- Jak zaraz czegoś nie znajdziemy to umrę z nudów. - usłyszałem za sobą głos Tyks. W sumie drużyna, do której należę to typowo dziewczęcy team. Facetem jestem ja i ten... jak on ma? Zdrajca. Ale ten gość chyba nie jest do końca normalny. Więc z nim nie pogadam. Zwykle trzymam się blisko Tif ale ona jest ciągle zajęta. Mógłbym pogadać z Tyks. W końcu znamy się od dawna ale przerwa w przyjaźni mogłaby być trudniścią w rozmowie. A reszta to nieznane dziewczyny. Jest jeszcze ta Kasai .... ale jakąś nie ciągnie mnie do rozmowy z nią. Przechodziłem przez już ciut niższą trawę bawiąc się jedną ze swoich siekiero-tomahawko-maczet. Popatrzyłem się na jedną ze ścian budynku światło przedzierało się przez korony tych mega-drzew. Budynek, który mnie zaciekawił był dość specyficzny. Niezwykle wysoki a w jego środku rosło jedno z tych ogromnych drzew.
- Tif? A może tam? - dziewczyna popatrzyła się na budynek.
- Hmmm... lepszy taki pomysł niż żaden. Miejcie broń w pogotowiu. Może w końcu coś się zdarzy... - westchęła krótko po czym przesunęła dłonią po dość dziwnym czarnym ostrzu. - Raz możesz skoczyć szybko na zwiad? - poprawiłem ubranie. Budynek stał na betonowym podwyższeniu. Miało ono jakieś 5 metrów. Będzie trzeba się wspinać. W poziomie 5 metrów wydaje się być małe ale w pionie zyskuje to jakby inną, większą wartość. Udawałem zniechęcenie. Na prawdę napaliłem się na ten zwiad. Nareszcie coś do roboty. Odpowiedziałem tylko:
- No dobra... mogę skoczyć. - udając zniechęcenie wyjąłem drugą tomahawko-machetę. Rozbiegłem się, odbiłem raz od maski zardzewiałego samochodu i skoczyłem na ścianę wbijając swoje siekierki. Wchodziłem na górę wbijając je i wyjmując na zmianę. Dość szybko doszedłem na szczyt. Przeszedłem przez jedną z wielu dziur w zrujnowanym budynku. Moim oczom ukazał się dość dziwny widok. Pod drzewem walczyło coś na wzór Tanatola i coś jakby niesamowicie nowoczesny i rozwinięty mechaniczny skorpion. Za nimi był pień tego mega drzewa, a w tym pniu ogromna "kropla" złotej żywicy. Ale... jakąś przestało mnie to interesować. Poczułem jakby brzmiącą moc przybiegającą do mnie zewsząd. Wszystko. Cała ta zielona kraina zaczęła wydawać się niesamowicie piękna. Takie miejsce przypomina o prawdziwych korzeniach. Wzięłem wdech świerzego powietrza, spojrzałem w górę na dziurawe korony ogromnych drzew. Zmieniłem się w wilka. Bardzo dawno nie byłem w tej postaci. Znów poczułem siłę w nogach, przejechałem językiem po ostrych jak brzytwa mocnych zębach, czułem uderzenia serca. Byłem w stanie poczuć każdy z moich mięśni. Uderzyła we mnie dziwna euforia. Jakbym był wszechpotężny. Ta kraina dawała mi ogromną moc. "A co gdyby mogła być tylko MOJA?" Spojrzałem w stronę dwóch istot walczących pod drzewem. Ale zaraz! To nie koniec! Poczułem jeszcze więcej. Jakby ktoś zwrócił mi moją własność. Darkness musiał najwyraźniej odłożyć na chwilę pierścień.... wyszczerzyłem się w złowrogim uśmiechu. Naładowałem się czarną materią i zmniejszyłem swą gęstość. Rozpędziłem się w stronę walczących. Sekundę przed uderzeniem zwiększyłem gęstość do maksimum. Cała energia rozprysła się do okoła odrzucając walczące bestie o około dwadzieścia metrów, zostawiając jedynie małą dziurę jak po granacie. Podniosłem się i rozejrzałem. Tanatol leżał ciężko ranny, a robo-skorpion był jakąś dziwnie wygięty w pozie i nie był aktywny. Usłyszałem wiele kroków. Ujrzałem 4 istoty. Ciemnowłosą dziewczynę, humanoidalną kocicę, jakąś młodszą dziewczynę i dziwną istotkę przemieszczającą się od cienia do cienia. Intruzi... na MOJEJ ziemi! Byli bardzo blisko. Pierwsza dziewczyna, ta ciemnowłosa odezwała się:
