Ból głowy, nieznośny pulsujący ból, który wręcz rozwalał mi głowę. Zanim otworzyłam oczy, przeanalizowałam cały wczorajszy dzień, zastanawiając się co mogło wywołać taki stan. Nie piłam żadnego alkoholu, nawet nie wdawałam się w żadną bójkę. Praktycznie cały dzień spędziłam u siebie studiując księgi z różnorodnymi zaklęciami umacniającymi moje moce, a także pozwalające wyrobić eliksiry, potrzebne chociażby po walce, aby rany leczyły się znacznie szybciej. Nic z tych czynności nie były w stanie wywołać tego co właśnie przeżywam, a nie należę do ludzi, którzy budzą się z bólem, bez powodu. Podniosłam niepewnie powieki i ujrzałam nieznajome mi ściany. Grube szare mury, nawet nie przypominały tych z labiryntu. Byłam w zupełnie innym miejscu. Chcąc poruszyć ręką, jedyne co zrobiłam to zadałam sobie dodatkowy ból. Spojrzałam na węzy, nie były one zwykłe. Miały na sobie czar, sprawiający, że z każdym ruchem pętle się zaciskają. To już dało mi do myślenia, że mam do czynienia z czarodziejem, który ma rozległą wiedzę, bądź też zwykłe szczęście i przypadkowo usłyszał o tym zaklęciu. Zaczęłam rozglądać się po okolicy. Nie byłam nawet pewna, czy w ogóle jestem na Delcie. Poruszałam głową, uważając, aby nie robić przy tym zbyt dużych ruchów ciałem. Siedziałam na środku jakiegoś pomieszczenia, które posiadało małe okienko i jedną parę drzwi. Zacisnęłam pięści. Miałam na sobie jedynie piżamę, zero broni, nawet swojej mocy nie mogę tutaj użyć, zresztą, jeśli to są takie węzy o jakich myślę, to wszelka moja magia zostanie zablokowana. Odchyliłam głowę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Dawno nie miałam takiego stanu. Byłam w typowym potrzasku, nie mogłam nic zrobić, tylko czekać na osobę, która mnie tutaj zamknęła. Sama nie wiem, ile czasu siedziałam w jednym miejscu, gapiąc się na szare ściany, a raczej cegły. Po godzinie, jak nie dwóch do pomieszczenia weszła zakapturzona postać. Nie za wysoka, o raczej drobnej budowie ciała. Przyglądałam jej się z uwagą, chcąc wyłapać jak najwięcej szczegółów. Jednak to co zobaczyłam przeszło wszelkie moje oczekiwania. Ujrzałam swoją własną twarz. Czy to podpucha? Jakiś rodzaj magii? Nie było możliwe, żebym stała tam, skoro siedzę właśnie w tym miejscu. Zmarszczyłam brwi, chcąc wyczuć jakąkolwiek magię, cokolwiek, ale nic. Przypomniała mi się historia sprzed kilku tygodni, gdzie spotkałam swoją alternatywną wersję, czy to możliwe, że to ta sama osoba? Przecież była szczęśliwa w swoim świecie i chciała tam wrócić jak najszybciej, nie mówiąc już o tym, że przez kilka dni odstawiłam wtedy alkohol, bo myślałam, że już szaleje.
- Co jesteś taka zaskoczona? - Zaczęła się śmiać, a ja starałam się udawać poważną. Zupełnie nie przypomina tamtej mnie. Zresztą skąd taka zmiana? Skoro to ja jestem uznawana za tą złą, to czy nie powinna znowu emanować dobrem i uśmiechem? Miałam ochotę iść jej śladem i także zacząć się śmiać, brałam to za głupi żart, może ponownie coś ją do mnie wysłało i chce się zemścić, za moje ostatnie powitanie
- Co Ci odbiło? To ma być zemsta? - Prychnęłam - Wypuść mnie pókim dobra i rozejdziemy się w zgodzie
- Śmieszna jesteś, proponujesz mi to, chociaż sama siedzisz związana, głupia jestem w tym świecie - Jej usta wygięły się w coś w rodzaju dzióbka. To zdecydowanie nie było normalne. - Przykro mi, ale musisz zginąć - Westchnęła teatralnie, a ja podniosłam jedną brew
- Czy Ty czasem nie powinnaś być tą dobrą, szczęśliwą mamuśką? - Mruknęłam, mierząc ją wzrokiem. Po tych słowach, na jej twarzy pojawiły się takie reakcje, jak smutek, gorycz, a także i złość.
- Rodzinka się skończyła, mój mąż mnie zdradzał rozumiesz?! Odebrał mi dzieci i odszedł do tej su*ki, jako kobieta powinnaś mnie zrozumieć - Wzruszyła ramionami, na co pokiwałam przecząco głową.
- Jesteś walnięta, nie mam pojęcia po co mi to w ogóle mówisz, nic nie zmienię, wiesz o tym? - Oparłam się zrezygnowana o krzesło. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek spotkam chorą psychicznie siebie.
- Ty wszystko zmienisz! Skoro w tamtym świecie, on mnie zdradzał, to w tym będziemy szczęśliwą rodziną, a żeby tego dokonać musisz zniknąć - Zaczęła się śmiać całym gardłem. Dopiero teraz, gdy miałam rozluźnione mięśnie i opierałam się wygodnie, poczułam, że mogę poluzować sznury. Jeśli zdobędę odpowiednio dużo czasu, dam radę się uwolnić, a zaraz po tym wyjdę.
- A co z Twoimi dziećmi? Chcesz ich pozbawić matki? Nie ważne, jak bardzo jesteś do mnie podobna, nie możesz być mną, nawet w najgorszej sytuacji bym tak nie postąpiła - Warknęłam, na co zacisnęła dłonie w pięść, uderzając mnie prosto w brzuch. Wydałam z siebie cichy krzyk, miałam wrażenie, że dobre dwa żebra zostały uszkodzone. Dobrze trafiła, nie wiem czy specjalne czy przez czysty traf.
- Nie znasz się, nie masz dzieci, nie wiesz jak to jest! - Odsunęła się łapiąc się za swoje włosy. - Zresztą, tutaj będą takie same, nawet wygląd będą mieć ten sam, nadam im te same imiona, wszystko będzie takie jak powinno!
Stojąc do mnie tyłem, nawet nie widziała, jak sznur powoli osuwa się na ziemię. Widać, że większość życia spędziła usługując mężowi, aż mi jej szkoda. Stanęłam na równe nogi prostując wszystkie kości.
- Jesteś walnięta, nie dziwię się, że ten gościu od Ciebie odszedł - Ułożyłam dłonie na karku, odwróciła się chcąc zadać kolejny cios, ale zatrzymała się zaskoczona, widząc mnie. Nie zrobiła kolejnego kroku, gdy cienie owinęły się wokół jej nóg.
- Nie możesz!
- Mogę i to robię. Mam nadzieję, że tutaj zgnijesz, bo nie ma sensu, abyś wracała do swojego świata- Nie zwracając uwagi na jej kolejne komentarze. Zamknęłam drzwi, zatrzaskując je wszelkimi możliwymi sposobami. Wychodząc ze starego budynku, dostrzegłam, że jestem na ziemi. Cóż, jak już tu jestem to skorzystam i zrobię zakupy, przynajmniej taki pożytek będzie z mojego alternatywnego ja.
Koniec!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!