Znów się obudziłem. Tym razem było mi ciepło. Koc? Nie wiedziałem z kąt,
ale ciepełko. Urtear leżała na ziemi. Trochę głupio mi się zrobiło, że
ona na nie wygodnym dywanie a ja zajmuję ‘najlepsze miejsce’. Pomyślałem
,aby ją jakoś przenieść. Tylko jak ,żeby jej nie obudzić. Wstałem z
kanapy. I myślałem jak by ją tu ‘’chwycić’’. Delikatnie ją podniosłem.
‘’Proszę nie obudź się, proszę!’’-modliłem się w głowie. Nawet nie chce
wyobrażać sobie jej reakcji, jakby zobaczyła ,że ją niosę. Udało się!
Położyłem Ur na kanapie, a ona się nie zbudziła. Potem ją przykryłem
kocem. Gdy już się kładłem na dywanie, usłyszałem jak coś mówi. No nie,
obudziła się? Odwróciłem się w jej stronę. Miała zamknięte oczy i
zaczynała coś śpiewać. Hem, chyba powinienem się nauczyć tego
japońskiego.
-Chikutaku hari wa chikutaku to Owari to hajimari no sakaime!- śpiewała,
a ja przyczołgałem się do brzegu kanapy, aby być bliżej.
Wyglądała…uroczo? Zacząłem się uśmiechać, gdy usłyszałem jak śpiewa.
Podśmiechiwałem się też w trakcie nasłuchiwania. Lecz mój śmiech nie był
wykonany przez wokal-bo śpiewała wręcz wspaniale, ale robiła to przez
sen i wydało mi się to takie zabawne. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
Awwwww! Nagle wykonała gwałtowny ruch, a ja szybko padłem na ziemie.
Jakby ktoś chciał mnie zastrzelić. Obudziła się? Nie, okazało się, że
się tylko przekręciła i zaczęła śpiewać dalej. Położyłem rękę na
kanapie, a później oprałem głowę. Wpatrywałem się w nią, przysłuchując
się jej śpiewom. Nagle przypomniało mi się spojrzenie Igneel’a ,kiedy
naprawialiśmy drzwi. Nie było to spojrzenie nienawiści jakie rzucał mi
dotychczas. Było takie…dziwne? Eh, trudno to nazwać. Nawet nie chce
wiedzieć ,co miał wtedy w głowie gdy się tak gapił. Ziewnąłem. Nawet nie
zauważyłem ,kiedy zasnąłem oparty głową o kanapę. Rano kiedy otworzyłem
oczy, Ur już nie spała. Leżała i patrzyła na mnie. Zarumieniłem się ,a
moja ręka zjechała z kanapy, przez co upadłem.
-Em, heja?- powiedziałem leżąc na dywanie.
-Ohayo-odrzekła. O ile kojarze, to było inaczej- ‘’Dzień dobry’’.
Zerknąłem na okno a tam…oczywiście! Leje jak z cebra. Spojrzałem z żalem
w okno. I będę moknął. Urtear wstała i poszła do kuchni. Usiadłem po
turecku na dywanie, rozmyślając co teraz zrobić. Bardzo chciało mi się
pić. Więc poszedłem za Ur do kuchni.
-Czy mógłbym się czegoś …napić?-mówiłem nie pewnie.
-Jest tylko kranówka, a szklanki są w zlewie.- odrzekła.
-Dzięki.- podszedłem do kranu. Opłukałem szklankę i już miałem sobie
wlewać wodę, gdy nagle usłyszałem głośne trzaśnięcie. Wystraszyłem się
przez co szklanka wpadła do zlewu po czym pękła. KTO PRODUKUJE TAKIE
KRUCHE SZKŁO?!
-Ał…-szklanka pokaleczyła mi ręce. Najpierw wazon teraz to. Supi.
Okazało się, że to Igneel wszedł do kuchni i przypadkiem trzasnął
drzwiami. Opłukiwałem ręce ,ale krew nadal leciała. Zawsze tak jest.
Rozdrapie najmniejszego strupa a wszędzie pełno tego czerwonego
cholerstwa. Przypomniałem sobie…szybko spojrzałem na Ur. Jej reakcja
mogła być różnorodna, gdy zobaczy krew. Nie jestem pewien co zaraz może
się stanąć…
<Urtear? Przepraszam, że tak długo brak weny ;_; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!