Kiedy w końcu znajdziemy Enuri, chyba po prostu ją wyściskam za te
wskazówki, jak ją znaleźć. Zrobię to, by zaraz potem nawrzeszczeć na nią
za to, że uciekła. Chociaż, jeśli się nad tym dłużej zastanowić, ja
byłem w dość dużej mierze odpowiedzialny za jej zniknięcie. Przed chwilą
dostałem więc za to pamiętliwą nauczkę.
Potrząsnąłem gwałtownie pyskiem, odsuwając wcześniejsze myśli na bok i
wracając w ten sposób do rzeczywistości. Spojrzałem kątem oka na wciąż
wijące się w pośmiertelnych drgawkach truchło, do niedawna będące
przeciwnikiem mojego towarzysza. Mimochodem spojrzałem także w jego
stronę po to, by ujrzeć wzrok mordercy z krwi i kości. Nie trzeba także
wspominać o moim zaskoczeniu, gdy zauważyłem przykuwający uwagę kolor
oczu rosłego basiora. Niecodziennie ma się przecież styczność z
czerwonymi tęczówkami, źrenicami wielkości główki szpilki oraz białkami
pozbawionymi swego naturalnego koloru, zastąpionego przez żółtą barwę.
Mierzyliśmy się tak nawzajem wzrokiem przez dobrą minutę, po czym
zerknąłem wgłąb korytarza rozciągającego się przed nami. Następnie,
ignorując przeszywające wręcz spojrzenie przywódcy watahy, krzywiąc się
przy niemal każdym kroku, ruszyłem przed siebie. Nie zwróciłem także
uwagi na cichy warkot wydobywający się z gardła brązowego wilka ani na
zmniejszający się dystans między nami. Ciągle zmierzałem w tym samym
kierunku, w myślach przeklinając tamtego poczwarnego stwora, który
zostawił niemałą pamiątkę na moim lewym boku. Nie musiałem być lekarzem
czy też mieć jakieś doświadczenie by mieć pewność, że zostanie po niej
blizna. Nie przejmowałem się tym zbytnio, gdyż myśli po raz kolejny
zaprzątał jeden cel: znaleźć dziewczynkę. Nim jednak zdążyłem odejść
kawałek od miejsca, w którym leżało tamto wredne ścierbło, drogę po raz
kolejny zagroził mi Viper. Lecz różnica między chwilą obecną a
przeszłością była taka, iż wtedy basior nie sprawiał tak jak teraz
wrażenia, że chętnie zająłby się mną podobnie jak tamtym... czymś.
Przystanąłem na chwilę, patrząc na swojego towarzysza z nielekkim
zdziwieniem. Kilka sekund później ponownie wróciłem do wcześniej
przerwanej wędrówki, starając się ignorować to dziwaczne spojrzenie oraz
przychodzące do głowy, ponure myśli. Na niewiele się to jednak zdało,
gdyż wilk po raz trzeci już zastąpił mi przejście.
- Przestań, to zaczyna robić się irytujące. Nie wiem jak ty, ale ja chcę
jak najszybciej wyciągnąć Enuri z tego bagna i wrócić do domu.
Ten sprawiał jednak wrażenie, jakby mnie nie słyszał. Ponownie
spróbowałem go ominąć, jednak wszelkie próby okazały się daremne. Jeśli
wziąć pod uwagę to dziwne zachowanie oraz nienaturalne ubarwienie tych
podejrzanych patrzałek, można stwierdzić, iż powoli zaczął ogarniać mnie
lekki niepokój. Nie pomagał także fakt, że basior nie odpowiadał i nie
zwracał większej uwagi na moje następne próby nawiązania rozmowy.
Zamiast tego ciągle spoglądał w moim kierunku tym spojrzeniem, które
gdyby mogło miotałoby pewnie sztyletami. Wbrew mojej woli cofnąłem się o
krok w chwili, kiedy gardło przywódcy watahy opuścił kolejny, niski
pomruk. Jednak to nie mój ruch był śledzony przez Vipera, a tor lotu - a
właściwie to spadania - kropli krwi, spływającej powoli po mojej
sierści i zmierzającej ku ziemi. Mikrosekundę później dało się słyszeć
cichy odgłos świadczący o tym, iż ta życiodajna, ciemnoczerwona ciecz
zakończyła swoją podróż, stykając się z posadzką. Nie zważałem jednak na
tą błahą jak dla mnie sprawę, przyglądając się zmianom zachodzącym u
wilka stojącego naprzeciw mnie. O ile można tak powiedzieć, jego źrenice
rozszerzyły się nieznacznie, a spięte wcześniej mięśnie uległy
rozluźnieniu. Wzrok wciąż miał utkwiony w tej mało interesującej dla
mnie plamce, jednak spróbowałem po raz kolejny nawiązać z nim jako taki
kontakt. I chociaż wiedziałem, że kiedy to wszystko się skończy z
pewnością dostanę ochrzan za brak szacunku do niego, powiedziałem:
- Ogarnij się. Idziemy, bo coś czuję, że mógłbyś wpatrywać się w tą ziemię cały Boży dzień, a ja tyle czasu nie mam.
