18 czerwca 2017

Od Taigi (+Quest 29) C.D Mobius

Spojrzałam na sakiewkę, którą rzucił w mym kierunku. Niepewnie schowałam ją pod płaszcz, patrząc na niego pytającym wzrokiem. Nie sądziłam, że mówi poważnie co do tego balu, raczej spodziewałam się, że będzie z tego kpić, tak jakby nie wystarczyło, że straciłam swoje kamyki. Odwróciłam się od niego, znikając za rogiem, zastanawiając się, gdzie powinnam pójść najpierw. Nie chodziłam po takich sklepach, będąc tutaj. Przybywałam tu, aby się zabawić, najeść i może w chwilach, gdy samotność doskwierała mi za bardzo, a towarzystwo wisielca mi nie wystarczało. Stanęłam przed sklepem, gdzie szyld uwieszony nad drzwiami jasno dawał do rozumienia, że wydam tutaj więcej papierków, niż na jedzenie, które starczyłoby na cały miesiąc. Westchnęłam i weszłam do środka. Wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę. Kobiety poubierane były w przeróżne kolorowe fatałaszki, wyglądały niczym nadworne damy, szykujące się na ważne wystąpienie, może ten bal to coś popularnego w tym mieście? Jedna z ekspedientek podeszła do mnie od niechcenia marszcząc nos. Obejrzała mnie od stóp do głów i najwyraźniej uznała, że nie jestem godna bycia w tym sklepie, gdyż praktycznie chciała mnie wypchnąć za drzwi z tłumaczeniem, że nie sprzedają nic poniżej jednego tysiąca. Złapałam ją za rękę, którą ułożyła na moim ramieniu i zacisnęłam palce w porządnym uścisku. Podniosłam kącik ust, widząc, jak zaczyna się krzywić. Pewnie zrobiłam dwa kroki do przodu i rzuciłam jej na ladę sakiewkę, z której wystawały pieniądze, widząc to, jej stosunek do mnie zmienił się o 180 stopni. Nienawidziłam takich ludzi, parszywych, chcących się jedynie na kimś wzbogacić. Nie liczy się dusza, liczy się, ile masz w kieszeni, chyba tym kierował się tym świat, jednak czy nasz był lepszy?
- Idę na bal, potrzebuje jakieś sukienki, butów... Może jakichś dodatków - Wzruszyłam ramionami. Najchętniej poszłabym w tym, czym jestem teraz, ale nie tylko nie wypada, ale i niektórzy mogliby zacząć plotkować, na co nie mogliśmy sobie pozwolić.
- Oczywiście! Proszę spojrzeć na te piękne suknie! Idealne na bal - Zaczęła pokazywać mi kolorowe sukienki. Kokardy, koronki, tiule i inne błyszczące materiały zaczęły mnie otaczać z każdej strony, a ja zastanawiałam się jak od tego uciec.
Spojrzałam na sprzedawczynie, wzrokiem mówiącym, czy nie pomyliła osób, ale ta szła w zaparte. Wołając swoje dwie koleżanki, wepchnęła mnie do przymierzalni, gdzie podawały mi na zmianę suknie. Wielkie, falowane w pastelowych kolorach. Zazgrzytałam zębami i z hukiem wyszłam z przymierzalni, rzucając w ich stronę wszystkie te fatałaszki.
- Niech mnie Pani posłucha, chce czegoś prostego, najlepiej czarnego, żadnych kokard, i tysiąca warstw, dostanę coś takiego w tym cukrowym sklepie czy nie? - Byłam gotowa do wyjścia, kiedy przed moim nosem pojawiła się sukienka, o którą prosiłam.
- Czarna, z dekoltem, trochę krótka, ale do szpilek powinna być idealna - Młoda ekspedientka, o długich blond włosach wychyliła się zza tkaniny, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Przyjrzałam się dokładnie sukience i zabrałam ją, chowając się za drzwiami. Sukienka pasowała jak ulał. Przejechałam dłońmi po biodrach, obracając się dookoła. Wyszłam do kobiet, które trzymały już szpilki i jakieś dodatki. Po kolejnych kłótniach z nimi, w końcu wyszłam ze sklepu, dostając adres jednego z lepszych fryzjerów i kosmetyczki.
Siedziałam w fotelu, gdzie jedna z kobiet suszyła mi włosy, a druga wybierała odpowiedni makijaż.
