Od niepamiętnych czasów, Khazra szukała swojego powołania. Zaczęła od gry na skrzypcach, jednak po kilku lekcjach zorientowała się, że dźwięki które wydają jej skrzypce były nieco inne od tych, które tworzyli zawodowcy. Być może nawet więcej niż nieco inne. Rodzice błagali ją, by porzuciła grę na instrumencie, tak samo jak nieznajomi na ulicy. Uciekały nawet od niej koty. Ale nie odpuszczała. Był jednak zniechęcona do gry w publicznych miejscach przez płaczące przez to dzieci, mężczyznę z papierami, który mówił o rozporządzeniach miasta i przez wywoływane przez to małe zamieszki. Jednak w końcu ojciec powiedział jej, że kiedy grała, wszystkie kwiaty matki tracą chęć do życia i natychmiast usychają. Przysmaki nie miały smaku, a lamy migrowały z powodu jej muzyki, a jak wiadomo nie są wędrownymi zwierzętami. Dzieci sądziły, że istniał jakiś straszny potwór, w połowie koń, w połowie ogromny i smutny kurczak, który żył w jeziorze i wzywał z niego świat, który zabijając go da mu słodką ucieczkę. I tak oto musiała porzucić marzenia dotyczące gry na skrzypcach... i w ogóle na każdym instrumencie. Zostało jej tylko słuchanie i ewentualnie śpiewanie, choć nie znosiła śpiewać.
Niedawno później, dzięki pomocy Fernira odkryła swoje powołanie.
Kobieta siedząca na parapecie w ogóle nie zwracała uwagi na jej otoczenie. Bar średniej jakości był dla niej czymś nieistotnym, liczyło się tylko ostrzenie noży. Gdy skończyła, schowała broń w specjalnych "kieszeniach". Podeszła do lady, za którą stał barman i poprosiła o szklankę szkockiej whisky. Oparła się o blat i delikatnie ugięła swoje długie jak stołki barowe nogi. W pewnym momencie ktoś stanął koło brunetki i spojrzał na nią pijanym wzrokiem.
- Cześć mała.- zaczął.
- Spadaj.- mruknęła, wyprostowując się i odstawiając pustą szklankę. Teraz kompletnie zrównała się z sąsiadem.
- Ostra jesteś, lubię takie.- zbliżył się i delikatnie pogładził ją po policzku.
Khazra szybko złapała jego rękę i wykręciła mu ją za plecami.
- Stawiasz się, suko?- mężczyzna wyrwał rękę z żelaznego uścisku i uderzył kobietę z całej siły. Khazra upadła na podłogę, a z jej policzka popłynęła krew. Przyłożyła dłoń do rany i po chwili spojrzała na nią. Gdy ujrzała tam szkarłatną ciecz, czaszki na jej prawej ręce zabłysnęły czerwonym blaskiem. Goście w barze obserwowali ją z ciekawością, zapewne tylko szukając pretekstu aby rozpocząć wielką bójkę. Nie mogła ich rozczarować. Podniosła się z ziemi i agresorowi, uderzając go w brzuch. I tak oto spełniło się marzenie gości, rozpoczęła się wielka walka, wszędzie było słychać tłuczone szkło, przewalające się stoły i krzesła. Jednak Khazrze to nie wystarczyło, wpadła w amok i nic ani nikt nie mógł powstrzymać jej gniewu. Przemieniła się w wilka i rzuciła się na wcześniejszego przeciwnika. Bez problemu rozpruła mu gardło i zostawiła go aby się wykrwawił. Po chwili rzuciła się w wir walki.
Czarna wadera stanęła przy drzwiach, ciężko sapiąc. Wokół walały się trupy, naliczyła ich co najmniej dziesięć i co najmniej dziesięciu nieprzytomnych. Reszta gości uciekła lub po prostu uniknęła jej ataków, nie mieszając się w bójkę. Ostatni raz omiotła spojrzeniem bar, uspokajając potwora, drzemiącego w jej ciele. Barman patrzył na nią oszołomiony, z daleka usłyszała ciężkie kroki.
Cholerna policja.
Przemieniła się w człowieka i wybiegła z baru, skręcając w szaleńczym tempie w losową uliczkę. Gdy była niemal pewna swojego bezpieczeństwa, zwolniła i skierowała się do swojego mieszkania. Po chwili usłyszała jednak za sobą kroki i była pewna że to nie stróż prawa.
- Czego?- warknęła, odwracając się na pięcie.- O kurde, przepraszam.- dodała po chwili.
No cóż, Darkness?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!