Niestety raz na jakiś czas trzeba ruszyć tyłek z domu. Tym razem powodem
mojego spaceru były braki w zapasach niektórych ziół potrzebnych mi w
laboratorium, więc szłam powoli brzegiem rzeki i podśpiewywałam coś pod
nosem. Nie brzmiało to raczej za dobrze, bo melodia nie była zbytnio
wyszukana, a na tekst tej piosenki składały się melodyjnie wypowiedziane
nazwy tego, co po kolei mijałam. „Kamyk, rzeka, kwiatek, chmury,
drzewo, zwłoki, trawa, kwiatek". Zaraz, zaraz. Zwłoki? Podskoczyłam w
miejscu, poruszona zapachem innego wilka. Z postawionymi uszami i
nastroszoną sierścią przyglądałam się z daleka obcemu. Nie wyglądał na
zbytnio żywotnego. Zbliżyłam się, więc o dwa niewielkie kroki do obiektu
obserwacji. Teraz wiedziałam już, że to Basior, wyraźnie wyczuwalna
była również woń świeżej krwi, co zaciekawiło mnie jeszcze bardziej. Gdy
byłam pewna, że nie stanowi on dla mnie zagrożenia, jednym skokiem
byłam tuż przy nim. Przekręciłam łeb, patrząc pod innym kątem i
zlustrowałam go wzrokiem.
- Zwłoki są zawsze lepszym towarzystwem niż własne ego. - Mruknęłam pod
nosem i uśmiechnęłam się do leżącego wilka, lecz gdy tylko dotknęłam go
delikatnie łapką, ten prychnął i obrócił się na drugi bok. Okropnie się
tego wystraszyłam, więc od razu w gotowości do odparcia ataku przyjęłam
wrogą pozycję, ale szybko wybuchłam głośnym śmiechem spowodowanym swoją
własną głupotą.
- Czyli jednak jeszcze żyjesz? - Zapytałam ze zniesmaczeniem śpiącego
wilka, szczerząc do niego kły w nieco psychicznym uśmieszku.
Do tej pory nie bardzo wiedziałam, skąd wziął się ten zapach krwi.
Dopiero gdy Basior ukazał mi swój drugi bok, zobaczyłam głęboką otwartą
ranę. Musiała być dosyć świeża, bo, pomimo że już nie krwawiła, to krew
jeszcze nie zdążyła ani trochę zakrzepnąć. "Aaaauuć" - pomyślałam sobie.
Z doświadczenia wiem, że takie rany są paskudnie bolesne i do tego
bardzo łatwo o zakażenie. Przez chwilę zamyśliłam się, patrząc w niebo.
Lag mózgu albo coś w tym stylu.
- No dobra, nie zostawię cię tu biedaku. Byłabym bezduszna, gdybym
zostawiła takie milutkie zwierzątko samo zdane na siebie, mam tylko
nadzieję, że mnie nie zabijesz, jak się obudzisz... - Skrzywiłam się
lekko i jeszcze raz szturchnęłam wielkie, lecz bezwładne cielsko
nieprzytomnego nieznajomego, a ten wyszeptał zmęczonym głosem.
- Pie*dolcie się wszyscy - I dalej poszedł spać.
- Okej już się pierdolę, tylko najpierw uratuję ci skórę - Oparłam
wesoło i używając telekinezy, uniosłam go na wysokość półtora metra nad
ziemią.
Skłamałabym, mówiąc, że wcale nie męczyło mnie ciągnięcie za sobą
takiego dużego osobnika. Męczyło. I to nawet bardzo, ale przez
ekscytacje, która była mi nierozłączna, gdy działo się cos ciekawego, w
ogóle nie czułam zmęczenia. Gdy wreszcie dotarłam do drzwi mojego domu,
zmieniłam postać na ludzką i wygrzebałam z jednej z kieszeni klucze.
Szybko pchnęłam drzwi i jakimś cudem udało mi się zaciągnąć wilka na
kanapę. Zbiegłam szybko po schodach w dół, do laboratorium, wywalając
się przy okazji i zgarnęłam wszystko, co było mi potrzebne, a następnie
rzuciłam to na stolik stojący obok kanapy. Założyłam na ręce gumowe
rękawiczki i zdezynfekowałam ranę, wiedziałam, że plasterki nic tu nie
pomogą. Po nałożeniu specjalnych środków (mojej produkcji)
przyspieszających regenerację i zwalczających rozwój infekcji, wzięłam
specjalną nić i igłę chirurgiczną i zaczęłam szyć, a ponieważ zawsze
interesowałam się medycyną, wiedziałam dokładnie jak to robić. Po
założeniu szwów zabandażowałam ranę i usiadłam na podłodze zdyszana. Po
chwili rozmyślań, jak to możliwe, że się nie obudził, wstałam i
wyrzuciłam zakrwawione rękawiczki do kosza. Nalałam do szklanki trochę
wody i wrzuciłam do niej dwa okrągłe proszki, które szybko rozpuściły
się, zabarwiając wodę na niebiesko, po czym wlałam do niej łyżkę
czarnego gęstego syropu. Z pewnością nie będzie to smakowało za dobrze,
ale od razu postawi go na nogi. Jak ja się budzę po jakiejś większej
imprezie to, to jest właśnie najlepszy sposób na kaca i ogólne
osłabienie. Sama z resztą ten sposób wymyśliłam. Wymieszałam sporządzony
wcześniej środek i postawiłam go na stoliku obok śpiącego nadal
Basiora. Sama zaś otworzyłam puszkę lemoniady i siadłam w głębokim
miękkim fotelu patrząc, na moje dzieło.
<Lucek? Proszę nie bij >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!