- Raz? Co się tu stało? - Raz? Jaki Raz? Nie jestem Raz. Jestem władcą tego miejsca. W odpowiedzi jedynie zawarczałem. Dziewczyna zrobiła dziwną minę. Ta młodsza jakbym jej nie obchodził, zaczęła podchodzić do drzewa. "Co!?" Zawarczałem... nie zryczałem.... nie... to brzmiał bardziej jak ryk smoka! Dziewczyna i reszta w sumie też, wszyscy, odskoczyli. Wyszczerzyłem zęby. Zacząłem ich otaczać z prawej strony. Błyskawiczne skoczyłem na najbliższą postać. To ta dziwna istotka bojąca się słońca. No cóż rozwiązałem ten problem. Szybko wygryzłem w szyji dużą dziurę. Odwróciłem głowę w stronę tej młodszej dziewczyny. Przeteleportowałem się od razu z zębami na jej szyi. Zdążyła tylko rzucić kulą ognia w powietrze. Przegryzłem jej całą szyję. Przeteleportowałem się do tej kocicy z toporem. Wyraźnie szybsza i lepsza w walce od poprzednich uskoczyła od mojego ataku. Skontrowała kolejny atak trzonkiem topora. Tak jakby chciała się mnie pozbyć ale nie zabić. Wykorzystałem to. Złapałem topór w zęby i pchnąłem go w jej stronę. Jedynie lekko ją zraniłem. Puściłem i zacząłem krążyć. Szedłem w lewo... obróciłem się w prawo przez lewą stronę i skoczyłem. Zasłoniła się ale szybko przedostałem się przez tą gardę. Nie zdążyłem jednak zadać decydującego ciosu. Khajti złapała mnie i rzuciła za siebie. W momencie kiedy się obracała przeteleportowałem się na drugą stronę i skoczyłem jej do karku. Złapałem zębami mocno i wyrwałem dwa kręgi szyjne z miejsca. Natychmiastowa śmierć. Została ostatnia. Ta w sukni. Skoczyłem na nią i przygniotłem swoim ciałem. Zawarczałem i przybliżyłem pysk do jej twarzy. Nie było na niej widać nic ani strachu ani złości. Jakby czekała. Dotknąłem nosem jej ust. Tif? Tif!? Podniosłem łeb przestraszony. Tyskie!? Kasai!? To dziwne coś!? Nie! Sturlałem się z niej i cicho zaskomlałem chowając łeb pod łapami. Nie chciałem na to patrzeć. Leżałem w bezruchu. Także wtedy gdy słyszałem świst czarnego ostrza.......
Otworzyłem oczy. Znów stałem w formie człowieka i patrzyłem na walczącego Tanatola i Mechanicznego Skorpiona. Obmacałem się i westchnąłem. Czyli nic się nie stało. Ale co to było? Najlepiej jak najszybciej o tym zapomnieć. Znów poczułem moc tego miejsca. Ale tym razem nie zmieniłem się w wilka i nie poddałem temu dziwnemu czemuś. Patrzyłem na walczących. Walka się rozwijała. Tym razem postanowiłem poczekać. Siedziałem na soczystej miękkiej trawie. Wstałem dopiero gdy Tanatol słaniał się na nogach, a tamte mechaniczne coś było w wielu miejscach uszkodzone. Dobyłem dwóch toporo- maczet i pobiegłem w stronę miejsca walki. Po drodze robiąc wslizg raniłem bronią mocno Tanalola w jego miękki brzuch. Zawył przeciągle gdy jego flaki wylały się na na podłoże. Dość szybko padł martwy. Skoczłem na skorpiona. Odbił kilka moich udeżeń szczypcami i zaatakował ogonem. Kiedt wbił się w ziemię odcięłem go silnym uderzeniem. Maszyna odeszła kawałek, a ja skoczyłem znów i tym razem efektywnie zaatakowałem. Wbiłem oba swoje toporki w ramiona szczypiec i oderwałem je. Kadłub na nogach nie sprawiał większych problemów. Usłyszałem głosy. Cała grupa dotarła na miejsce. Oparłem się na wraku maszyny i powiedziałem dumnie:
- Nieźle co? - czwórka zatrzymała się i rozglądnęła się do okoła. Tyks się odezwała:
- Jak zwykle. Przyciągasz kłopoty.... Nie przepraszam. Ty je stwarzasz..... A poza rozwałką, która mnie ominęła znalazłeś coś ciekawego. - hah... Tyks. Nigdy się nie zmienia.
- Wydaje mi się, że znalazłem coś czego szukaliśmy. - przeteleportowałem się i włożyłem rękę do wielkiej złotej kropi żywicy...
( Przepraszam ale najwyraźniej przez mój gmail poprzednie opo nie dotarło tylko znikło. Napisałem od nowa w skróconej wersji. A szkoda, bo tamto było moim zdaniem świetne.... kiedy ja zwykle krytykuje w duchu swoje opka. Przepraszam za czekanie i za ujemne punkty dla teamu.)
Raz znajduje w środku dwa, małe, zielone sztylety, prawdopodobnie zatrute, które dodają 100 punktów do każej umiejętności. Ponad to w środku znajduje..klucz. Do czego służy? Nie było żadnej wskazówki. Następna pisze: KASAI!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!