Ten w odpowiedzi podniósł wzrok, skupiając się na chwilę na jakimś
punkcie w oddali, po czym odwrócił się do mnie tyłem, rzucając za
siebie:
- Dobra, idziemy.
I tyle. Nie dodał nic więcej, ruszając w głąb korytarza. Nie pozostało
mi więc nic innego jak tylko pójść w jego ślady, zagłębiając się w
platątaninę przejść. Co rusz zauważałem delikatne drgania powietrza, co
mogło świadczyć o tym, iż obraz widziany przez moje oczy może być
jedynie złudzeniem. Bardziej interesowało mnie jednak to, skąd Viper
wie, dokąd mamy iść. Lecz nim zdążyłem zadać to pytanie, po raz kolejny
dało się słyszeć odgłosy walki oraz piski, które przecinały ciszę
panującą dookoła. Niemal jednocześnie przyspieszyliśmy, co w moim
wykonaniu wyglądało co najmniej śmiesznie. Jak bowiem inaczej opisać
lekkie utykanie i podskakiwanie? Wracając do tematu, pobiegliśmy w
stronę, z której dobiegały owe dźwięki. Nie mam bladego pojęcia, jaki
pokonaliśmy dystans. 50, 100 czy może 200 metrów? Tunel, do którego
weszliśmy, nie posiadał żadnych dodatkowych wyjść. Jedynym było to
znajdujące się na samym końcu, zablokowane przez potężne, drewniane
drzwi. Stanąłem obok brązowego basiora, przygotowując się do skoku w
celu otwarcia tych z pozoru wiekowych wrót. Nim jednak zdążyłem wykonać
ów ruch, te otworzyły się same, z jakże charakterystycznym dla horrorów
skrzypnięciem. Odgłosy, które przywiodły nas tutaj, stały się
głośniejsze oraz wyraźniejsze. Zerknąłem porozumiewawczo w stronę mojego
towarzysza, pozwalając mu przejść jako pierwszemu. Jego oczy znów były
błękitne, lecz gdzieniegdzie można było dostrzec pozostałości po tamtych
odcieniach. Potrząsnąłem pyskiem, wyrzucając z myśli te nieco dziwne
wspomnienia sprzed kilku - a może i kilkunastu lub kilkudziesięciu -
minut. Kiedy Viper zniknął za drzwiami, poszedłem w jego ślady. Nie
zdążyłem zrobić jednak kilku kroków po przekroczeniu progu, gdy wejście
samo z siebie się zamknęło, a ja wpadłem na zamarłego w bezruchu alfę.
Wątpię, by przyczyną zamknięcia drogi ucieczki był zwykły przeciąg.
Odłożyłem tą sprawę na bok, starając się zrozumieć powód nagłego
zatrzymania brązowego wilka.
Odpowiedzią okazała się być arena, na której trybunach staliśmy.
Przypominała ona nieco słynne Koloseum w Rzymie z tą różnicą, iż to było
znacznie mniejsze, a wysoko zawieszone sklepienie tonęło w mroku. Nie
miałem jednak wątpliwości co do tego, że tam jest. Na dole znajdowały
się dwie istoty, obie przypominające nieco rozmazane cienie, co rusz
skaczące sobie nawzajem do gardeł. Widownię, oprócz naszej dwójki oraz
podobnych stworów do tych walczących na arenie, zajmowała jeszcze trójka
innych postaci. Przebiegłem wzrokiem od jednej do drugiej, podobnie jak
Viper zatrzymując wzrok na tej ostatniej, najmniejszej, posiadającej
jasną sierść.
<Enuri? Viper? Tak się akurat złożyło, że znalazł się czas, a lepszego pomysłu na odpis nie ma, więc wyszło jak wyszło>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!