- Randka? - Uśmiechnęła się, łapiąc za prostownice. Na szczęście, nie kłóciły się z moim wyborem i zgodziły się na umycie i wyprostowanie włosów, oraz delikatny makijaż z kreską na oku.
- Nie, no gdzie - Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem. Resztę pobytu w salonie spędziłam w ciszy, najwyraźniej zrozumiały, że nie jestem zbyt rozmowna.
Swoje rzeczy ukryłam w starym budynku, gdzie znajdował się teleport, tylko jeden ze swoich sztyletów umocowałam na wewnętrznej stronie uda. Mobius po wymienieniu kilku zdań, wydawał się być osobą, która nie robi niczego pochopnie, wszystko poukładane, zapisane, można by rzec, że byłby godzien obdarzenia go zaufaniem, lecz nie raz przekonałam się, że przysłowia takie jak, "nie oceniaj książki po okładce" bardzo często mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Przechadzałam się po chodniku, co jakiś czas mrugając do przechodzących mężczyzn, którzy dokładnie oglądali wszystko oprócz mojej twarzy. Zabawne, że wystarczy ładne ciało i buzia i zapominają o wszystkim, ciekawe, jak rzadko zdają sobie sprawę, że w takim pięknym ciele znajduję się prawdziwy demon. Stanęłam przed mężczyzną, który czekał już na mnie w umówionym miejscu. Byłam zaskoczona jego wyglądem. Kilka godzin temu widziałam go przy stole, jak zacięcie gra w karty w zwykłych ubraniach, które w naszym świecie są codziennością, a teraz widzę go w garniturze, który mu nawet pasował. Pomimo buntowniczego wyglądu, kolczyków i irokeza, był teraz elegancki i uśmiechnięty. Spokojnie mógłby tam iść beze mnie i znalazłby sobie ciekawe towarzystwo, nawet na całą noc.
- Idziemy? - Zapytał przyjmując pozę, abym mogła złapać go gustownie wokół ręki. Westchnęłam cicho i złapałam go delikatnie. Poczułam dzięki temu, że to nie poduszki w marynarce, a jego własne mięśnie. Pozwoliłam mu się prowadzić, dyskretnie rozglądając się dookoła, aby móc się odnaleźć. Po 15 minutach spaceru, przez park, znaleźliśmy się przed niedużym pałacykiem, który był cały oświetlony, a z okiem wywieszony był plakat, iż znajduje się tutaj jakiś niezwykły bal. Z daleka było widać złote elementy, które błyszczały, zachęcając ludzi do zbliżenia się, a nawet zajrzenia do środka.
- Gdzieś Ty mnie zaprowadził? - Zapytałam, gdy staliśmy już na tyle blisko, abym mogła dostrzec kamery, fontanny oraz ogród pokryty pięknymi kwiatami. Przy drzwiach stali gustownie ubrani ochroniarze, którzy sprawdzali zaproszenia.
- A co, nie podoba Ci się? - Skierował na mnie wzrok z uśmiechem.
- Tego nie powiedziałam - Zamiast zaproszenia czarnowłosy przekazał mężczyzną kilka banknotów, co zauważyłam kątem oka. Z uśmiechem wpuścili nas do środka, a w mojej głowie zrodziło się pytanie, jak często już to robił. Wewnątrz znajdowała się już mnóstwo par, niektórzy stali już na parkiecie, inni siedzieli przy barze, a byli i tacy co znikali mi z oczu, przechodząc do różnych pokoi. Ruszyłam w stronę baru zostawiając swojego "partnera" z tyłu. To, że przyszliśmy razem, przecież nie oznacza, że cały czas musimy się trzymać razem. Usiadłam na jednym z krzeseł, zakładając nogę na nogę i zamawiając jednego drinka, który był chlubą tego lokalu. Złapałam za słomkę i wzięłam jeden łyk, gdy poczułam czyjąś obecność obok siebie. Spojrzałam kątem oka na mężczyznę i wróciłam do swojego drinka.
- Nie musisz mnie zostawiać w tyle, co pijesz? - Podniósł dłoń, przez co barman podszedł do nas - Poproszę cole z lodem.
- I whisky? - Młody mężczyzna podniósł jedną brew, a ten pokiwał przecząco głową.
- Bez - Dodał z uśmiechem, a gdy dostał swój napój, upił łyk i postawił szklankę obok mojej dłoni.
