Westchnęłam głęboko, ściskając mocniej ołówek.
- Przestaniesz w końcu? - warknęłam, patrząc spode łba na chłopaka.
Ten jedynie uśmiechnął się szeroko i po raz setny raz dźgnął mnie długopisem w ramię.
- Może zainteresowałbyś się trochę lekcją? - powiedziałam, zerkając na szkicownik leżący na ławce.
Alex jedynie prychnął i spojrzał w stronę tablicy. Nauczycielka,
odwrócona plecami do klasy, pisała właśnie dość długie równanie.
- Przypomnij mi chociaż, czego my się tak właściwie uczymy?
- Jaki ty jesteś tępy... dodawanie i odejmowanie wielomianów. Może
chociaż udawałbyś, że uważasz? Nie mam zamiaru znowu ratować ci tyłka. -
Zauważyłam.
Chłopak nie odpowiedział. Zaskoczyło mnie to trochę, dlatego spojrzałam w
jego stronę. Zdążyłam jeszcze zobaczyć wyciągnięty środkowy palec
skierowany w stronę nauczycielki. Bez zastanowienia walnęłam go w
potylicę na tyle mocno, by jego twarz zatrzymała się kilka centymetrów
nad blatem ławki.
- Ty pajacu. Tu są kamery. - Wyszeptałam, pochylając się bardziej nad zeszytem i udając, że coś piszę.
Na moje szczęście byłam całkiem niezła z matmy, w porównaniu do mojego
kolegi z ławki. Po chwili rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu
osoby, która mogłaby widzieć gest chłopaka. Na szczęście wszyscy pilnie
notowali, nie zwracając uwagi na zachowanie dwojga dziwaków siedzących w
ostatniej ławce, jak najdalej od biurka nauczyciela.
Chłopak pochylił się w stronę swojej torby i po chwili, z wyraźnym
oporem, wyciągnął zeszyt. Ja podsunęłam mu swój, aby mógł przepisać trzy
strony formatu A4 zapisanych drobnym maczkiem. Nie zdążył jednak nawet
przepisać pierwszego przykładu, kiedy nauczycielka najwyraźniej
przypomniała sobie o naszej ławce i wezwała go do tablicy. Ten bez słowa
wyszarpał mój notatnik i poszedł z szerokim uśmiechem w stronę
matematyczki. Po zapytaniu, który dokładnie przykład ma zrobić,
przepisał wcześniej wyliczone przez mnie zadanie. Uzyskawszy pochwałę,
wrócił na miejsce. Niemal jednocześnie się odezwaliśmy.
- I znowu ratujesz mi tyłek.
- I znowu mam ochotę cię zamordować.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie z iście morderczymi zamiarami w
oczach, jednak czując zaciekawione spojrzenia innych uczniów, znów
wróciłam do pracy.
Dzwonek przywitałam z ulgą, która natychmiast uciekła, gdy w krok za mną z klasy wyszedł Alex.
Już nie raz i nie dwa próbowałam mu uciec, jednak on uparcie za mną
chodzi. Non stop. Nawet kiedy idę do łazienki, czeka pod drzwiami. To
trochę denerwujące, tym bardziej, że większość ludzi uważa, że się
spotykamy... na samą myśl o tym robi mi się niedobrze.
Poszłam, a raczej poszliśmy do biblioteki szkolnej. Tak to bywa, kiedy
większość nauczycieli postanawia wyjechać na święta na drugi koniec
kraju. Dlaczego do biblioteki? Odpowiedź jest prosta: tam są komputery, a
jak przeciętna nastolatka jestem od nich uzależniona.
Po przywitaniu się z bibliotekarką, usiadłam przed urządzeniem
pamiętającym zapewne czasy sprzed wojny secesyjnej. Po kilku sekundach
chłopak już patrzył mi przez ramię, jednak szybko znudziły go
przeglądane przeze mnie strony. Podszedł do półki i zabrał pierwsze z
brzegu czasopismo, rozsiadając się wygodnie obok mnie. Nie wiem, co mnie
natchnęło, ale zalogowałam się na pocztę. Zazwyczaj tego nie robię,
jednak dzisiaj miałam jakieś złe przeczucia. I słusznie.
Jedna nowa wiadomość. Od kogo? Fragonia.
Po przeczytaniu zaklnęłam soczyście pod nosem. Bibliotekarka spojrzała
na mnie zrezygnowana i wymruczała coś w stylu "Ta dzisiejsza młodzież",
po czym wróciła do pracy. Alex oparł podbródek na moim ramieniu i
zapytał:
- Co jest?
Nie odpowiedziałam, a jedynie pokazałam mu wiadomość. W międzyczasie
chwyciłam plecak i ubrałam kurtkę. Chłopak w tym czasie wylogował się z
poczty i wyłączył tryb incognito.
- Artefakt? I nic więcej nie wiadomo? - rzucił.
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Przeczytałeś to samo, co ja. Skąd mam niby to wiedzieć?
Wyszłam z budynku i rozejrzałam się po terenie szkoły. W oczy rzuciła mi się ulotka z...
- Wystawa antyków? - spojrzałam na chłopaka - Myślisz o tym samym co ja?
