Był zwykły zimowy dzień na Delcie. Akali postanowiła udać się na
polowanie, bo wiedziała, że nie może ciągle żywić się swoimi ziółkami,
po których mogłaby w ogóle nie jeść, bo w końcu przekręci się z braku
pożywienia. Wadera wybrała się do pobliskiego lasu i po chwili już
zaważyła przechodzącą nieopodal sarnę. Przyczaiła się za pobliskim
krzewem i postanowiła poczekać tu aż sarna sama podejdzie. Nie miała
siły biegać. Bolały ją mięśnie.
Po około dwudziestu minutach czekania sarna powędrowała, nieświadomie, w
stronę przyczajonej wilczycy. Ta tylko na to czekała i wyskoczyła na
nią zza krzaka. Sarna jednak była szybsza od niej i zaczęła uciekać w
panice w przeciwną stronę. Wadera, mimo bólu mięśni, biegła dalej za
nią. Jednak nie była już taka szybka jak kiedyś. Akali teleportowała się
kilka metrów dalej, tuż za sarnę i skoczyła na nią. Wgryzła się w szyję
zwierzęcia. Sarna wydała z siebie ostatni jęk i padła martwa na ziemię.
Akali, zmęczona tym krótkim biegiem, usiadła obok zdobyczy i zmusiła
się do zjedzenia jej.
Nagle wadera poczuła na szyi czyjś oddech. Odwróciła się powoli. Smok.
Stał za nią jeden z tych majestatycznych gadów. Nie był tak duży jak
inne, najwyraźniej był jeszcze młody i nie chciało mu się samemu
polować, więc kiedy zobaczył zdobycz Akali chciał ukraść ją. Przecież
złapanie tej sarny kosztowało ją tyle wysiłku! Nie mogła na to pozwolić.
Wadera zerwała się na wszystkie cztery łapy i zaczęła ostrzegawczo
warczeć. Smok pacnął ją w głowę i wyszczerzył zęby w szczerbatym
uśmiechu. Wadera ugryzła smoka w łapę, a ten jęknął. Jego oczy patrzyły z
nienawiścią na Akali, która szybko pożałowała swojej decyzji. Ależ była
naiwna! Nie mogła się przecież równać ze smokiem!
Wadera postanowiła, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie
ucieczka. Użyła swojej mocy Alone in war i stała się niewidzialna. Jej
zmysły wyostrzyły się. Poczuła przypływ mocy. Postanowiła oddalić się
cicho od smoka, który teraz patrzył w pustkę, nie wiedząc, co się przed
chwilą stało.
Akali cofnęła się kilka kroków i zaczęła biec. Kilka metrów dalej
spojrzała się za siebie, by sprawdzić czy smok nie usłyszał przypadkiem
jak jej łapy gniotły gałęzie lub nie wywęszył jej. Ale smoka tam nie
było. Nie ruszył się nigdzie. Trzymał coś w łapach. Coś co przypominało
jej woreczek z ziółkami. Ale nie mógł być to jej woreczek pełen
dwulistnika, przecież miała go ciągle przy sobie. Sięgnęła po niego
nieświadomie. Ale woreczka nie było.
Wadera zrozumiała, że musiał jej wypaść, a smok go podniósł i bawił się nim teraz.
- Pierdolony sukinsyn! - krzyknęła wadera, zapominając, że miała być
cicho. Nic jej teraz nie obchodziło. Musiała odzyskać woreczek. Miała
przewagę nad smokiem. Ona miała swoje moce. A on nie.
Wadera uśmiechnęła się chytrze. Jej żywiołem była przecież materia.
Skupiła spojrzenie na woreczku i teleportowała go w swoje ręce. Smok
najwyraźniej nie ogarniał, co się przed chwilą wydarzyło. Rozglądał się
dookoła w rozpaczy. Wadera poczuła satysfakcje. Może jej mięśnie były do
niczego i nie była już najinteligentniejsza, ale ciągle miała swoje
moce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!