27 listopada 2016

Od Darknessa #4 "Mission Impossible"


Dowiedziawszy się o tej strasznej tragedii zmuszony byłem powiadomić każdego o zaginięciu Świętego Mikołaja. Mimo, iż stary dziadzio mnie wkurzał, to przynajmniej coś mi dawał i okazywał na swój sposób szacunek MNIE. Nawet, jeżeli pod choinkę zawsze dostawałem kawałek węgla. Członkowie ruszyli na poszukiwanie starego, a ja siedziałem wygodnie w fortelu, w wilczej formie i rozmyślałem, nad tym wszystkim. Byłem pewny, że oni wszyscy, łącznie z Viperem, mnie wyręczą, ja ma mogłem cieszyć się spokojną emeryturą. Tak było do momentu. Coś wpadło przez komin do mojego pokoju i uderzyło mnie z całej siły. Będąc w wilczej formie przetoczyłem się ze dwa metry i uderzyłem z całej siły w pobliski regał. Wszystkie książki, oraz sam mebel, spadły na mnie. Rozwścieczony rozwaliłem cały ten burdel i spojrzałem na swojego "gościa". Był nim renifer. Z czerwonym nosem.
- Darkness! Pomóż! - zaskowyczało w moją stronę stworzenie.
Nie chciałem się w to bawić. Nie lubiłem pomagać. Niech sobie sam radzi - chciałem odpowiedzieć, jednak zdałem sobie sprawę, że Renifer w końcu nic złego nie zrobił, a ja widziałem jego złamaną łapę. Mogłem ją pociąć i złożyć jak puzzle. Kochałem zabawę w chirurga. Podszedłem do stworzenia i uśmiechnąłem się szyderczo, po czym rozciąłem mu pazurzyskiem łapkę i przemieniłem się w seksownego faceta. Zwierzak zakrzyczał mi coś prosto do ucha. Nie przejąłem się tym i robiłem to, co do mnie należało. Dłubałem w jego nodze tak długo, aż w końcu podniosłem się i poszedłem po nici, oraz coś do usztywniania. Zaszyłem mu nóżkę i usztywniłem.
- A teraz spierda*aj! - fuknąłem i przemieniłem się z powrotem w wilka.
- Wiem gdzie on jest! - zaryczał "Rudolf".
- Ale mnie to gówno obchodzi. Powiedz to Viperowi.
Jednak renifer nie chciał dyskutować, poirytowany moim zachowaniem wziął mnie na rogi i wskoczył przez komin, po czym poleciał. Chciałem wrzeszczeć na niego i pierdyknąć go pazurami w zad, ale nie dałem rady. Za bardzo trzęsło. Wkrótce renifer wylądował na ziemi, a ja dumnie zeskoczyłem z jego ogromnych poroży. Spojrzałem na niego i warknąłem:
- No, to gdzie ten świętoszek od siedmiu boleści?
"Rudolf" cofnął się i wskazał swoim kopytem na końcu chorej nóżki na pobliską jaskinię. Wszedłem do niej i aż mną wstrząsnęło. Na ziemi siedział jakiś spasiony starzec z brodą, której pozazdrościłby mu niejeden krasnolud. Podszedłem do świętego i uwolniłem go jednym ciachnięciem pazurzysk. Z oddali jaskini usłyszałem głos:
- ZOSTAW GO!
W jednej chwili obok mnie pojawił się karzeł, sięgający mi zaledwie do kolan tylnych łap. Spojrzałem na niego i zaśmiałem się:
- Masz czelność porywać świętego? Musisz być koleś naprawdę pojeb*any.
Karzełek wkurzył się, podszedł do mnie i kopnął mnie w zad. Nawet mną nie poruszyło. W odwecie i ja go kopnąłem, niczym koń, z całej siły. Karzeł wylądował na końcu sali, w korycie pełnym wody.
- WSZYSTKIE JEGO PREZENTY MAJĄ BYĆ MOOOJE! - zaskowyczał karzeł i uwolnił się z koryta, po czym chwycił oburącz topór i zaszarżował na mnie.
W tej chwili jednak poczułem, że coś mnie unosi. Zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem, byłem w ludzkiej formie w lecących saniach. Przede mną siedział starzec, przypominający Gandalfa z Hobbita, ale przynajmniej dwa razy grubszy.
- Ho ho! - zaśmiał się tym durnym śmiechem - Kogo ja widzę? Sam wielki Darkness postanowił mi pomóc. Mi i mojemu Rudolfowi! Dziękuję!
- Nie chcę podziękowań. Chcę prezent. I niech to nie będzie rózga czy węgiel. Chce coś wartościowego! I masz mnie tym swoim lamborghini odstawić do domu!
Święty zaśmiał się i pstryknął palcami. W jednej sekundzie znalazłem się w domu, a wokół mnie było tyle wspaniałych, bożonarodzeniowych pyszności i ozdób. Do Gwiazdki był jeszcze niecały miesiąc, a już czuć było atmosferę tego święta. Nie lubiłem Bożego Narodzenia. Durne, chrześcijańskie święto obchodzone w watasze. Ze zdziwieniem odkryłem, że mam na rękach prezent. "Dla Wilkobójcy" - przeczytałem uważnie i rozpakowałem pudełko. W środku była ramka ze zdjęciem, przedstawiająca mnie, Ellanie, Kirke, Vipera, Tytanię, oraz Anubisa. Całą moją rodzinę. Byłem lekko zawiedziony, bo spodziewałem się dmuchanej panienki, albo biletu na striptiz. Jednak to zdjęcie wyjątkowo mocno mi się spodobało. Zdałem sobie sprawę, że osoby na tym zdjęciu były w jakimś stopniu dla mnie ważne. Nie poczułem nawet słonej łzy, która wydobyła się z mojego kaprawego oka i spadła na podłogę. Za oknem zaczął sypać pierwszy śnieg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits