Spojrzałam na gruby płaszcz i wręcz przeszły mnie dreszcze, gdy
poczułam, jaki jest ciężki, a także sztywny w dotyku. Najgorsza rzecz, w
jakiej można walczyć. W zwiewnych ubraniach można było wykonywać
wszystkie ruchy ze swobodą. Nic nie plątało się pod nogami, w tym czuje,
że nawet szczeniak byłby w stanie mnie obalić. Jedną z tych mocnych
stron, jakie posiadałam to była właśnie szybkość i zwinność. Nigdy nie
miałam wielkiej siły, powiedziałabym nawet, że pomimo wszelkich ćwiczeń i
tak byłam za słaba. Spojrzałam na mężczyznę, który najwidoczniej był z
siebie jakże zadowolony. Przewróciłam oczami, widząc jego minę i
zarzuciłam na siebie ten okropny płaszcz.
— Nie myśl, że zapomnę Ci ten test, zemszczę się w najbliższym czasie — Podniosłam diabelsko kącik ust, na co się zaśmiał.
— Nie
wątpię. Jutro opowiem Ci o zasadach i zadaniach, jakie będą na Ciebie
czekać. Na razie idź odpocząć — Nacisnął na ostatnie zdanie, na co się
jedynie przeciągnęłam. Samo ciało nie bolało tak bardzo, jak rany, które
zostały zrobione przez szkło. Na szczęście nie są głębokie, także są
szanse, że blizn nie zostanie zbyt wiele, chociaż znam samą siebie i
wiem, że nie byłabym sobą, gdyby wszystko ładnie zniknęło.
— Pierwszy raz nie będę się z Tobą kłócić. —
Mruknęłam, wskakując na dwa niewidzialne stopnia. Odwróciłam się
jeszcze do niego i podniosłam rękę na pożegnanie, po czym zaczęłam
skakać w kierunku swojego mieszkania. Zadowolona weszłam do środka,
gdzie znalazłam jeszcze trochę jedzenie z ziemi. Zadowolona zajęłam się
jedzeniem, a także opróżnianiem jednej z butelek. Patrząc na swoją
szafkę, będę musiała iść do drugiego świata, aby zrobić niemałe zakupy.
Wbrew pozorom takie zapasy, warto mieć, gdyby nadeszły gorsze czasy.
Pomimo iż teraz należę do jednej z watah, to i tak moje przyzwyczajenia
tak szybko mi nie miną. Ułożyłam się na łóżku, zamykając oczy. Zaczynam
się obawiać, zasad, jakie mi jutro zostaną wyjawione. Jednak, jeśli będą
mi bardzo przeszkadzać, to zawsze będę mogła rzucić to wszystko i znowu
żyć w samotności czyż nie? Rozmyślałam nad wszystkim i niczym, gdy do
moich uszu dotarł dźwięk krzyku. Zaskoczona wstałam, zarzucając na
siebie płaszcz i chowając za niego sztylety. Ostrożnie wyszłam na
zewnątrz, rozejrzałam się dookoła. Moją uwagę przykuło niebo, które
wręcz się rozrywało, ukazując czerwoną grubą linię. Zmarszczyłam brwi,
nie rozumiejąc, co się tutaj odwala. Szłam pewnie w kierunku dźwięku,
gdy ujrzałam coś...a raczej kogoś na koniu. Cofnęłam się, widząc, jak
pozbawia jakiegoś człowieka życia. Nie znałam go, a sama miałam w
planach żyć. Zresztą, nawet jeśli teraz bym się na to coś rzuciła to i
tak nie uratowałabym nieszczęśnika. Znalazł się w złym miejscu, o złej
porze. Nie miałam nawet czasu dobrze obmyślić planu, gdy jeździec
zauważył moją osobę. Przeklęłam pod nosem, wyciągając dwa sztylety, gdy
ruszył na mnie z niewyobrażalną prędkością, wyrzuciłam w jego kierunku
ostrza, a sama wskoczyłam na schodki, aby ominąć zderzenia i
natychmiastowej śmierci. Broń wręcz przez to coś przeleciała, nie robiąc
mu żadnej krzywdy. Zaskoczona spojrzałam na sztylety, które były
rozgrzane do granic możliwości. Zmarszczyłam brwi, patrząc na
nieznajomego, który chciał skoczyć na rumaku, aby mnie dopaść. W jednej
chwili koń został złapany przez ciemne pnącza, które owinęły mu się
wokół kopyt. Przez krótką chwilę przez myśl, przeszło mi to, aby się
zmienić. Użyć mocy specjalnej. Tylko jeśli do tego dojdzie, zniszczę o
wiele więcej rzeczy, jak nie ludzi. Chciałam zadać kolejny atak, nie
przewidziałam jednak, że tak łatwo uda mu się uwolnić spod mojej mocy.
Uderzył mnie ręką na tyle mocno, że upadłam. Nad swoją twarzą ujrzałam
spód kopyta i tylko dlatego, że zdążyłam się przeturlać i wstać, moja
twarz wciąż była w jednym kawałku. Zaczęłam odczuwać zmęczenie i ból.
Rany, które zadał mi Mobius na teście, zaczynały się otwierać, a zapach
krwi tylko pobudzał towarzysza, który nie był w stosunku do mnie
pokojowo nastawiony. Ponownie chciałam wskoczyć na płytki, lecz coś
złapała mnie za ubranie. Poczułam ogromny ból w kręgosłupie. Zostałam
wręcz rzucona o ziemię. Kaszlnęłam dwa razy, łapczywie łapiąc w płuca
powietrze. Po raz kolejny w ostatnich sekundach ominęłam szarże konia.
Jeśli tak dalej pójdzie, zginę pod nim. Wstałam, ledwo utrzymując
równowagę. To nie jest dobra pora na walkę, mój organizm ledwo co
wytrzymuje takie napięcie. Złapałam się za ramię i skupiłam całą swoją
uwagę na jeźdźcy, który
cały czas przemieszczał się na koniu. Wokół niego zaczęły tworzyć się
tornada, które uniemożliwiały mu tak szybkie podróżowanie. W pewnym
momencie coś zwróciło moją uwagę. Podczas większego podmuchu, zachwiał
się na koniu, a czerwień płynąca w nim i zwierzęciu zaczęła zagasać.
Czyżby byli w jakimś stopniu połączeni ze sobą? Jeśli tak jest, to już
wiem, jak można ich pokonać. Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam dłonie w
pięść. Jeśli ten atak nie wyjdzie, to jestem martwa. Skierowałam
wszystkie tornada na niego, a sama wskoczyłam na kilka płytek.
Odczekałam kilka sekund, na odpowiedni powiew wiatru, a zaraz po tym
skoczyłam, uderzając z całej siły swym butem i tors jeźdźcy. Spadł z
wielkim hukiem. Podniosłam się na kolana i spojrzałam na niego, starając
się unormować oddech, nie miałam nawet siły wstać na równe nogi.
Zarówno to coś, jak i koń wili się przez chwilę na ziemi, wydając
rozpaczliwe dźwięki, po czym najzwyczajniej w świecie zmienili się w
pył. Odetchnęłam z wielką ulgą. Położyłam się na twardej ziemi, gdzie
leżałam w bezruchu przez co najmniej godzinę, w końcu coś mną ruszyło i
wysiliłam się, aby podnieść się do odpowiedniej pozycji. Złapałam od
niechcenia za sztylety i z towarzyszącym mi bólem po raz drugi tego dnia
skierowałam do domu, na odpoczynek. Opadłam na łóżko, jęcząc przy
okazji z bólu. Dopiero gdy zamknęłam oczy, poczułam ulgę.
Widziałam
tylko czerń i dobiegające głosy, które były coraz bliżej mnie. W końcu
zmęczona podniosłam powieki, aby ujrzeć nad sobą znajomą twarz.
— Czego chcesz? - Mruknęłam, przesuwając się na łóżku, aby usiąść. Ze wszystkich sił starałam się ukryć ból.
—
Nie pokazywałaś się cały dzień, miałaś dzisiaj przyjść — Jego głos był
poważny, tak samo, jak i mimika. Najwidoczniej ceni sobie prawdomówność —
Co Ci się w ogóle stało?
— To nic — Mruknęłam. Z jego wypowiedzi,
wynika jasno, że przespałam cały dzień. Spojrzałam pod siebie, na
kołdrze, gdzieniegdzie, widniały smugi krwi. - Miałam małe starcie,
przejdzie — Dodałam po chwili.
— Małe starcie? Z kim? — Zmarszczył brwi, siadając obok mnie.
— Nie wiem, jakiś gość na koniu, jakby z lawy, nie dało się go zabić, musiał...
— Spaść z konia — Dokończył za mnie, na co skinęłam głową. - Dark Rider, dawno nie był widoczny w tych okolicach, masz sporo szczęścia, że żyjesz — Westchnął - Widziałaś, przy nim jakąś ofiarę?
—
Jakieś mężczyznę, ale nigdy go nie widziałam. Sądząc po stroju, był to
jakiś zakonnik, czy coś w tym rodzaju. - Wyjaśniłam, opierając się o
poduszkę i biorąc głęboki wdech.
— Pozwól — Wyciągnął dłonie w moim
kierunku, co spotkało się z moim krzywym spojrzeniem — Chce Cię tylko
opatrzyć, ciężko oddychasz, możesz mieć połamane żebra — Wyjaśnił, na co
przymknęłam oczy. No tak, kilka razy upadłam na ziemię i to z dosyć
wysoka. Niechętnie uniosłam koszulkę ku górze.
— Tylko szybko — Dodałam od niechcenia.
Mobius?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!