04 grudnia 2016
Od Tytanii "Mission Impossible"
Szukanie Świętego to naprawdę ostatnia rzecz, którą zamierzałam robić kilka dni przed mikołajkami! Już chciałam się położyć, kiedy łapa Kasai powędrowała w moją stronę. Członkini watahy zapytała:
- Nie idziesz im pomóc?
Spojrzałam na nią jak na wariata. Nie zamierzałam się nigdzie tułać, nie w adwencie! Prychnęłam tylko cicho i ułożyłam się wygodnie na kanapie, zwijając w czarny kłębuszek. Tylko moje runy rozświetlały pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Ziewnęłam cicho. Kasai jeszcze raz trąciła mnie łapą. Warknęłam tylko, a małolata od razu się cofnęła, zwijając w kłębek i drżąc ze strachu. Otworzyłam jedno z oczu i widząc Kasai..zrobiło mi się jej żal.
- Wybacz. - powiedziałam, a po chwili dodałam ze zrezygnowaniem - Jeżeli mi pomożesz, odnajdziemy Świętego.
Wadera podniosła się z ziemi. A więc jednak będą prezenty. Przynajmniej dla watahy Mikołaj coś znaczył. Ja zawsze otrzymywałam prezenty tylko od Percy'ego, Anubisa, a wcześniej Warrena. Rodzina..tak bardzo mi ich brakowało. Jednak nie zamierzałam wrócić do watahy. Nie do tych debili! Za cholerę nie chciałam spotkać ani Dessari, cioty, która zaatakowała mnie podczas zebrania, ani Hikaru, przydupasa mojego brata, uważają za się za pępek świata, bo jest jego przyjaciółką. Na samą myśl aż zachciało mi się walczyć. Jeżeli jako pierwsza znajdę Mikołaja, przynajmniej będą mnie szanować. I tak powinni to robić. Uśmiechnęłam się i skoczyłam z kanapy. Kasai zadowolona, zamachnęła się ogonem. Razem miałyśmy wyruszyć.
- Kiedy idziemy? - zapytała podekscytowana wadera.
- Już. - odparłam chłodno.- Im szybciej, tym lepiej.
Poszukiwania zaczęłyśmy w lesie Nienazwanym. Ponoć to tam ostatnio widziano świętego przy pracy. Powąchałam okolicę. Nie wyczułam żadnej, znanej mi woni.
- Tutaj nie szukali. - odparłam chłodno i zagryzłam język.
Wadera tylko skinęła głową i pomogła mi szukać pod każdym krzewem. Wkrótce natrafiła na ślad. Przyszła do mnie z czapką w zębach. Czerwoną czapką. Powąchałam ją i udało mi się złapać trop. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę zapachu, który wydawał się być coraz ostrzejszy. Wkrótce zobaczyłam rozbite sanie, a wokół nich renifery, biegające tu i ówdzie. Podeszłam do pierwszego z nich i zagadałam:
- Gdzie wasz pan?
Renifer tylko wskazał kopytem na rozbite sanie. Spojrzałam w ich stronę. Coś się w nich poruszyło. Warknęłam cicho i rzuciłam się na możliwego porywacza. Coś tylko wrzasnęło. Spojrzałam kątem oka na moją zdobycz, którą okazał się..elf. Wypuściłam bydlaka z uścisku, a ten zwiał, jak tchórz. Zaczęłam rozkopywać prezenty znajdujące się w środku. Pomiędzy stertą wszystkich podarunków zobaczyłam JEGO. Był nieprzytomny, ale wyglądało na to, że niczego poważnego sobie nie zrobił. Zawołałam Kasai, która polała świętego wodą. Starzec ocknął się i spojrzał na mnie, a po chwili na swoje sanie. Bez słowa mogłam rozpoznać, że jest mu ich bardzo szkoda. Wezwałam swoje sługi, które zaczęły odnawiać sanie. Wkrótce były jak nowe. Nie poczekałam na świętego. Zostawiając z nim Kasai odwróciłam się i odbiegłam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!