17 sierpnia 2017

Od Mobiusa C.D Sarah "Walka ze Śmierciożercą"

Ostatnio na Assyrium zaległo się zbyt dużo plugastwa. Taiga została zaatakowana przez jeźdźca, a teraz to.. Patrzyłem na dziwne wilcze ślady, które niemal mieniły się ogniem. Dobrze wiedziałem, jaki stwór to pozostawił i modliłem się, by nie wpadł na żadne niewinne stworzenie podczas swojej wycieczki. No jak ma się takie przesrane życie, że zostawia się na ziemi własne ślady, które przyciągają wzrok z kilometra, trudno się skradać i w ogóle coś upolować. Wykrakałem. Warknąłem widząc ciało, a wokół niego mnóstwo tropów. Przykucnąłem. Satyr. Dostrzegłem na ciele stworzenia odwrócony krzyż, już nie mam wątpliwość. Śmierciożerca. Na całe szczęście nie trafił na jednorożca, zabicie takiego, mogłoby go trochę podrasować. Wyprostowałem się. Nie powinienem, tak zostawiać tutaj tego ciała, jednak nie mam czasu. Przemieniłem się w wilka i ruszyłem biegiem, przed siebie. Zapach wroga był tak nieprzyjemny, że kuł mnie w nozdrza. Cóż za wstrętny odór. Sam nie wiedziałem, czy tak pachnie śmierć, czy to cholerstwo po prostu nie wie co to mydło. Jakimś cudem nie miałem odruchów wymiotnych. W sumie i tak nic nie jadłem, więc nie miałem z czego opróżnić żołądka. Zaczynałem czuć zmęczenie, mój bieg trwał już dobre kilkanaście minut. Jak dawno temu to coś tutaj było? Trop wydaje się świeży, ale czas przez który poszukuje stworzenia zaprzecza mojej teorii. nagle dostrzegłem, jak drzewa robią się gęstsze i dużo wyższe. Zatrzymałem się z impetem. Ziemie elfów. Stwór pewnie już nie żyje. Westchnąłem. Taka długa wyprawa na nic. Chciałem już wrócić, gdy wyczułem obecność elfa. Uniosłem wargi do góry, by pokazać szereg ostrych zębów. Przed moimi oczami pojawił się jeden z wspomnianego przed chwilą gatunku. Nie wszedłem na ich teren, nie mają powodu, by mnie atakować. Chociaż kto je wie, przeklęte samoluby
- To ty przyprowadziłeś tutaj Śmierciożercę? - Usłyszałem męski głos. Elf stał wyprostowany, dumny niczym paw
- Wybacz, ale ja go ścigam, co z logicznego punktu widzenia jest niemożliwe, bym go "przyprowadził" - Powiedziałem miło, delikatnie uchylając łeb, w oznace, że przybywam w pokoju
- Nieważne, weź odpowiedzialność za swoje czyny i zabij to stworzenie, udało się na północ - Brzmiało jak podstęp, jednak fakt iż elfowie są tak honorowi, zaprzeczał temu. Zwyczajnie chcieli mnie wykorzystać, bym to ja zabił Śmierciożerce, nie musieliby ruszyć palcem, zero strat, a do tego młodzi strażnicy mają rozrywkę z oglądania
- Dziękuję za wskazanie drogi - Odparłem miło, ale dostałem jedynie pognębiające spojrzenie. Czyżby tego królewicza odrażały wilki? Chyba jeszcze bardziej polubię tę formę. Bez uzyskania odpowiedzi, ruszyłem za śladami. Skoro Elf czekał tutaj na mnie, oznacza to, że stworzenie nie jest daleko. Albo miejmy taką nadzieję. Po kilku minutach biegu, dostrzegłem wielką jaskinię. Śmierciożerca czuje się pewnie tam jak ryba w wodzie. Muszę jakoś go stamtąd wyciągnąć. Zacząłem się rozglądać. Normalnie urwałbym gałąź i spróbowałbym wystraszyć go ogniem, ale kto wie jak elfowie zareagują, jak dotknę w ogóle listek na drzewie. Nabrałem dużo powietrza do ust i z niechęcią wszedłem w pochłaniająca mnie ciemność. Odór był nie do zniesienia, nie potrafiłem stwierdzić, gdzie może znajdować się wróg. Wyczuwałem pod łapami wilgoć, ostre skały podrażniały moje poduszki, doprowadzając moje ciało do nieprzyjemnych dreszczy. W pewnym momencie nadepnąłem na coś, co pękło i oddało charakterystyczny dźwięk. Kość. Zaciągnąłem się zapachem, który był przy samej ziemi. Stęchlizna. Śmierciożerca, na pewno dopiero tutaj nie przybył. To jest jego główne leże. Przełknąłem ślinę, myślałem, że idę za niedoświadczonym wilczkiem. Myślałem, że to on jest ofiarą, a