18 września 2016

Od Youkami Team "Crystal" - Pokój III

Podeszłam do stołu pełnego broni. Przyjrzałam się im wszystkim. Pistolety? Nie, dzięki, mam. Łuk? Także wisi na plecach. Noże? Miecze? Katana byłaby fajna, ale zajmuje tyci tyci za dużo miejsca. Znalazłam idealną broń. Dwa, cudowne topory, czy jak kto woli- siekiery. Jedna błyszcząca, jak nowa, a druga nieco przyrdzewiała, lecz równie piękna. Po wyborze cicho oddaliłam się od grupy. Niezbyt pasowało mi tłoczne otoczenie, więc wraz z uzbrojeniem jak najszybciej uciekłam. No i co z tego, że właśnie leżę na mordzie bo po raz kolejny wyjebałam się na prostej powierzchni?
Wstałam z ziemi otrzepując się z kurzu. Tym razem nie niewidzialnego, ponieważ znając mojego pecha trafiłam na całkiem sporą kupkę, która obecnie unosiła się po pewnym odcinku korytarza. Ciut zezłoszczona ruszyłam holem przez plątaninę przeróżnych drzwi. Jedne mnie zaintrygowały, ponieważ wyglądały na zrobione ze starych desek, z elementami trującego bluszczu. Zza samych ich słychać było wodospad. Bez wahania otworzyłam. Zamiast jakiś zamków, zjaw, miast czy innych takich czekały mnie kolejne pary drzwi. Ze złota, drewna, bluszczu i z wodospadem, który zapewne w taki sposób szumiał. Przeszłam przez ostatnie. Tu już znalazłam się w jakiejś komnacie przypominającej dom inków czy jakichś tam indian. Rozejrzałam się. W jednym miejscu było widać mały strumyk. Skierowałam się do miejsca, w które płynął. Udało mi się wyjść z budynku, który prawdopodobnie był jakąś świątynią. Zastanawiało mnie tylko, jakim cudem mógł być przed tym bar. Nie namyślając się długo, spojrzałam w górę. Zaimponowała mi wielka, metalowa konstrukcja. Ruszyłam w jej stronę. Okazało się, że stoję przed kopalnią złota, wybudowaną w 1890 którymś tam roku. Wprost istny raj dla złotych skrzynek. Omijając szyld weszłam do środka, do windy. Zjechałam na sam dół, gdzie czekały mnie jasno oświetlone korytarze. Zaczęłam się po nich włóczyć, przyglądając się ścianom i znajdując kilka sztabek złota, niestety skrzynki brak. 
-Ooooo...! - podskoczyłam ze strachu. 
Wyczuwałam jakąś nadludzką energię bijącą ze śpiewu, dochodzącego z trzech stron. Skierowałam się w czwartą, by uciec od głosu i istot go wydających. Niestety trafiłam w ślepą uliczkę. Na samym końcu korytarza ujrzałam trzy duchy. Piękne, trzy dziewczyny. Dwie hrabiny i jedna królowa. Wokół dwóch dusz zaczął wyrastać bluszcz, pomału do mnie docierając. Rozróżniałam słowa płynące z serc zmarłych. Piękna pieśń w języku Holenderskim, opowiadająca o odkryciu, miłości, śmierci i chęci zemsty. Zmrużyłam oczy. To miał być mój koniec. Niestety moc w tym świecie nie działała, a bronie na nic by się zdały. Czekając na pewną śmierć klęczałam w rogu. Jednak nic takiego nie nadeszło. Ostrożnie otworzyłam oczy. Najwyraźniej ktoś nad emną czuwa, bowiem znajdowałam się w zupełnie innym miejscu. W zamku. Pomiędzy podłogą a tronem, snuły się masy pajęczyn utkanych przez oso-pająki. Stare, wychudzone myszy piszczały o smoku i wymarłym królestwie. O królestwie, któremu należało przywrócić życie. Skierowałam się do skarbca. Niestety nie było tam nic, co mogłoby być wyjściem z tego miejsca. Wróciłam na plac zamkowy. Na dosłownie każdym słupie wisiała kartka z informacją. Pomimo iż słabo umiałam Holenderski, bez problemu to przetłumaczyłam.
"UWAGA!
Król wydał oficjalny werdykt nakazaujący zgłaszać się wszystkim dziewojom do losowania, by smokowi na pożarcie wydać, niźli królestwa stratować i ograbić nie mógł. Jeśli jednako śmiałek potwora by zabić był rad i kraj nasz od smoka uwolnić, on owo królestwo i księżniczki rękę dostanie. "

Przeczytałam to kilka razy. Rzuciłam pergamin na ziemię. Otworzyłam wrota i wyszłam z twierdzy. Usiadłam na pomoście nad rzeką i zaczęłam rozmyślać. Tak! You myśli! Ale nieważne. W każdym razie zaczęłam rozmyślać. Dlaczego nie zdarli kartek? Dlaczego jest tak pusto? Dlaczego wszystko jest na swoim miejscu, nawet jeśliby smok nie został pokonany? Nagle usłyszałam głośne sapnięcie tuż obok mojej głowy. Odgarnęłam białą grzywkę z oczu. Zauważyłam wielkiego, czerwono-błękitnego gada. W sumie trudno nie zobaczyć ponad 2...5...6...8...10 metrowego stwora. Z jednego nozdrza buchał ogień, a z drugiego tryskała woda.
~To stąd legenda o dwóch bliźniaczych smokach zamkniętych w jednym...~ pomyślałam, gdyż przypomniała mi się opowieść o nich. I o złotym smoku pilnującym księgi w Lesie Rycerzy. 
-Wreszcie jakiś posiłek! Pierwszy od tysiąca lat!- stworzenie ironicznie się zaśmiało i dwukolorowymi oczami przyjrzało mi się. -Jak do tej pory dostawałem same dziewice i w dodatku bezbronne, a tu taka odmiana!- dodał.
-Sugerujesz coś?!- miałam ochotę zabić go wzrokiem na wieść, że dostawał 'dziewice (...), a tu taka odmiana!'
Tu z kolei ja dostałam ochrzan. Jednak ten ochrzan był wyrażony nienawistnym spojrzeniem przerażającym do szpiku kości. Dopadł mnie paraliż. Na szczęście nie na długo. Złapałam łuk i strzałę z kołczanu. Naciągnęłam na cięciwę i wycelowałam w gardło monstrum. Gad zaczął krwawić. Zaskoczony upadł. Uderzył łbem w most, tym samym niszcząc go. Jego cielsko zatonęło w na pozór płytkiej wodzie. Wskoczyłam do rzeki. Zanurkowałam i zaczęłam szukać skarbca. Kolejnego raju dla magicznych skrzynek. Zaczęłam opływać spód i boki co chwile wypływając i nabierając powietrze. Po dłuższym czasie znalazłam luz w ziemi i wywaliłam z niego zalegający grunt. Ukazało mi się przejście do groty. Wpłynęłam, po czym wyszłam na suchą powierzchnię. Otaczała mnie masa złota i innych tego typu bzdetów, jednak skrzyni brak. Porządnie przetrząsnęłam jaskinie, znajdując jedynie smocze jajo, które schowałam do kieszeni biało- czerwonego płaszcza,czy też raczej do biało-czerwonej narzuty. Wypłynęłam z powrotem na powierzchnię. Wyszłam mokra i położyłam się na trawę. Usnęłam, zmęczona przeżyciami. Rano, koło 8, obudziłam się. Albo raczej ktoś mnie obudził. Powoli otworzyłam oczy. Trząsł mną jakiś brązowowłosy chłopak w pelerynie podobnej do mojej. U boku miał szable, a na głowie piracki kapelusz.
- Sorry, że cię budzę, ale ochroniarz ciebie zauważył i kazał mi zgarnąć cię do Holendra.- zaczął po Holendersku.
- Holendra...? - spytałam nie do końca kontaktując.
- No Latającego Holendra! Pracujesz tu i nie wiesz jakie stanowisko masz przydzielone?! - brązowowłosy zaniepokoił się. - Okay, nieważne. Chodź, nie możesz się spóźnić. Zaraz 10!
- Co...? - nadal otępiała ruszyłam za nim.
- A tak w ogóle to Dark jestem. - rzucił na odchodne łapiąc mnie za dłoń i ciągnąc do wielkiej budowli z desek. 
~ Darkness? ~ zdziwiłam się szczerze, ale nie zamierzałam zadawać zbędnych pytań.
Dark puścił mnie dopiero przy samym wejściu do budynku. Przepuścił mnie przodem, a ja niepewnie weszłam do środka. Na początek zostałam przywitana przez ciemność, wszechobecny odór zgniłych ryb i niepokojące dźwięki. W pierwszym pomieszczeniu zauważyłam lustro, w którym pojawił się duch. Zdębiałam.
- Coś się stało madame? - chłopak spytał.
- Nie, nic... - odpowiedziałam tylko i ruszyłam dalej, przez plątaninę korytarzy wypełnionych beczkami po piwie i winie. W jednej z sal zauważyłam dziurę w deskach w ścianie i spojrzałam przez nią. Skarbiec. To może być tu. Brązowowłosy mnie jednak popędził. Po drodze zainteresowały mnie jeszcze inne statki. Przedziurawiony z lwem na dziobie i dwa inne, również poniszczone z syrenami. W końcu dotarliśmy do sztucznego, portowego miasteczka. Ale złudzenie zapachu morza było uderzające.
- Skoro nic nie wiesz, to ci opowiem co to jest. - zaczął. - To miejsce jest jakby odpowiednikiem historii Latającego Holendra. Kapitan, czyli w tym wypadku ja, musiał wyruszyć w długą podróż najlepszym statkiem, jednak chciał zostawić w kraju swoją nie wiem... Narzeczoną? Odpłyną, a obecność dziewczyny, czyli ciebie, na statku odkrył już długo po wypłynięciu. Zdawało się, że wszystko pójdzie szczęśliwie, ale w ostatnie godziny dopadła ich i trzy inne statki burza i sztorm. Statki z syrenami zatonęły, a statek kapitana- z lwem na czele spłoną, jednak w częściach dotarł na ląd. Niestety wszyscy zginęli. - Dark się lekko zasmucił, jednak po chwili na powrót przybrał wesołą postawę, ponieważ pojawili się jacyś ludzie.
Przez niecałe 10 godzin przyjmowaliśmy ich na pokład małych statków z lwami morskimi na czele. Dopiero o 20 miałam prawo wrócić do pokoju ze skarbcem. Ruszyłam tam z kapitanem.
- Dlaczego to cię tak interesuje...? - zapytał, jednak go zatkało gdy zobaczył, że celuję toporem w deski. -Co ty robisz?!
- Nie martw się... Muszę coś sprawdzić... - uderzyłam w deski tym samym rozwalając je i tworząc sobie przejście. 
- Ale ty to niszczysz!
- Posłuchaj... Ja... Muszę to zrobić by wrócić. Do domu. Do świata, którego nie znasz. Niedługo wrócę. Może. - odpowiedziałam.
W tej chwili do mnie dotarło gdzie jestem. Efteling. Park rozrywki. Wszystko tu było sztuczne. Co jeśli to także jest sztuczne? Warto zaryzykować i sprawdzić. 
Rozwaliłam deski tworząc przejście. Weszłam do środka. Spojrzałam na przyćmione monety z plastiku. Moją uwagę przykuła jedna, świecąca własnym światłem. Złapałam ją w dłoń, a ona zamieniła się w szkatułkę.
- Przepraszam...- szepnęłam i wróciłam do domu delikatnie wsadzając dłoń do kuferka...

...w kuferku Youkami znalazła świecący się mały przedmiot. Podniosła go. Był to diament. Obok niego dziewczyna zauważyła coś małego i włochatego. Szczur. Gryzoń ocknął się nagle i ugryzł dziewczynę w palec, po czym uciekł. Oprócz diamentu You znalazła jeszcze sztylet, na którym świeciły się przeróżne runy.  
Youkami dostaje: sztylet, dający: 100 punktów do czterech wybranych umiejętności, diament, oraz -20 HP.
Następna pisze: ENURI a po niej TARA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits