Urodziłam się trzy lata temu w małej, zacienionej jaskini. Od
samego początku byłam otoczona miłością rodziców. W wieku 6 miesięcy,
urodził mi się młodszy brat - Amar. Po jego narodzinach, coś zaczęło się
psuć. Rodzice zaczęli się kłócić, mama czasem chodziła z drobnymi ranami.
Po pewnym czasie matka zabrała mnie i Amara i uciekła. Jej wytłumaczeniem
było:
- To dla waszego dobra
Po tygodniach wędrówki, dotarliśmy na małą polankę. Leżały na niej
liczne głazy, które utworzyły mroczną jamkę.
- Tutaj się zatrzymamy. Nie na zawsze. Dopóki nie znajdziemy czegoś lepszego.
- powiedziała.
Tak też zrobiliśmy. Ja zaczęłam uczyć się polowań, w międzyczasie
opiekując się bratem. Jednak i to nie trwało wieczność. Pewnego pechowego
dnia, pod jaskinią stanął nasz ojciec.
- Amar, Alisha, schowajcie się i za nic nie wychodźcie. Wasz ojciec, wrócił.
- powiedziała wystraszona.
Posłuchaliśmy się jej i wczołgaliśmy pod głazy. Usłyszeliśmy gardłowe
warczenie ojca, odgłosy walki. Po tym, nasz ojciec odszedł w las. Dopiero
wtedy odważyliśmy się wyjść z kryjówki. To co zobaczyliśmy, zamurowało
nas. Nasza matka leżała martwa na ziemi. Podbiegłam do niej i zaczęłam
płakać.
- Ali... - powiedział niepewnie mój brat.
- Co?
- Lepiej chodź coś zobacz...
Odwróciłam się i do niego potruchtałam. Wskazał pyskiem na ślady łap.
- Chodźmy za nimi
Ruszyliśmy. Marsz trwał około dwóch godzin. Gdy trop się skończył,
ujrzeliśmy norę. Weszliśmy do środka. Nagle, wejście zagrodziła nam
sylwetka wilka.
- Tata... - warknął gardłowo Amar.
- Chodźcie za mną. Wasza matka nie żyje, nie macie gdzie się zatrzymać.
Jestem waszą jedyną nadzieją.
Nie mając wyboru, ruszyliśmy za nim. Przez kolejne pół roku żyliśmy z
ojcem. Jednak pewnego dnia na polowaniu, ojca zaatakowały niedźwiedzie. W
panice rzuciliśmy się z bratem do ucieczki. Po pół godzinie biegu,
wpadliśmy na... LUDZI!
Jeden z nich złapał mojego brata w klatkę, drugi związał mu łapy, a trzeci
założył kaganiec. Spojrzałam smutno w jego oczy i poszłam zrezygnowana
dalej. Na swojej drodze napotkałam wiele watah, jednak w żadnej nie zagrzałam
miejsca na dłużej niż miesiąc. Zawsze mnie wyrzucali, zawsze odchodziłam.
Za każdym razem z bólem. Po dwóch latach mozolnej wędrówki, na swojej
drodze napotkałam czarną waderę z fioletowymi runami na futrze.
- Kim jesteś? - warknęłam
- Spokojnie, nazywam się Tytania...
<Tytania?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!