26 listopada 2016

Od Hikaru - Quest 7

Boże, jak ja się w to wpakowałam? Czy ja kiedykolwiek się o to prosiłam? Nie. Ale nawet w tych czasach zdarzały się pomyłki. Jakiś urzędas pomylił czyjeś nazwisko z moim i w ten sposób zostałam wręcz zmuszona do brania udziału w tym okropnym wolontariacie. A co było w nim takiego okropnego? Przez cały bity dzień, od dziesiątej do dwudziestej, musiałam siedzieć w domu spokojnej starości i zajmować się starszymi ludźmi. Zaledwie do godziny dwunastej zdążyłam  poznać historię dwóch staruszek, które to w ciągu tych dwóch godzin zdążyły streścić mi całe swoje życia. Gdy zostawiłam je na chwilę by zrobić sobie co do picia, przy stołówce złapał mnie jakiś dziadek, który przez pół godziny edukował mnie o różnych rodzajach herbat. Nie byłam pewna jak niby mam tu przeżyć do wieczora. Gdy z ciepłą kawką wracałam do dwóch pań opowiadających o swym porywającym życiu,  inna kobieta, około siedemdziesięcioletnia, postanowiła, że mam wybrać się z nią na spacer. Na zewnątrz akurat nie padało, więc nie byłam się w stanie z tego wymigać. Kobieta choć wydawała się stara i zmęczona, miała siłę by przez kolejną godzinę opowiadać mi o kwiatach w ogrodzie. A o tej porze roku raczej nie było co podziwiać. Kilka razy gdy siadałyśmy na ławce, a staruszka zaczynała swój monolog, zdarzało mi się przysypiać, jednak szybko budziłam się i próbowałam ogarnąć, gdzie jestem.
Wreszcie jednak znów wróciłam do ciepłego budynku. W świetlicy, w telewizji leciał akurat jakiś fascynujący hiszpański serial o jakiejś Donatelli co to sobie faceta znaleźć nie mogła. Przynajmniej tak to zrozumiałam z tłumaczenia jakiegoś starego dziadka, którego wzrok cały czas utkwiony był w biuście aktorki.
- Zagrałaby panienka ze mną w szachy? – zapytała jakaś staruszka siedząca przy stoliku.
Miała na sobie spódnicę do kostek i żakiet, ogólnie wyglądała jakby jeszcze rano pracowała w jakimś biurowcu. Skinęłam z niechęcią głową i podreptałam szukać mistycznego składziku z grami, o którym słyszałam od głównej pielęgniarki, która ogarniała wszystkich wolontariuszy. Szukanie składziku okazało się być sporym wyzwaniem. Zwiedziłam już chyba calusieńki budynek, który był naprawdę spory, jednak nic nie znalazłam. Pod schodami w południowym skrzydle budynku, znalazłam małe drzwiczki. Nie zdziwiłabym się, gdyby mieszkał tam Harry Potter. Otworzyłam drzwi jednak nic tam nie było. Nic oprócz włazu w ziemi. Pociągnęłam za metalowe kółko i zajrzałam do dziury. Zejść? Nie wiedziałam co tam jest, ale mogło to być lepsze niż przysypianie przed telewizorkiem. Wsadziłam rękę do tajemniczego dołu i na jednej z jego ścian znalazłam szczeble drabinki. Powoli zaczęłam schodzić na dół. Nie było tu żadnej lampy czy innego źródła światła, więc zapaliłam drobny płomyk. Raczej nie było tu nic co mogłoby zając się ogniem. Wolałam nie patrzeć w dół, szczególnie, że schodziłam od dłuższego czasu, a wciąż nie dotarłam na dół.
Wreszcie jednak drabina się skończyła. Nogą próbowałam znaleźć jakiś punkt oparcia, jednak nie byłam w stanie. Lewitujący dotychczas obok mnie płomyk, powoli zaczął opadać na dół, rozświetlając dziwne pomieszczenie. Ujrzałam podłogę dwa metry pode mną i postanowiłam się puścić. Wylądowałam na ziemi. Rozejrzałam się po obszernym pomieszczeniu, którego zaledwie mała część była oświetlona małym  płomykiem. Nie widziałam niczego, co mogło by w pełni oświetlić pomieszczenie, więc pozostał mi tylko płomyk. Zaczęłam chodzić po pomieszczeniu. Niedaleko mnie znalazłam wysoki regał wypełniony książkami. Dalej kolejny i jeszcze kilkanaście innych. Wielka biblioteka? Było tu mnóstwo starych i zakurzonych ksiąg. Wzięłam kilka z nich i przejrzałam pobieżnie. Wyglądało na to, że było tu pełno przedmiotów związanych z magią.
Wybrałam kilka książek, które mogły być ciekawe. Raczej nie chciałam, by ktoś ze zwykłych ludzi dowiedział się o tym miejscu. Biblioteka skrywała wiele tajemnic, a ja nie miałam czasu by ją całkowicie zwiedzić. Dochodziła siedemnasta, a jeśli szybko nie wrócę do staruszki chcącej grać w szachy, może mi się nieźle oberwać za nie wykonywanie zadań. Na początku chciałam wziąć kilka książek, jednak prawie dziesięciominutowa wspinaczka z nimi mogła być trudna. Postanowiłam więc, że je zostawię. Wzięłam kilkanaście grubych ksiąg i ułożyłam sobie z nich schodki by dosięgnąć do drabiny.
Po dłuższym czasie dotarłam na górę i przez właz wygramoliłam się na zewnątrz. Zamknęłam klapę i drzwi schowka. Cóż, nie było tam pokoju Harrego Pottera ale była biblioteka. Strzepałam z siebie kurz i podreptałam  w kierunku świetlicy. Kobieta, która chciała ze mną zagrać, nie wyglądała na przejętą moją długą nieobecnością. Uśmiechnęła się ciepło i zaczęła trajkotać o jakimś kuzynie swojej córki co to się ożenił z jakąś inną babą.
Jeszcze jakieś trzy godziny i koniec. 
(300 monet)
ZALICZONY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits