Założył też blokadę na drzwi i okna, żeby mu nie zwiała. Podpisał wszystkie niezbędne papiery, aż w końcu przyszedł ten dzień, kiedy miał ją zabrać. Przyszedł do szpitala po służbie, miał już na sobie cywilne ciuchy, co by nie straszyć pacjentów. Wszedł na salę, po czym podszedł do łóżka dziewczyny. Przez chwilę miał ochotę uciec, ale to nie było w jego stylu.
— Jedziemy do domu, Persefono. — oznajmił, nie patrząc na nią.
Persefona?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!