06 lipca 2017

Od Calypto do Laroty

Spojrzałem na zegarek i delikatnie roztarłem skronie.
- Jasne.- mruknąłem.- O której?
- Co powiesz na... dwudziestą?- zapytała dziewczyna wesołym głosem.
- Mi pasuje.- powoli podniosłem się z łóżka.- To do wieczora.
- Do zobaczenia!- Larota się rozłączyła.
Odłożyłem telefon na szafkę nocną i ponownie opadłem na materac.
Trzeba się w końcu ogarnąć, Ahrazil.

Na miejsce przybyłem trochę spóźniony. Zresztą jak zawsze. Larota chyba już szykowała się do wyjścia albo po prostu straciła nadzieję na to, że przyjdę. Podszedłem do niej szybko.
- Przepraszam za spóźnienie.- powiedziałem, wyciągając zza pleców pomarańczowe róże.
Larota z uśmiechem przyjęła kwiaty.
- Myślałam już że nie przyjdziesz.- przyznała, zanurzając nos w bukiecie.- Pięknie pachną. Dziękuję.
- Zawsze się spóźniam, musisz przywyknąć.- uśmiechnąłem się i przeczesałem knajpę spojrzeniem. Wielu typów znałem i szczerze, nie pragnąłem kolejnych rozmów.- Słuchaj, co powiesz na to żebyśmy poszli do mnie? To niedaleko, na obrzeżach wyspy.
- Co?- zapytała, mrużąc oczy.
- Obiecuję, żadnych gierek.- uśmiechnąłem się chytrze.
- No dobrze.- wycelowała we mnie palcem.- Żadnych gierek, tak?

W drodze próbowałem dowiedzieć się od niej jak najwięcej. Była Łowcą Głów i Treserem i lubiła te prace, na Ziemi była kelnerką. Mieszkała niedaleko tamtej speluny z wściekłymi typami, nie miała chłopaka, mieszkała sama... i zbytnio mi ufała. Nigdy nie lubiłem takich ludzi, choć wiedziałem że Larota będzie wyjątkiem.
Zatrzymałem się przed złotą bramą i otworzyłem małą furtkę z boku.
- Łał, czym się zajmujesz że stać cię na coś takiego?- zapytała, wchodząc na posesję.
- Wygrałem ją tydzień temu w bilard.- odparłem.
- Musisz świetnie grać.
- Najlepiej na świecie, mogę cię nauczyć. Bilard, gry karciane... jeśli chcesz mogę cię nawet nauczyć kraść.
Larota uśmiechnęła się, pobiegła w stronę wejścia, wskoczyła na schody i stanęła przed drzwiami. Stanąłem przy niej, otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Dziewczyna weszła do domu, ocierając się o moje ramię.
Willa miała dwa piętra i piwnicę. Na parterze znajdował się salon połączony z kuchnią, mała łazienka, pralnia i duży gabinet. Na pierwszym piętrze były trzy sypialnie, każda z osobną łazienką i wielka, przestronna garderoba. Na strychu było magazyn i komputer, który kontrolował wszystko co działo się w domu.  W piwnicy znajdowała się izolatka, czyli miejsce do treningów, garaż i coś w rodzaju labolatorium.
Cała willa utrzymana była w czarnych, białych i szarych barwach, a wyjątkiem były szerokie schody między dwoma piętrami, wykończone złotymi ornamentami. Skierowałem Larotę do kuchni i oparłem się o kuchenny blat.
- Napijesz się czegoś?- zapytałem.- Mam niezłe czerwone wino.
- Może być to wino.- uśmiechnęła się.
Wyciągnąłem z szafki butelkę z winem i wlałem napój do kieliszków.
- Okej. Zamawiamy coś do jedzenia czy robimy sami?- ponownie oparłem się o blat.
- Umiesz gotować. Czy ty w ogóle masz jakieś wady?- spytała.
- A czy w ogóle mam jakieś zalety?- otworzyłem lodówkę i oparłem się o otwarte drzwi.- Co powiesz na taco?
- Taco?
- Pomidory, sałata i ser.
- Wiem, co to jest taco!
Wyjąłem potrzebne składniki i umyłem ręce aż po łokcie. Pogmerałem w szufladzie i wyciągnąłem nóż. Wycelowałem nim w dziewczynę i uśmiechnąłem się.
- Chodź tu. Nauczę cię przyrządzać taco.
Wystawiłem deskę do krojenia i położyłem obok nóż. Larota podeszła do blatu i złapała nóż.
- Po pierwsze.- zacząłem, stając za dziewczyną i kładąc ręce na blacie tuż przy jej.- Wybierz pomidora.- Schyliłem głowę tak, że moje usta znalazły się przy jej uchu. - Mocniej chwyć nóż.
- Szef kuchni zawsze stoi tak blisko?- zapytała niepewnie.
- Gdy zdradza sekrety kulinarne, tak.- odsunąłem się i przyjrzałem się Larocie.- Z grubsza, pichcenie to nic trudnego. Rzecz wrodzona. Albo to się ma, albo nie. Jak chemia. Jesteś gotowa na chemię?
- Ty mi powiedz. Jestem gotowa na chemię?
Roześmiałem się gardłowo, szczerząc zęby w uśmiechu.

Po kolacji powkładałem talerze do zlewu.
- Ja zmywam, ty wycierasz.- poszperałem w szufladach i rzuciłem dziewczynie ścierkę do naczyń.
Larota mruknęła coś pod nosem.
- Co?
- Yyy, nic. Zupełnie nic. Ty zmywasz, ja wycieram.
Naczyń było nie wiele i uwinąwszy się z nimi bardzo szybko, znaleźliśmy się w ciasnej przestrzeni koło zlewu. Larota odsunęła się delikatnie.
- Strach cię obleciał?- mruknąłem.
- Nie.
- Kłamczucha.
- Nie boję się ciebie.
- Intrygujące.
- Może boję się, yyy...
- Że mnie polubisz?
- Tak.- odetchnęła z ulgą.- To znaczy, nie! Nie to chciałam powiedzieć.
Zaśmiałem się łagodnie i zbliżyłem się do dziewczyny. Złapałem ją za ręce, tak żeby nie mogła się ruszyć i posadziłem ją na blacie. Nasze twarze znalazły się na tej równej wysokości. Utkwiłem w niej oczy, delikatnie uśmiechnięty. Przysunęła się tak, że jej nogi zadyndały nad moim pasem. Rozłożyłem ręce na blacie, przy jej biodrach.
- Muszę już iść.- wyszeptała.
- Tutaj?- pocałowałem jej bark.- Czy tutaj?- przeniosłem się na szyję.

Zium zium. Larota?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits