tałam
ubrana w wykwintny strój na pokładzie statku zmierzającego w stronę Wyspy
Skutej Lodem. Łokciami opierałam się o barierki. Jak się w to wpakowałam?
Cóż... Pewnego razu do Tytanii dotarły ptak z listem od plemienia Khajiitów
z wioski Zulu. Szukali oni sprzymierzeńców wśród wilków, a że usłyszeli,
że wśród nas jest kotowaty to właśnie nam zaproponowali sojusz. Z tego też
powodu właśnie mnie Alpha wyznaczyła jako przedstawicielkę naszej watahy.
Dlaczego? Zapewne dlatego, że to ja jestem owym kotowatym o którym pisali...
Ale ja kompletnie się do tego nie nadaje! A jeśli zawalę z sojuszu będą
nici. Muszę dać radę! Nie zawiodę Tytanii! Spojrzałam w dół a tam
rozkosznie bawiły się delfiny. Były naprawdę urocze i... plotkarskie.
Słyszałam od nich różne ciekawostki ze świata podwodnego. Mewa siedząca
obok mnie zdradziła mi parę przydatnych informacji jak np. waluta, kultura i
obyczaje czy też religia. Dowiedziałam się również czego lud ten
nienawidzi, typowe cechy , ich stosunek do wilków oraz dużo o ich
'smacznych' odpadkach.
W końcu statek dobił do portu. A właściwie w jego pobliże, gdyż zatoka w
której znajdował się port zamarzł. Tak więc sporą część musiałam
dojść pieszo po lodzie. Poruszanie jako człowiek było zbyt trudne i
mozolne toteż przybrałam swą drugą postać. Wielkimi susami pobiegłam w
stronę brzegu. Wioska była wielka. Jej teren ogrodzony był
wielkimi, grubymi ścianami z lodu. Z tego też powodu nie widziałam co
znajdowało się w środku. Mur nikł w kamiennej ścianie klifu na którego
szczycie znajdował się wielki drewniany stos. Widziałam Khajiitów ubranych w
nietypowe stroje, wiele lodowych posągów wokół stosu a także na obrzeżu
znajdowały się igloo. Gdy znalazłam się bliżej zauważyłam, że nie
ma tu żadnych wrót czy też coś w ten deseń. Nie wiedziałam jak się
dostać. Zaczęłam kręcić się w te i nazad aż nie zauważyłam strażnika
siedzącego na murze. Przyjęłam ludzką postać a ten szybko zniknął po czym
wrócił ze sznurowaną drabiną. Ręką pomachał mi bym weszła na górę. Tak
też zrobiłam. Widok wywierał wrażenie. (opi)
Kazał mi poczekać. Po chwili wrócił z jakimś mężczyzną.
- Czy to ty przypłynęłaś tamtym statkiem. - zapytał. Pokiwałam
twierdząco. Mężczyzna spojrzał porozumiewawczo na strażnika. Ten
skinął głową.
- Zaprowadzę cię do wodza wioski.- stwierdził strażnik po czym ruszył przed
siebie. Ja za nim. Zewnętrzna część wioski tzn. pod chmurką a nie wkopana w
klif składała się na z różnego rodzaju magazynów, budynki gospodarczych
oraz koszar. Weszliśmy do wydrążonego w skale korytarza. Tu zaczynała się
wewnętrzna część wioski. Po drodze widziałam wiele domów-grot
mieszkańców oraz dzieci bawiące się w kościami, matki strzegące
ogniska domowego czy też ojców szykujących się do pracy na mrozie. W końcu
trafiliśmy na kręte schody pnące się do góry. Zapewne wejście do tamtych
igloo. Tuż za nimi były wielkie, kamienne drzwi chronione przez strażników
uzbrojonych we włócznie. Dodatkowo mięli na łańcuchach zakute w pancerze
pantery śnieżne. Mężczyźni widząc nas z oddali skrzyżowali broń, jednak
gdy z rozkazu mego przewodnika pozwolili nam wejść. Drzwi otworzyły się, a
ja wkroczyłam do Sali Narad. Ujrzałam podłużny stół otoczony ręcznie
rzeźbionymi krzesłami. Każde miejsce było zajęte przez mężczyznę poza
dwoma. Jedno z tamtych miejsc zajmowała dorodna kobieta natomiast drugie było
wolne.
- Usiądź.- polecił mi mężczyzna w średnim wieku, siedzący na honorowym
miejscu.
- Czekaliśmy na ciebie. Jestem Kali, arcykapłanka Zulu, wioski, w której
właśnie się znajdujesz. Reprezentuję duchowieństwo będące podporą
Świętego Sojuszu w skład, którego wchodzi 12 wiosek. A to... -
mówiła kapłanka jakby recytowała nudny wiersz.
- Rada Dnunastu jak mniemam? - przerwałam.
- Och, zatem zapoznałaś się ze wszystkim? Ciekawe... Istnienie Sojuszu
utrzymywaliśmy w tajemnicy przed światem zewnętrznym. Zapewne Sekta Cieni
musi mieć świetnych szpiegów. Szkoda tylko, że jako cel obrali sobie
potencjalnych sojuszników.
- Wybacz mi panie ale-
- Nie, nie! To dobrze, że jesteście nie ufni. To bardzo zrozumiałe w
dzisiejszych czasach. Jak się więc nazywasz, młoda damo? - przerwał mi
mężczyzna, ten sam, który kazał mi wcześniej spocząć.
Rena, wodzu. Po prostu Rena. Należę do rasy kotołaków i... - w tym momencie
ucichłam, gdyż na sali rozpoczęły się głośne szepty. W wódz
przemówił:
-Zatem sojusz został zawiązany! - oznajmił tubalnym głosem, co mnie
zaskoczyło.
-Bardzo ci dziękuję wodzu ale czy nie powinieneś wpierw to przemyśleć?
-Wszystko w swoim czasie, moje dziecię. - oznajmił. Niedługo później narada
dobiegła końca. Gdy chciałam opuścić salę, wódz zatrzymał mnie.
'Polecił' mi abym pozostała tam jeszcze kilka dni. Tak też
zrobiłam, dzięki czemu poznałam lepiej mieszkańców Zulu i ich zwyczaje a
także powód dla którego od razu zgodzili się na sojusz wiedząc kim jestem.
Było to związane głęboko z ich religią. Wierzyli, że kotołaki to
posłańcy bogów. Niestety w spotkanie takowego w obecnych czasach było wręcz
nie możliwe. Miło wiedzieć, że w czyimś mniemaniu jestem wyjątkowa... Tak
więc dzięki mojemu pochodzeniu Sekta Cieni dołączyła do Świętego Sojuszu
i w każdej chwili może prosić dwanaście wiosek o wsparcie. Oprócz tego
Sekta wzbogaciła się w nowego członka. Córka wodza, Ikatia Ingwe to Zulu, za
zadanie od swego ojca otrzymała reprezentację ludu Khajitów, ich spraw a
także nawracanie niewiernych... Boję się nawet myśleć jak to będzie
wyglądać. Z kolei ja zostałam przymuszona do reprezentacji interesów Sekty u
Khajitów. Wódz nawet nie udawał, że myśli nad rozpatrzeniem mojej
propozycji. Słabo to wiedzę. Jestem beznadziejnym mówcą. Błagam niech nie
wzywają mnie zbyt często!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!