|Dzień po założeniu SC|
Tytania spakowała resztę swoich rzeczy. Jej okulista spojrzał na nią. Był naprawdę interesującym lekarzem. I przystojnym. Jego duże, niebieskie oczy uważnie śledziły każdy ruch jego dawnej pacjentki. Włosy zaś, miał czarne. Podobnie, jak nowy Betha SC - Raz. Chłopaka nie było w szpitalu. Dziewczyna była zresztą tutaj zaledwie parę godzin, a on musiał ogarnąć, co z terenami i inne duperele na temat Sekty Cieni.
- Pamiętaj: w razie JAKICHKOLWIEK problemów z okiem, natychmiast zgłoś się do mnie. Otrzymałaś moją wizytówkę?
Czarnowłosa skinęła niepewnie głową. W ręce wciąż tarmosiła wizytówkę z imieniem i nazwiskiem lekarza: "Garett Evans" oraz jego numer telefonu komórkowego. Tiffany jeszcze raz spojrzała w lusterko, jakby bała się, że zamiast oka, znowu ujrzy pusty oczodół. Było to jednak sztuczne oko. Narząd wszczepiony. Nie mogła odzyskać wzroku w lewym oku. Po chwili powolnym krokiem opuściła salę. Nie rozglądała się. Na korytarzu spora część ludzi biegała tam i z powrotem. Drzwi do szpitala otworzyły się i wbiegli przez nie ratownicy, wioząc jakiegoś osiemnastolatka. Nieprzytomny, bardzo mocno krwawił w okolic obojczyka. Czarnowłosa zatrzymała się. Viper... Do oka napłynęły jej łzy. Tęskniła za nim. To był jej brat. Nie pomyślała. W jednej chwili: zawróciła. Usłyszała znajomy głos:
- Tiffany. Jak oko?
Nie odwróciła się jednak w stronę Raza. Co on pomyśli, jeżeli zauważy ją z jej bratem? Nałożyła na głowę kaptur i prędko pobiegła na OIOM. Tam właśnie trafił jej brat. Nie wiedziała jednak, który to był pokój. A właściwie: sala. A może właśnie go operują? Znowu? Lub leży na dole.. w kostnicy. Zimny. Na samą myśl, po dziewczynie przeszły ciarki. Usłyszała za sobą kroki. Przyśpieszyła tempo chodu. Chłopak zaczął ją
ścigać. Nagle upadła. Podobnie jak jej towarzysz. Znaleźli się teraz w bardzo niekomfortowej sytuacji.
- Raz.. w domu, jak już. - wyjąkała Tiffany.
Czarnowłosy uśmiechnął się i zszedł z dziewczyny.
- Kazałaś, abym po ciebie przyjechał. - mruknął chłopak. - Więc jestem. Czemu uciekałaś?
Dziewczyna zamknęła oczy. Zepchnęła z siebie czarnowłosego i wstała, otrzepując się przy okazji z kurzu. Złapała dwudziestolatka za rękę i zaprowadziła na oddział intensywnej terapii. Zaczęła przeglądać każdy pokoik w nadziei, że ujrzy brata. Dopiero w czternastce zauważyła brązowowłosego. Leżał, podłączony do kardiomonitora, kroplówek, a na twarzy miał maseczkę tlenową. Oprócz tego oprócz niego było też mnóstwo innych urządzeń, których nazwy nie pamiętałam. Tytania podeszła nieśmiało do szyby. Już chciała otworzyć drzwi, i wejść tam do niego, kiedy usłyszała oschły głos pielęgniarki:
- Jest zmęczony po zabiegu. Nie można wchodzić.
- Jestem z rodziny. - powiedziała po chwili lekko zniecierpliwiona Tytania. - Tylko na pięć minut.
- Jutro. - odparła gburowata pielęgniarka.
Dziewczyna otarła łzę, kręcącą się na jej policzku. Chciała tak bardzo z nim pogadać, dotknąć go. Był dla niej jedną z naprawdę niewielu osób, która ją szanowała. W końcu, inaczej by się nie poświęcił dla dziewczyny. Kardiomonitor zaczął nagle świrować. Niepokojące odgłosy z salki Vipera. Tłum lekarzy zaczął jak oszalały biegać po korytarzu. Chłopak umierał. Jeden z mężczyzn, ubrany jak profesjonalny doktor, potrącił Raza i wbiegł do salki Vipera."Krwotok się wznowił. To było do przewidzenia." - mruknął cicho i zawołał tutaj część personelu. Wywieźli chłopaka z salki. Tytania wcześniej starała się ogarnąć płacz, ale teraz po prostu nie wytrzymała. Musieli go uratować. Raz przytulił ją i zaczął mruczeć cicho coś pod nosem. Tiffany jednak nie była w stanie skupić się na jego słowach.
<Raz? Dzisiaj krótko, ale wina całego tego zapierniczu.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!