- Że nadszedł czas na kanapkę z majonezem? - rzucił w odpowiedzi
chłopak, ruszając w stronę auli szkolnej, czyli miejsca, gdzie owa
wystawa ma się odbyć.
Westchnęłam głęboko i ruszyłam za nim. Prawda, mam ochotę na tą kanapkę.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy stoły uginające się pod bezmiarem staroci. Były ich setki, tysiące...
- Skąd mam wiedzieć, który jest ten właściwy? - zapytałam, podchodząc do najbliższego stołu i przyglądając się starej biżuterii.
- Wyczujesz go. Artefakty emitują energię, którą nawet zwykły
śmiertelnik wyczuje, jeżeli wie, czego szukać. - Wyszeptał, mijając mnie
i przyglądając się z uwagom innym przedmiotom.
Chodziliśmy więc tak, mijając różne śmiecie, aż w końcu dotarliśmy do końca wystawy.
- Masz coś?
- Jeżeli za coś nie można uznać smrodu staroci, to nie. - Odpowiedziałam.
Wyszliśmy z auli i ruszyliśmy świeżo remontowanym korytarzem.
- Przecież gdzieś to musi być. Chyba, że to tylko głupi żart. - Zaczął
chłopak, omijając pozostawione przez robotników kupki płytek.
- Weź się ogarnij. Darkness i spółka lubią żartować, ale bez przesady. Może po prostu zaczęliśmy w złym miejscu.
Chłopak nie odpowiedział, tylko stanął w miejscu. Popatrzyłam na niego, a
po jego spojrzeniu wiedziałam, że znaleźliśmy to, co mieliśmy znaleźć.
Kurczę, Alex jest jak żywy wykrywacz artefaktów.
- Gdzie? - zapytałam tylko.
On jednak tylko spojrzał pod nogi, na świeżo położone płytki. No coś takiego...
- Czekaj. - Powiedziałam, pokazując na krzątających się wokół robotników.
Pobiegłam na górę. Już wcześniej rozglądałam się po tym korytarzu i
zauważyłam, że na całym jego odcinku jest tylko jedna kamera. A obszaru
wokół włącznika przeciwpożarowego nie obejmowała.
Bez zastanowienia nacisnęłam przycisk. Światła zgasły, a korytarz
przeciął głośny dźwięk alarmu. Ludzie w pośpiechu opuszczali
pomieszczenia, a ja z zadowoleniem zauważyłam, że robotnicy również.
Wróciłam do miejsca, w którym zostawiłam chłopaka. On korzystając z
nadarzającej się okazji, wyciągnął zza pasa Septentrio i podważył
płytkę. Jednym sprawnym ruchem odrzucił ją ku górze, odsłaniając ukryty
pod nią...
- Książka? - zapytałam nieco rozczarowana.
Myślałam, że być może znajdziemy jakieś noże albo biżuterię, a tu zwykła książka.
Chłopak dotknął jej, jednak zaraz upuścił z sykiem. Spojrzał na mnie
ponaglająco. Odetchnęłam głęboko i pochyliłam się w kierunku owego
przedmiotu. Spodziewałam się poczuć chłód, jednak książka była
nadzwyczaj ciepła. Przyglądałam się jej uważnie, dlatego nawet nie
zauważyłam, kiedy chłopak podszedł do mnie, a nasze ciała zaczęła owijać
nasze ciała...
- Zaraz, nie! - krzyknęłam, jednak na próżno.
Kiedy mgła opadła, moim oczom ukazała się tabliczka promująca... zakład
pogrzebowy. Ledwo utrzymując się na nogach usłyszałam, jak Alex dobija
się jak szaleniec do drzwi. Wkrótce otworzył nam dość przystojny
mężczyzna, który zmierzył mojego kolegę od stóp na głów.
- Czego? - zapytał.
Ten nic nie odpowiedział, jedynie skinął na mnie. Gospodarz spojrzał na
mnie, a później na książkę trzymaną w moich dłoniach. W następnej
sekundzie drzwi już się zamykały, a ja stałam z pustymi rękoma.
Przechodząc przez furtkę, odzyskałam mowę.
- Kto to był?
- Darkness. - Uzyskałam odpowiedź.
Najwyraźniej nie chciał nic więcej mówić, dlatego zmieniłam temat.
- Skoro jesteśmy już na wagarach, co robimy?
Alex uśmiechnął się lekko i zaprowadził mnie w stronę, jak mi się zdawało, salonu tatuażu.
Kiedy weszłam do środka, Max jedynie skinął mi głową na powitanie.
Znaliśmy się już dość długo, więc nie zdziwiła go moja wizyta.
- Zobacz, coś w twoim stylu. - Powiedział chłopak, podsuwając mi notatnik pod nos.
Otworzyłam go na ostatnio wykorzystanej stronie i zobaczyłam najnowszy szkic.
- Chcesz go uwiecznić na mojej skórze? - zapytałam.
Ten uśmiechnął się zawadiacko.
- Teraz nie dam ci spokoju.
Westchnęłam głęboko. No to się wkopałam. Rysunek przedstawiał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!