tak naprawdę ja nią byłem. Nagle poczułem silne uderzenie w klatkę piersiową, moje ciało zatrzymało się dopiero na twardej skale. Zachłysnąłem się powietrzem i zacząłem nachalnie kaszleć. Nic nie widzę, nawet nie wyczuję tego stwora, pozostał mnie słuch, ale ułatwiać sprawy mu nie będę. Zacisnąłem zęby i przemieniłem się w człowieka. Wyjąłem swoją fajkę z torby i zaciągnąłem się. Wypuściłem z ust ogromną ilość dumy, która rozprzestrzeniła się po całej jaskini. Teraz i ty nic nie czujesz i nie widzisz mały sku*wielu. Uśmiechnąłem się i wstałem, by się jak najszybciej przemieścić. Nagle usłyszałem jakiś hałas po mojej lewej. Blisko, zbyt blisko. Uchyliłem się w ostatniej chwili, a ruch powietrza, dał mi do zrozumienia, że właśnie uniknąłem mocnego uderzenia. W mojej ręce pojawił się szklany sztylet, którym się zamachnąłem i zacząłem ciąć powietrze. Nic nie trafiłem, nic tam nie było... Najchętniej zmieniłbym wszystko w szkło i rzucił się na to cholerstwo, jednak wtedy nie miałem szans by go usłyszeć. No chyba że stwór nigdy nie jeździł na łyżwach i co chwilę będzie się przewracał. Stawiałem powoli kolejne kroki, upewniając się na jaką powierzchnie natrafiam. Usłyszałem łamaną kość, jak najszybciej rzuciłem w tamtym kierunku sztylet i doszedł do moich uszu okropny pisk. Trafiłem. Zasłoniłem uszy, gdyż ten "krzyk" był na tyle głośny i intensywny, że moja głowa prawie eksplodowała. Odruchowo oddałem z siebie cichy odgłos. Pisk ustał. Wydałem swoje położenie. Próbowałem uspokoić oddech i powoli, znowu ruszyłem wzdłuż ściany. Bez jakiegokolwiek dźwięku i ostrzeżenia, pod mojej klatce piersiowej przeszły pazury. Syknąłem z bólu i mając w dłoni kawałek szkła rzuciłem się przed siebie. W dłoni poczułem coś w rodzai sierści, jednak ta z łatwością wydostała się z mojego uścisku. Bez wytchnienia zacząłem szastać dostępną bronią na prawo i lewo, aż silne szczęki zacisnęły się na mojej ręce. Krzyknąłem z bólu i uderzyłem kilkukrotnie pięścią w stworzenia, aż nie puściło mojej przedniej kończyny. Dotknąłem ręki, krwawiła, zbyt mocno. Śmierciożerca najprawdopodobniej przebił tętnicę. Jak tak dalej pójdzie, wykrwawię się tutaj. Zacisnąłem szczęki i wszędzie dokoła siebie wytworzyłem lustra. Wszystkie prócz te obok mnie zniszczyłem. Kolejny głośny pisk. Z głośny westchnięciem zacisnąłem koszulkę wokół krwawiącej rany. Otaczające mnie lustra zniknęły. Teraz jak tak dużo odłamków jest na ziemi usłyszę każdy krok. Nie czekałem długo co chwilę słyszałem chrzęst szkła. Zadowolony wytworzyłem w sprawnej dłoni lodowe sztylety, które rzucałem do skutku. Głośne piski zawsze dawały mi oznakę, czy trafiłem. Kiedy rzuciłem już co najmniej szósty sztylet, krzyki były już słabsze, z każdym kolejnym, coraz cichsze, aż nagle coś upadło na ziemię. Sk*rwiel w końcu padł. Jak za to nie dostanę od Elfów gorącej herbaty, to chyba strzele sobie w łeb...
~ Kilka godzin później ~
 
Dom, słodki dom. Zadowolony, bo opatrzony i wypoczęty, chwyciłem za klamkę. Nagle dostrzegłem pod drzwiami jakąś kartkę. Zdezorientowany podniosłem ją i zrozumiałem, że był to list, jednak nie miałem pojęcia, kto mógłby go przysłać. Wszedłem do środka i rozsiadłem się przy stoliku. Kartka przyszła z Imperium, a nadawcą jest.. Sarah Hersey. Chwilowo nie mogłem sobie przypomnieć takowej osoby, jednak wraz z zagłębianiem się w list, wszystko wróciło. A więc, to ta dziewczyna, z która walczyłem tamtego dnia. Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem starą kartkę spod kilku tomów ksiąg. Wziąłem też pióro i zamoczyłem je w atramencie. Chyba czas opowiedzieć co tam u mnie
- Droga Sarah, Cieszę się, że znowu mam okazję o Tobie usłyszeć... - Czytałem na głos treść listu

 
< Sarah? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits