10 kwietnia 2017

Od Alexa C.D Viper, Enuri

Kiedy w końcu znajdziemy Enuri, chyba po prostu ją wyściskam za te wskazówki, jak ją znaleźć. Zrobię to, by zaraz potem nawrzeszczeć na nią za to, że uciekła. Chociaż, jeśli się nad tym dłużej zastanowić, ja byłem w dość dużej mierze odpowiedzialny za jej zniknięcie. Przed chwilą dostałem więc za to pamiętliwą nauczkę.
Potrząsnąłem gwałtownie pyskiem, odsuwając wcześniejsze myśli na bok i wracając w ten sposób do rzeczywistości. Spojrzałem kątem oka na wciąż wijące się w pośmiertelnych drgawkach truchło, do niedawna będące przeciwnikiem mojego towarzysza. Mimochodem spojrzałem także w jego stronę po to, by ujrzeć wzrok mordercy z krwi i kości. Nie trzeba także wspominać o moim zaskoczeniu, gdy zauważyłem przykuwający uwagę kolor oczu rosłego basiora. Niecodziennie ma się przecież styczność z czerwonymi tęczówkami, źrenicami wielkości główki szpilki oraz białkami pozbawionymi swego naturalnego koloru, zastąpionego przez żółtą barwę. Mierzyliśmy się tak nawzajem wzrokiem przez dobrą minutę, po czym zerknąłem wgłąb korytarza rozciągającego się przed nami. Następnie, ignorując przeszywające wręcz spojrzenie przywódcy watahy, krzywiąc się przy niemal każdym kroku, ruszyłem przed siebie. Nie zwróciłem także uwagi na cichy warkot wydobywający się z gardła brązowego wilka ani na zmniejszający się dystans między nami. Ciągle zmierzałem w tym samym kierunku, w myślach przeklinając tamtego poczwarnego stwora, który zostawił niemałą pamiątkę na moim lewym boku. Nie musiałem być lekarzem czy też mieć jakieś doświadczenie by mieć pewność, że zostanie po niej blizna. Nie przejmowałem się tym zbytnio, gdyż myśli po raz kolejny zaprzątał jeden cel: znaleźć dziewczynkę. Nim jednak zdążyłem odejść kawałek od miejsca, w którym leżało tamto wredne ścierbło, drogę po raz kolejny zagroził mi Viper. Lecz różnica między chwilą obecną a przeszłością była taka, iż wtedy basior nie sprawiał tak jak teraz wrażenia, że chętnie zająłby się mną podobnie jak tamtym... czymś. Przystanąłem na chwilę, patrząc na swojego towarzysza z nielekkim zdziwieniem. Kilka sekund później ponownie wróciłem do wcześniej przerwanej wędrówki, starając się ignorować to dziwaczne spojrzenie oraz przychodzące do głowy, ponure myśli. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż wilk po raz trzeci już zastąpił mi przejście.
- Przestań, to zaczyna robić się irytujące. Nie wiem jak ty, ale ja chcę jak najszybciej wyciągnąć Enuri z tego bagna i wrócić do domu.
Ten sprawiał jednak wrażenie, jakby mnie nie słyszał. Ponownie spróbowałem go ominąć, jednak wszelkie próby okazały się daremne. Jeśli wziąć pod uwagę to dziwne zachowanie oraz nienaturalne ubarwienie tych podejrzanych patrzałek, można stwierdzić, iż powoli zaczął ogarniać mnie lekki niepokój. Nie pomagał także fakt, że basior nie odpowiadał i nie zwracał większej uwagi na moje następne próby nawiązania rozmowy. Zamiast tego ciągle spoglądał w moim kierunku tym spojrzeniem, które gdyby mogło miotałoby pewnie sztyletami. Wbrew mojej woli cofnąłem się o krok w chwili, kiedy gardło przywódcy watahy opuścił kolejny, niski pomruk. Jednak to nie mój ruch był śledzony przez Vipera, a tor lotu - a właściwie to spadania - kropli krwi, spływającej powoli po mojej sierści i zmierzającej ku ziemi. Mikrosekundę później dało się słyszeć cichy odgłos świadczący o tym, iż ta życiodajna, ciemnoczerwona ciecz zakończyła swoją podróż, stykając się z posadzką. Nie zważałem jednak na tą błahą jak dla mnie sprawę, przyglądając się zmianom zachodzącym u wilka stojącego naprzeciw mnie. O ile można tak powiedzieć, jego źrenice rozszerzyły się nieznacznie, a spięte wcześniej mięśnie uległy rozluźnieniu. Wzrok wciąż miał utkwiony w tej mało interesującej dla mnie plamce, jednak spróbowałem po raz kolejny nawiązać z nim jako taki kontakt. I chociaż wiedziałem, że kiedy to wszystko się skończy z pewnością dostanę ochrzan za brak szacunku do niego, powiedziałem:
- Ogarnij się. Idziemy, bo coś czuję, że mógłbyś wpatrywać się w tą ziemię cały Boży dzień, a ja tyle czasu nie mam.
Ten w odpowiedzi podniósł wzrok, skupiając się na chwilę na jakimś punkcie w oddali, po czym odwrócił się do mnie tyłem, rzucając za siebie:
- Dobra, idziemy.
I tyle. Nie dodał nic więcej, ruszając w głąb korytarza. Nie pozostało mi więc nic innego jak tylko pójść w jego ślady, zagłębiając się w platątaninę przejść. Co rusz zauważałem delikatne drgania powietrza, co mogło świadczyć o tym, iż obraz widziany przez moje oczy może być jedynie złudzeniem. Bardziej interesowało mnie jednak to, skąd Viper wie, dokąd mamy iść. Lecz nim zdążyłem zadać to pytanie, po raz kolejny dało się słyszeć odgłosy walki oraz piski, które przecinały ciszę panującą dookoła. Niemal jednocześnie przyspieszyliśmy, co w moim wykonaniu wyglądało co najmniej śmiesznie. Jak bowiem inaczej opisać lekkie utykanie i podskakiwanie? Wracając do tematu, pobiegliśmy w stronę, z której dobiegały owe dźwięki. Nie mam bladego pojęcia, jaki pokonaliśmy dystans. 50, 100 czy może 200 metrów? Tunel, do którego weszliśmy, nie posiadał żadnych dodatkowych wyjść. Jedynym było to znajdujące się na samym końcu, zablokowane przez potężne, drewniane drzwi. Stanąłem obok brązowego basiora, przygotowując się do skoku w celu otwarcia tych z pozoru wiekowych wrót. Nim jednak zdążyłem wykonać ów ruch, te otworzyły się same, z jakże charakterystycznym dla horrorów skrzypnięciem. Odgłosy, które przywiodły nas tutaj, stały się głośniejsze oraz wyraźniejsze. Zerknąłem porozumiewawczo w stronę mojego towarzysza, pozwalając mu przejść jako pierwszemu. Jego oczy znów były błękitne, lecz gdzieniegdzie można było dostrzec pozostałości po tamtych odcieniach. Potrząsnąłem pyskiem, wyrzucając z myśli te nieco dziwne wspomnienia sprzed kilku - a może i kilkunastu lub kilkudziesięciu - minut. Kiedy Viper zniknął za drzwiami, poszedłem w jego ślady. Nie zdążyłem zrobić jednak kilku kroków po przekroczeniu progu, gdy wejście samo z siebie się zamknęło, a ja wpadłem na zamarłego w bezruchu alfę. Wątpię, by przyczyną zamknięcia drogi ucieczki był zwykły przeciąg. Odłożyłem tą sprawę na bok, starając się zrozumieć powód nagłego zatrzymania brązowego wilka.
Odpowiedzią okazała się być arena, na której trybunach staliśmy. Przypominała ona nieco słynne Koloseum w Rzymie z tą różnicą, iż to było znacznie mniejsze, a wysoko zawieszone sklepienie tonęło w mroku. Nie miałem jednak wątpliwości co do tego, że tam jest. Na dole znajdowały się dwie istoty, obie przypominające nieco rozmazane cienie, co rusz skaczące sobie nawzajem do gardeł. Widownię, oprócz naszej dwójki oraz podobnych stworów do tych walczących na arenie, zajmowała jeszcze trójka innych postaci. Przebiegłem wzrokiem od jednej do drugiej, podobnie jak Viper zatrzymując wzrok na tej ostatniej, najmniejszej, posiadającej jasną sierść.

<Enuri? Viper? Tak się akurat złożyło, że znalazł się czas, a lepszego pomysłu na odpis nie ma, więc wyszło jak wyszło>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits