Wiele się ostatnio wydarzyło. Wiele się ostatnio nie wydarzyło. Wiele mogło się wydarzyć. Ale się nie wydarzyło. Czy to istotne?
Zdrajca stał przed olbrzymim, czarnym pałacem, odpychającym nadmiarem ludzkich szczątków, porozwieszanych na murach lub wręcz wkomponowanych w elewację budynku. Krew się w nim gotowała, a błękitny motylek polatywał nad jego ramieniem. Nie ma litości. Nie ma miłosierdzia. Nie ma niczego, co mogłoby go powstrzymać. Już nie. Mechaniczna kończyna zgrzytnęła cicho, gdy ruszył przed siebie. Niewielki nóż, z wężowym wzorem w jego ręku, jakby reagując na nastrój swego pana, przeobraził się w olbrzymi, zakrzywiony miecz wyglądający, jakby wielokrotnie został wyszczerbiony i ponownie naostrzony przy użyciu prymitywnych narzędzi. Czarny płaszcz Śmierci powiewał delikatnie, w rytm kroków człowieka.
Jak się tutaj znalazł? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ktoś... pewien osobnik przekroczył granicę, której nigdy nie powinien przekraczać. Której nikt, nigdy nie powinien przekraczać.
Miyashi. Miyashi została porwana.
On napisał, że to nauczka za czytanie cudzej korespondencji. Tak. Zdrajca domyślał się dokładnie o co chodzi, jednak to nie usprawiedliwiało tego, co On zrobił. I za co teraz zapłaci.
Człowiek pchnął masywne wrota. W pierwszej chwili stawiły opór, co było najpoważniejszym błędem w ich życiu. Zdrajca zwiększył siłę nacisku i oba skrzydła, połączone ze sobą tysiącem żelaznych zasuw, runęły na czarną posadzkę wewnątrz zamku.
Czarnowłosy wszedł na nie czując, jak istoty uwiezione pod nimi szamocą się rozpaczliwie. Ich ciche jęki, ich powarkiwania i jazgoty tylko podnosiły jego poziom adrenaliny. Powiódł ponurym wzrokiem po świecących w ciemności oczach demonów.
- Zróbcie mi tę przyjemność i zgińcie wszyscy - mruknął, po czym z niesamowitą prędkością skoczył do przodu, jednym machnięciem tworząc pusty krąg wokół siebie. Stwory, trafione jego mieczem rozpływały się z cichym skowytem. Zdrajca... tańczył. Tańczył jak nigdy wcześniej pozwalając, by ciężar jego miecza obracał go w ślad za sobą, rozrywając małe ciała demonów.
Gwałtownie żałosne stworzenia pierzchły i człowiek, pochylający się właśnie nad ostatnim zabitym przez siebie demonem, obrócił głowę w kierunku dalszej części halu. W kierunku schodów na piętro.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy - mówił niski, kpiący głos. - Nikt inny, jak Zdrajca we własnej osobie. Znakomicie!
Człowiek powoli wyprostował się i stanął przodem do swojego przeciwnika.
- Gdzie ona jest? - warknął.
- Kto? Ona? - Demon uśmiechnął się szeroko, wskazując teatralnym gestem na sufit. Czarnowłosy uniósł głowę, by ujrzeć zamkniętą w klatce dziewczynkę, atakowaną przez czarne jak noc kruki.
- Miyashi! - krzyknął, a jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie z wściekłości. Zacisnął mocniej zęby, a w kącikach ust pojawiła się piana. - Wytrzymaj jaszcze chwilę!
Spojrzał na demona. Demona - Lucyfera. I bez żadnego krwiożerczego komentarza ruszył na niego pełnym sprintem, kilka razy przeskakując między cieniami, by skrócić sobie drogę. Uderzył z dużą siłą, jednak demon z łatwością sparował cios klingą swojego miecza. Zdrajca wyprowadził kolejne uderzenie, potem kolejne i kolejne. Zasypywał przeciwnika gradem błyskawicznych cięć, jednocześnie szukając luki w jego obronie.
- Coś słabo zależy ci na tej dziewczynce. W ogóle się nie starasz - zakpił Lucyfer. Widać było, że doskonale się bawi kosztem Zdrajcy. Czarnowłosy tylko zacisnął zęby i zwiększył tempo zadawanych ciosów.
W którymś momencie popełnił jednak błąd, odsłaniając swoje żebra. Demon uśmiechnął się szerzej, a klinga jego miecza poszybowała w tamtym kierunku.
Wszystko wydarzyło się w ułamkach sekund. Szeroki zamach, upadek Zdrajcy. Cięcie.
Czarnowłosy klęczał za plecami przeciwnika, którego ciało zostało dość nierówno przepołowione i leżało teraz rozwalone na podłodze. Krew. Wszędzie była mnóstwo krwi.
- Ty pierdolony skurwysynie - warknęły oddzielone od siebie połówki twarzy. - Myślisz, że to koniec? Trzeba było poświęcić tą...
Zdrajca nadepnął ciężkim butem na twarz demona, rozgniatając ją i wcierając w posadzkę. Spojrzał w górę, w kierunku klatki Miyashi. Ze zdziwieniem zauważył, że Kerneg, jego towarzysz, właśnie wyciągał małą z jej wnętrza i troskliwie sadzał sobie na grzbiecie. Chwilę później wylądował na ziemi przed Zdrajcą.
- Dzięku... - chciał powiedzieć czarnowłosy, jednak stwór fuknął ostętacyjnie, posyłając w kierunku swego pana chmurę gorącego powietrza. Miyashi... płakała. - Miya... - Zdrajca wyciągnął rękę, jednak Kerneg się cofnął. Ponowie fuknął, cofnął się jeszcze kilka kroków, odwrócił i wybiegł z zamku, pozostawiając oszołomionego Zdrajcę samego z pokonanym Lucyferem.
- Chyba mimo wszystko dostałeś niezłą nauczkę - oznajmiła druga połowa twarzy demona, nim przygniótł ją ciężki glan.
Zdrajca spojrzał na pokonanego przeciwnika z góry i wtedy zauważył, ze ten nie ma już rogów, za to z jego własnej głowy...
- Nie... - szepnął, dotykając twardych narośli i cofając się gwałtownie. - Nie! - krzyknął, przewracając się o schody i siadając na zimnych stopniach. Spróbował pociągnąć za niechciane elementy, wyrwać je...!
Gdy przed jego oczyma zamigotał błękitny motyl. Morfo Didius. Człowiek wyciągnął w jego stronę dłoń i delikatne stworzenie osiadło na palcu wskazującym, po czym powoli rozwiało się w pył, a z oczu czarnowłosego zaczęły płynąć łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!