Jakiś
czas po rozejściu się dróg Kasai i Haylee w chatce wadery wybuchło wielkie
zamieszanie. Ai usiłowała uspokoić rzucającą się po podłodze
właścicielkę posiadłości. Najwidoczniej był to jeden z tych gorszych dni
pani alchemik.
- Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Dlaczego nawet ty mnie podejrzewasz,
Brutusie?!
- To nie tak! - tłumaczyła się anielica - Tytania wie, że ostatnio
odwiedzałaś okolice Ta Quenta'Lu. Poza tym ostatnio spędzałaś więcej
czasu na eksperymentach nich zazwyczaj...
- Nie znaczy to od razu, że TO COŚ jest moim dziełem!
- Wiem, wiem! Wierzę ci! Jestem pewna, że pojawienie się tego stwora i twoje
wyprawy tam są zwykłym zbiegiem okoliczności. Jednak...
Khya! Niech cię szlak, Tytanio! Posądzać mnie o stworzenie takiej pokraki?
Absurd! Moje badania zawsze kończą się sukcesem. - krzyknęła wstając
powoli z ziemi.
Anielica otworzyła już usta, aby wyprowadzić przyjaciółkę z błędu i
przypomnieć jej wszystkie wpadki, ale wolała nie irytować bardziej Haylee.
Wadera nie chętnie zaczęła przygotowywać się na wyprawę. Wyjęła z
szały plecak po czym niedbale zaczęła upychać do niego rzeczy niezbędne w
dalekiej podróży. Ai siedziała jak na szpilkach. Biedaczka bała się nawet
odezwać. Obserwowała kątem oka poczynania współlokatorki. Żadna z nich nie
ośmieliła się przerwać ciszy. Dopiero kiedy wadera stanęła w progu drzwi
odwróciła głowę w stronę anielicy rzucając wymuszone
'wychodzę'. Nie czekała na odpowiedź tylko od razu wyszła z hukiem
zamykając drzwi.
* * * *
Nareszcie Haylee dotarła do celu. To właśnie tu ostatni raz widziano potwora.
Przybrała postać człowieka i padła plecami na ziemię. Zaczęła oglądać
chmury. Szczerze? Nie miała bladego pojęcia co dalej zrobić. Informacje
otrzymane na temat bestii nic jej nie pomogły. Dowiedziała się z nich jedynie
parę szczegółów dotyczących sposobu polowania potwora. To wszystko. Nie
miała bladego pojęcia jak go znaleźć a teren żerowiska stwora był ogromny.
Jedynym pomysłem Haylee było czekanie. Tak, czekanie! Prędzej czy później
potwór sam się pojawi, a przynajmniej tak sądziła. Po dłuższej chwili
leżenia postanowiła rozbić obóz.
* * * *
Stało się! Po kilku dniach spędzonych w puszczy bestia postanowiła zajrzeć
do obozu. Była to gwieździsta noc. Haylee właśnie położyła się spać,
gdy z pobliskiego drzewa zeskoczył Heczro prosto na nią. W ostatniej chwili
udało jej się uniknąć ataku i przeturlała się parę metrów dalej.
Rozpoczęła się walka. Bestia dobiegła do dziewczyny, której udało się
sparować atak. Stworzenie nie było jakoś specjalnie silne. Walka z nim nie
powinna być czymś szczególnie trudnym. Jedynie jego zwinność sprawiała
jakiś problem. Pomimo wielu prób waderze nie udało się go nawet dotknąć.
Stwór zaczął się wycofywać. Mimo że Haylee pościg wsczęła zaraz jak
Herczo zaczął uciekać nie mogła zmniejszyć dzielącego ich dystansu. Pani
alchemik wszczęła ostrzał. Celowała w nogi bestii. W końcu! Udało jej się
po wielu próbach trafić różową plazmą w stwora przez co ten upadł. Nim
zdążył się pozbierać wadera już przy nim była. Szybkim ruchem przebiła
zębami szyję bestii pozwalając jej się wykrwawić. Po raz pierwszy
uznała agonalne jęki za przyjemne. „Niedobrze! Za dużo spędzam czasu z
Sarah.” - pomyślała co wywołało dreszcze na jej skórze.
Daj Haylee 200 do zręczności i 100 do zwinności
OdpowiedzUsuń