- Nie pijasz alkoholu? - Zapytałam, zupełnie zapominając o jego pytaniu, które zadał kilka minut wcześniej.
- Nie przepadam, za to Ty się nie upij- Zaśmiał się, na co przewróciłam oczami, dopijając swój napój- Może zatańczymy? - Podał mi swoją dłoń, na co zmarszczyłam nos.
- Nie jestem dobrą tancerką - Przyznałam niechętnie, wciąż wpatrując się w jego dłoń. Ostatni raz tańczyłam jakieś 200 lat temu, nie wiem, czy w ogóle pamiętam, jak to się robiło.
- Nie daj się prosić - Ponaglał, przez co mu uległam biorąc głęboki oddech. Podałam mu swoją dłoń i razem ruszyliśmy na sam środek parkietu.
- Pozwolisz, że ja poprowadzę - Zniżył się do mojego wzrostu, wyszeptując mi to do ucha. Czując jego ciepły oddech na szyi przeszły mnie delikatnie dreszcze, czego nie dałam po sobie poznać.
- Tym razem dam Ci na to pozwolenie - Podniosłam lekko kącik ust i pozwoliłam mu ułożyć dłoń na wcięciu w mojej tali. Zaczął spokojnie od lewej nogi, a ja całkowicie pozwoliłam mu dyktować zarówno tempo, jak i kroki. Przez pierwsze minuty nie mogłam zapanować nad swoimi krokami, przez co nie raz został nadepnięty. Nie chcąc na niego ponownie wchodzić, zaczęłam patrząc na swoje buty, licząc w myślach kroki, śmiech mężczyzny wyrwał mnie z zamyślenia, a mój znalazł się na jego nowych butach, sprawiając przy tym delikatny ból.
- Nie przystoi patrzeć na swoje nogi. Spokojnie, tańczymy na trzy - Wszystko to mówił z uśmiechem, a ja nie wiedziałam, czy po prostu jest miły, czy się ze mnie nabija. Nadęłam policzki, ale słuchałam jego rad, jakich mi udzielał podczas tańca. Po kilku następnych minutach udało mi się załapać rytm, a nawet przypomnieć jak to było kiedyś. Podczas uroczystych wystawnych bali, gdzie tańczyło się z gracją, ach piękne czasy. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając sobie to wszystko i oddałam się muzyce, oraz jego dłonią, widząc moje rozochocenie, zaczął stosować coraz to trudniejsze kombinacje taneczne. Nie sądziłam, że będzie z niego, aż tak dobry tancerz. W pewnym momencie niespodziewanie złapał mnie za biodra, podnosząc ku górze i obracając wokół własnej osi. Poczułam się, jakbym była tam na górze, wśród wszystkich gwiazd... nie... ja byłam jedną z nich, przez krótki moment, oderwałam się od ziemi od tego wszystkiego i znalazłam się na niebie. Zaśmiałam się krótko, lecz szczerze. Postawił mnie na ziemi, ponownie łapiąc za rękę, aby kontynuować taniec. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Ujrzałam rządek idealnie perłowych zębów, które śmiały się w moim kierunku. Poprawiłam szybko włosy, a moja twarz ponownie przybrała ten obojętny wyraz, który towarzyszył mi przy każdym wydarzeniu. Po kolejnych obrotach złapał mnie za plecy i pochylił ku ziemi, odruchowo uniosłam nogę, w obawie o upadkiem, gdy poczułam jego rękę na swoim udzie. Dokładnie tam, gdzie trzymałam broń.
- Aż tak mi nie ufasz? - Podniósł jedną brew, a ja odepchnęłam jego dłoń, stając na równych nogach.
- Ja nikomu nie ufam - Odchrząknęłam i zaproponowałam podejście do baru, aby na chwilę odpocząć.
- Panie przodem - Teatralnie ukłonił się przede mną, dając znać ręką, abym poszła przed nim. Pokiwałam z niedowierzaniem głową i ruszyłam w kierunku swojego celu. Usiadłam na stołku, a zaraz obok mnie pojawił się Mobius. Chciałam już coś zamówić, kiedy odezwała się kobieta. Na oko miała z 25 lat, ale było w niej coś dziwnego. Miałam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam, tylko gdzie?
- Proponuje wypić na tak zwanego "brudzia" - Klasnęła w ręce zadowolona, stawiając przed nami dwa kieliszki - Jest to wspólne picie alkoholu, które jednoczy ludzi i tworzy między nimi więzi przyjaźni - Rzekła, a ja spojrzałam na chłopaka, pokiwałam przecząco głową odsuwając od siebie kieliszek.
- Podziękuje - Chciałam już zamawiać coś dla siebie, kiedy czarnowłosy towarzysz podsunął mi z powrotem kieliszek.
- Jeden chyba nam nie zaszkodzi - Wzruszył ramionami. Przeniosłam wzrok z niego na kieliszek i ponownie na niego i tak jeszcze kilka razy. W końcu złapałam za kieliszek i zbliżyłam się do niego. Każde z nas zrobiło ze swojego ramienia niewielki "hak", po czym je połączyliśmy. Zbliżyłam się do niego i wypiłam swój kieliszek. Skrzywiłam się nieco i postawiłam go na ladzie odwróconego do góry dnem.
- A więc teraz możemy sobie mówić po imieniu - Złapałam za szklankę z colą, aby przepić gorycz, która siedziała jeszcze w mym gardle.
- To wcześniej nie mogliśmy - Ze śmiechem złapał za swoją szklankę.
- Nie, wcześniej miałeś mi mówić, przez "Pani", nie wspomniałam o tym? - Podniosłam brew z ironicznym uśmiechem, na co nie odpowiedział.
Po dwóch godzinach tańca, rozmów o wszystkim i o niczym wyszliśmy z sali, kierując się w stronę hali, gdzie znajdowało się nasze przejście. Na szczęście siatka z moimi rzeczami wciąż była w miejscu, w którym ją zostawiłam. Narzuciłam na siebie pelerynę i podeszłam do niego, ponownie mnie przepuścił.
- Uważaj, bo jeszcze uwierzę, że jesteś dżentelmenem - Wskoczyłam w portal, aby zaraz znaleźć się na zimnej skale. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i poprawiłam sukienkę. Po krótkiej chwili pojawił się i on.- Na razie - Wskoczyłam na jeden ze schodków, który wytworzyłam.
- Trzymaj się - Włożył ręce do kieszeni, a ja spojrzałam na niego.
- Będę - Odpowiedziałam pewnie i ruszyłam w kierunku swojego mieszkanka. Zadowolona, że mogę się wreszcie położyć, obmyłam się jedynie na szybko i ściągnęłam sukienkę, oraz wszystkie dodatki, zasypiając w czarnej bieliźnie.

~**~

Obudził mnie dziwny smak w ustach, przypominający dym papierosowy i dźwięk, którego wcześniej nie kojarzyłam. Pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie, to, to iż pojawiły się znowu pająki. Chciałam złapać za sztylety, które powinny być tuż pod moim łóżkiem, na wyciągnięcie dłoni, lecz poczułam tam tylko zimną drewnianą podłogę. Przestraszona jak na zawołanie podniosłam się i rozejrzałam pa chatce, która nie była moja. Zmarszczyłam broń i wstałam powoli. Właśnie wtedy poczułam, że coś jest nie tak. Czułam się cięższa i czegoś mi brakowało. Spojrzałam w lustro nieopodal i odskoczyłam od niego jak oparzona, widząc w nim znajomą twarz Mobiusa. Wzięłam dwa głębokie wdechy i podeszłam jeszcze raz, złapałam się za twarz, dokładnie oglądając w lustrze... Jak to w ogóle możliwe? Podniosłam koszulkę, pod która były jedynie mięśnie i czerwone tatuaże.... Wczorajszy bal... Ta dziewczyna. Usiadłam na krześle i złapałam się za krótkie włosy, które ku mojemu zdziwieniu były miękkie, a wydawałoby się, że będą ostre... Przymknęłam oczy i skupiłam się na wczorajszej postaci. No oczywiście! Jak mogłam na to wcześniej nie wpaść. Kojarzyłam ją, bo również jest magiem, lepiej moją koleżankę. Wybiegłam z tego mieszkania i spojrzałam dookoła siebie, starając sobie uświadomić, gdzie ja w ogóle jestem. Oczywiście, to, że wszędzie znajdują się takie same mury, nie ułatwiało mi ani trochę zadanie. Obrałam jeden kierunek, a mianowicie sam środek tego pie.przonego labiryntu. Po przejściu dwóch kilometrów, na szczęście rozpoznałam jedną ze ścian, które wcześniej pobazgrałam. Biegiem ruszyłam w znanym mi kierunku, przypominając sobie, w jakim stanie zostawiłam siebie wcześniejszej nocy. Widząc mój mały domek, wparowałam do niego, wyrywając przy tym drzwi. Skubany ma jednak trochę siły. Siedział... A raczej ja siedziałam na tapczanie, patrząc na ręce. Rzuciłam na swoje ciało koc, stając przed nim... sobą...
- Co tu się odwala? - Zmarszczył brwi.
- Magia - przewróciłam brwiami - Mam tylko nadzieję, że nie oglądałeś wszystkiego - Skrzyżowałam dłonie na piersi - Ta wczorajsza dziewczyna jest magie, to mała zemsta za to, co się działo między nami kiedyś... Powinno trwać jeden dzień.
- Powinno? - Wstał, a ja odruchowo zaczęłam się zasłaniać.
- Raczej nie przybyło jej za wiele mocy.... Ubierz się... To znaczy... Agh, nie ważne, po prostu to załóż - Wyjęłam z jednej szafki ubrania, które zaczął ubierać. Usiadłam przy stole oddychając głęboko.
- Nie rozpoznałaś jej? - Usiadł obok, sięgnąłem ręką po butelkę i pokręciłam przecząco głową. Wypiłam praktycznie całą na raz i poczułam nagłą potrzebę odejścia na bok. Spojrzałam na swoje ciało, najwyraźniej myślał nad czymś intensywnie. Przechyliłam głowę na bok i aż się zdziwiłam, jaką mam głupią minę, gdy nad czymś myślę.
- Muszę wyjść, błagam nie grzeb mi w szafkach - Jęknęłam, co w jego ciele zabrzmiało strasznie dziwnie.
- Gdzie idziesz? - Wstał zaraz za mną.
- Pod drzewko, potrzeby zostały nam te same - Przewróciłam oczami, wychodząc z pomieszczenia.
- Wiesz... Może Ci jakoś pomogę? - Usłyszałam pytanie i nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.
- Moje ręce nie tkną Twojego.... Przyjaciela, zresztą nie mam 50 lat, widziałam już niejednego - Przewróciłam oczami, idąc na ubocze. Wzięłam głęboki oddech i opuściłam spodnie, spojrzałam ku niebu i złapałam za niego, załatwiając swoją potrzebę. Wyszłam, wycierając cały czas ręce o koszulkę. Widok, jaki zostałam powalił mnie na kolana- Dlaczego patrzysz w moje cy.cki! - Załkałam, na co spojrzał na mnie niezrozumiale.
- Teoretycznie teraz są moje - Podniósł kącik ust, a ja miałam ochotę mu walnąć.
- Jak wrócę do swojego ciała, to Cię zabije, przysięgam!
- Ty możesz widzieć mnie całego, a ja nie? Gdzie sprawiedliwość? - Rozłożył ręce, ku niebu.
- Nie ma na co patrzeć, jeszcze tak małego nie wiedziałam- Rozejrzałam się dookoła, wymyślając iście szatański plan. Ściągnęłam koszulkę i zaczęłam przechadzać się przez labirynt. Nie musiałam długo czekać, żeby spotkać jednego wilka, z jego watahy. Zmienił się w człowieka, a ja spojrzałam na niego z uśmiechem. Czarnowłosy chłopak, o aparycji anemika, chciał najwyraźniej powiedzieć mi coś ważnego, ale nawet nie dopuściłam go do słowa.
- Słuchaj, ile my się znamy? - Ułożyłam dłoń na jego ramieniu.
- Trochę - Zmarszczył brwi, chyba nie rozumiejąc co do niego mówię.
- Świetnie, więc chodź na boczek, pokaże Ci, co Twój alfa umie - Zaczęłam znacząco poruszać brwiami, a ten wyrwał się z moich objęć. Spojrzał na mnie z ukosa, najwyraźniej szukając odpowiednich słów.
- Prześpij się, nie najlepiej z Tobą - Zmienił się i odbiegł, chciałam go dogonić, ale za chol.ere nie wiedziałam jak ta cała przemiana działa.
- Wilk... Zmiana.... Transformacja! - Wykrzykiwałam na próżno, gdy poczułam dłoń na ramieniu, odwróciłam się, aby ujrzeć samą siebie. - Twój kolega nie chciał się bawić - Wzruszyłam ramionami, chociaż może to i dobrze, chyba byłaby to za duża kara za podglądanie tego, co chowam pod bluzkami.

Mobius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits