Boże, jak ja się w to wpakowałam? Czy ja kiedykolwiek się o
to prosiłam? Nie. Ale nawet w tych czasach zdarzały się pomyłki. Jakiś urzędas pomylił
czyjeś nazwisko z moim i w ten sposób zostałam wręcz zmuszona do brania udziału
w tym okropnym wolontariacie. A co było w nim takiego okropnego? Przez cały
bity dzień, od dziesiątej do dwudziestej, musiałam siedzieć w domu spokojnej
starości i zajmować się starszymi ludźmi. Zaledwie do godziny dwunastej
zdążyłam poznać historię dwóch
staruszek, które to w ciągu tych dwóch godzin zdążyły streścić mi całe swoje
życia. Gdy zostawiłam je na chwilę by zrobić sobie co do picia, przy stołówce
złapał mnie jakiś dziadek, który przez pół godziny edukował mnie o różnych
rodzajach herbat. Nie byłam pewna jak niby mam tu przeżyć do wieczora. Gdy z
ciepłą kawką wracałam do dwóch pań opowiadających o swym porywającym
życiu, inna kobieta, około
siedemdziesięcioletnia, postanowiła, że mam wybrać się z nią na spacer. Na
zewnątrz akurat nie padało, więc nie byłam się w stanie z tego wymigać. Kobieta
choć wydawała się stara i zmęczona, miała siłę by przez kolejną godzinę
opowiadać mi o kwiatach w ogrodzie. A o tej porze roku raczej nie było co
podziwiać. Kilka razy gdy siadałyśmy na ławce, a staruszka zaczynała swój
monolog, zdarzało mi się przysypiać, jednak szybko budziłam się i próbowałam
ogarnąć, gdzie jestem.
Wreszcie jednak znów wróciłam do ciepłego budynku. W
świetlicy, w telewizji leciał akurat jakiś fascynujący hiszpański serial o
jakiejś Donatelli co to sobie faceta znaleźć nie mogła. Przynajmniej tak to
zrozumiałam z tłumaczenia jakiegoś starego dziadka, którego wzrok cały czas
utkwiony był w biuście aktorki.
- Zagrałaby panienka ze mną w szachy? – zapytała jakaś
staruszka siedząca przy stoliku.
Miała na sobie spódnicę do kostek i żakiet, ogólnie
wyglądała jakby jeszcze rano pracowała w jakimś biurowcu. Skinęłam z niechęcią
głową i podreptałam szukać mistycznego składziku z grami, o którym słyszałam od
głównej pielęgniarki, która ogarniała wszystkich wolontariuszy. Szukanie składziku
okazało się być sporym wyzwaniem. Zwiedziłam już chyba calusieńki budynek,
który był naprawdę spory, jednak nic nie znalazłam. Pod schodami w południowym
skrzydle budynku, znalazłam małe drzwiczki. Nie zdziwiłabym się, gdyby mieszkał
tam Harry Potter. Otworzyłam drzwi jednak nic tam nie było. Nic oprócz włazu w
ziemi. Pociągnęłam za metalowe kółko i zajrzałam do dziury. Zejść? Nie
wiedziałam co tam jest, ale mogło to być lepsze niż przysypianie przed
telewizorkiem. Wsadziłam rękę do tajemniczego dołu i na jednej z jego ścian
znalazłam szczeble drabinki. Powoli zaczęłam schodzić na dół. Nie było tu
żadnej lampy czy innego źródła światła, więc zapaliłam drobny płomyk. Raczej
nie było tu nic co mogłoby zając się ogniem. Wolałam nie patrzeć w dół,
szczególnie, że schodziłam od dłuższego czasu, a wciąż nie dotarłam na dół.
Wreszcie jednak drabina się skończyła. Nogą próbowałam
znaleźć jakiś punkt oparcia, jednak nie byłam w stanie. Lewitujący dotychczas
obok mnie płomyk, powoli zaczął opadać na dół, rozświetlając dziwne
pomieszczenie. Ujrzałam podłogę dwa metry pode mną i postanowiłam się puścić.
Wylądowałam na ziemi. Rozejrzałam się po obszernym pomieszczeniu, którego
zaledwie mała część była oświetlona małym
płomykiem. Nie widziałam niczego, co mogło by w pełni oświetlić
pomieszczenie, więc pozostał mi tylko płomyk. Zaczęłam chodzić po
pomieszczeniu. Niedaleko mnie znalazłam wysoki regał wypełniony książkami.
Dalej kolejny i jeszcze kilkanaście innych. Wielka biblioteka? Było tu mnóstwo starych
i zakurzonych ksiąg. Wzięłam kilka z nich i przejrzałam pobieżnie. Wyglądało na
to, że było tu pełno przedmiotów związanych z magią.
Wybrałam kilka książek, które mogły być ciekawe. Raczej nie
chciałam, by ktoś ze zwykłych ludzi dowiedział się o tym miejscu. Biblioteka
skrywała wiele tajemnic, a ja nie miałam czasu by ją całkowicie zwiedzić.
Dochodziła siedemnasta, a jeśli szybko nie wrócę do staruszki chcącej grać w
szachy, może mi się nieźle oberwać za nie wykonywanie zadań. Na początku
chciałam wziąć kilka książek, jednak prawie dziesięciominutowa wspinaczka z
nimi mogła być trudna. Postanowiłam więc, że je zostawię. Wzięłam kilkanaście
grubych ksiąg i ułożyłam sobie z nich schodki by dosięgnąć do drabiny.
Po dłuższym czasie dotarłam na górę i przez właz
wygramoliłam się na zewnątrz. Zamknęłam klapę i drzwi schowka. Cóż, nie było
tam pokoju Harrego Pottera ale była biblioteka. Strzepałam z siebie kurz i
podreptałam w kierunku świetlicy. Kobieta, która chciała ze mną zagrać, nie wyglądała na przejętą moją długą nieobecnością. Uśmiechnęła się ciepło i zaczęła trajkotać o jakimś kuzynie swojej córki co to się ożenił z jakąś inną babą.
Jeszcze jakieś trzy godziny i koniec.
(300 monet)
ZALICZONY
ZALICZONY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!