Uciekła... Boże, a jeśli przeze mnie będzie chciała popełnić samobójstwo!?
- Miyashi! - krzyknęłam, ale dziewczyna zniknęła z mojego pola widzenia.
Zamieniłam się w wilka i zamknęłam oczy. Westchnęłam i pobiegłam w
stronę lasu gdzie udała się wadera. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej
zdenerwowana... A jeśli ją znajdę, a ona będzie martwa?! To będzie moja
wina! Po moim pysku spłynęła łza. Po chwili poczułam mocny zapach
Miyashi. Szybko pobiegłam jej stronę. Za kolczastymi krzakami siedziała
dziewczyna, gotowa podciąć sobie tętnicę, kolcem trzymającym w ręce.
Odebrało mi mowę.
- Nie rób tego...! - powiedziałam cicho, wyrywając jek kolec. Miyashi
była za bardzo zapłakana i rozczęsiona, aby cokolwiek powiedzieć.
Zerwała kolejny kolec, ale wyciągnęłam ją z krzaków.
- Dlaczego to zrobiłaś... Nigdy bym cię nie skrzywdziła... Nigdy... -
wyszeptałam a w moich oczach pojawiły się łzy. Następnie próbowałam
opatrzeć jej rany. Że akurat teraz nie mam przy sobie apteczki!
Zapomniałam ją włożyć do torby. Przybiłam sobie mętalnego facepalm'a.
Zebrałam liście młodej pokrzywy ( wyjątkowo wielkie) i zaczęłam okładać
nimi ranę. Zerwałam najdłuższe źdźbła trawy. Owinęłam nimi jej rękę. Co
chwilę słyszałam delikatne syczenie dziewczyny.
- Dlaczego... go... zabiłaś...? - spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Inaczej zabiłby nas. - próbowałam się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu wyszedł grymas... Cały czas ją głaskałam.
- Ale... Przecież... Można było z nim... porozmawiać...
Eh... Dawno nie widziałam takiej pacyfistki.
- Nie, opętańcy nie chcą rozmawiać... Tylko Mroku może nimi sterować... - powiedziałam cicho.
- A jakby... ją poprosić... by tego nie robiła? - zapytała z nadzieją.
- Na pewno nie przestanie dopóki sama nie zginie. Z nią też nie da się
rozmawiać. Gdy cię spotka przeciągnie cię na złą stronę albo zabije...
Po tym co powiedziałam był widoczny strach dziewczyny.
- A jeśli... ona jest zła... z innego powodu...?
- Co sugerujesz? - dalej ją głaskałam.
- Jeśli brakuje jej czułości...? Kogoś, kogo mogłaby nazwać
przyjacielem...? - cicho zapytała. Zdziwiałam się jej pytaniem. Biedna,
ona naprawdę myśli, że jeden z najpotężniejszych demonów chce mieć
przyjaciół...
- Nie sądzę... - odpowiedziałam cicho.
- Ale...
- Nie ma żadnych "ale", słońce... Ona jest demonem... Ona nie ma
uczuć... - powiedziałam i wzięłam ją na ręce. Miyashi spojrzała na mnie
przestraszonym wzrokiem. Czyżby się mnie bała? Hyh, na początku wszyscy
mnie się boją...
- Idziemy do mnie... Tak zrobię ci porządny opatrunek. - uśmiechnęłam
się. Dziewczyna niechętnie kiwnęła głową. Kiedy byłam już w domu
położyłam ją na kanapie, wzięłam apteczkę i ponownie zaczęłam opatrywać
jej rany.
- Proszę cię... Nie rób tak więcej... - wyszeptałam, ale dziewczyna
zasnęła. Uśmiechnęłam się do siebie. Zajrzałam do lodówki, ale tam zero.
Wzięłam torbę i poszłam do sklepu. Oczywiście napisałam jej karteczkę
gdzie jestem.
(Miyashi? Z terminem pisania opowiadań wcale nie jestem lepsza... Sorka, że musiałaś tyle czekać... Brak weny...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!