Zawsze miałam słabą psychikę.
Przeszłość i teraźniejszość.
Cały ten kumulujący się ból musi kiedyś się ulotnić, prawda?
Gdybym chciała, mogłabym żyć kolejne kilka tysięcy lat, lecz po co? Nie mam już nikogo kogo mogłabym kochać. Wypełniłam swoją misję, zrobiłam co musiałam. Jeżeli zniknę nic się nie stanie, nikt nie będzie płakać. Nikt nie zapali świeczki na grobie. Oto właśnie mi chodziło, zostałam sama, pomogłam wszystkim, teraz mogę odejść. Odpocząć.
Stałam na krawędzi betonowego murku, rześki wiatr wprawiał moje włosy w lekki ruch, skutecznie zdmuchując blond kosmyki do tyłu. Czarne niebo usłane milionami, iskrzących się gwiazd górowało nade mną, czułam się jakbym mogła dotknąć przelatujących kilkanaście metrów nad moją głową chmur. Wystarczy tylko wyciągnąć rękę, a dotknę tego niebiańskiego puchu. Wystarczy jeden krok, a dotknę nieba.
Panorama tętniącego życiem miasta, rozpościerała się pod moimi nogami, ubranymi w czarne, obcasy. Tego samego kolory, długa suknia powiewała, jakby chcąc odsunąć mnie od krawędzi.
Śmieszne, wystarczył jeden krok w przód by o wszystkim zapomnieć. O dzieciństwie na zamku i pierwszej miłości, ogromnym bólu i niezmierzonym szczęściu. O wszystkim czego się nauczyłam, o wszystkich tych co spotkałam, o tym co zobaczyłam i czego doświadczyłam. Tak wiele stracić przez jeden krok w przód.
Mimowolnie płakałam, a słone łzy spływały z policzków i spadały w czeluści pod moimi stopami, rozbryzgując się kilkaset metrów niżej, na brudnym chodniku. Nie chciałam ich nawet wycierać, to nie miało już większego znaczenia.
Przeżyłam setki lat, widziałam śmierć wielu ludzi, na których narodzin długo czekałam, poznałam osoby które mnie skrzywdziły i sama wielu okropnie potraktowałam. Straciłam ważne mi osoby i sama opuściłam takowe. Popełniłam wiele grzechów, lecz dawno już je zmyłam, a teraz chciałam to zakończyć.
Ostatni raz przycisnęłam, złożone dłonie do piersi, tracąc równowagę i tym samym spadając. Moje nogi już nie dotykały betonowego muru, a lodowaty wiatr kaleczył ciało. Otworzyłam oczy, widok który ujrzałam zapierał dech w piersiach. Tysiące, złotych świateł palących się w oknach setki kamienic i bloków, w których niewinni i nic nie wiedzący ludzie, spożywali posiłek, lub kładli swoje małe pociechy spać.
Zawsze chciałam mieć dziecko, ale nigdy się go nie doczekałam, choć może nie było mi to pisane?
Im więcej metrów w dół, tym mniej widziałam, oczy zakryły łzy, na twarzy pojawił się nikły uśmiech. Mogłam rozwinąć skrzydła i wzbić się jeszcze w powietrze, lecz nie miałam na to sił, czy choćby ochoty, może gdzieś czekało na mnie lepsze życie, a takie poddawanie się było bez skutkowe, ale to ostatnia decyzja jaką chciałam podjąć.
Przez zamknięte oczy nie widziałam ile dzieli mnie od ziemi i brukowanej uliczki, ale nawet jeśli już się z nią dotknęłam, nie czułam bólu. A gdy otworzyłam oczy, ujrzałam morze, rozpościerające się na całą linię horyzontu, sama siedziałam na miękkiej ziemi, a dłonie wplątywały się w zieloną, trochę kłującą trawę. Pełny księżyc zastąpiła połówka pomarańczowego słońca, a iskrzące się gwiazdy, paleta kolorów na niebie, od pomarańczo do ciemnego granatu. Zawsze kochałam zachody słońca.
- I jak? Jesteś gotowa. - Usłyszałam niski, dobrze znany mi głos.
Spojrzałam się na lewo, koło mnie siedział młody mężczyzna, z białymi, dość długimi włosami, doskonale znałam te piękne rys twarzy, błękitne oczy i szeroki uśmiech. Wstając na kolano i otrzepując biały strój z niewidzialnego brudu, podał mi rękę.
- Zawsze byłam. - Szczerze się uśmiechnęłam i zdjęłam z szyi naszyjnik, dotychczas schowany pod sukienką. - A to chyba należy do ciebie. - Położyłam my na otwartej dłoni wisiorek ze srebrnym krzyżem.
- Masz rację. Dziękuję, ale wolałbym być go zachowała. - Znów zawiesił mi go na szyi i pomógł wstać. - A teraz może przejdziemy się brzegiem morza? - Wskazał ręką rozpościerającą się poniżej wzgórza i klifu, plażę. Rzadko miałam okazję przebywać nad morzem, może właśnie dlatego uwielbiałam jego krajobraz, szum fal i uczucie przesypującego się przez palce sandałów, piasku?
- Będzie zimno. - Stawiłam lekki sprzeciw. Wiedziałam że przy wodzie zawsze jest zimno, choć wiatr nie był aż tak dokuczliwi, wolałam się nie przeziębić.
- Narzekaż, dam ci mój płaszcz. - Lekko się zaśmiał i łapiąc mnie za rękę pociągnął w stronę kamiennych stopni, prowadzących na plażę.
- Ale jak będę chora to twoja wina! - Oboje się zaśmialiśmy i pobiegliśmy w dół wzgórza.
Teraz wreszcie mogłam odpocząć.
Venus odchodzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!