06 marca 2016

Od Kano cd. Moon

Moon była wyjątkowo uparta, za wszelką cenę chciała pokazać mi, że jest silna i wytrwała. Nie chciałem się kłócić, ale wadera mogła sobie coś nadwerężyć, to mogło się źle skończyć. Już wcześniej zauważyłem, że wadera kuleje na jedną z łap, ale najwidoczniej nie miała zamiaru mi o tym powiedzieć.
- Chyba kumple tych zabitych krukonów – odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie.
Szliśmy dość zarośniętą ścieżką między starymi i wysokimi drzewami. Naokoło panowała idealna cisza przerywana tylko naszą rozmową. Wiał chłodny wiatr, ale niebo było czyste, bez żadnej, nawet najmniejszej chmurki.
- Mnie też się tak wydaje, ale od kiedy oni się interesują swoimi kompanami? – zauważyła podejrzliwie.
Wzruszyłem ramionami. Skąd miałem to wiedzieć? Z każdym krokiem na twarzy wadery pojawiał się coraz większy wyraz niezadowolenia i bólu. Najwidoczniej łapa musiała ją coraz bardziej boleć. Cóż, chciała iść, zamiast odpocząć więc niech tak będzie. Zmierzaliśmy ku karczmie, w której zbierały się wszystkie rasy żyjące na Delcie. No, może oprócz elfów, ale te były zbyt dumne, by się tam pokazać. Właściwie byliśmy już niedaleko, kiedy Moon się zatrzymała i oparła o jedno z drzew, by odsapnąć. Spojrzałem na nią tryumfalnie.
- Mówiłem, już wcześniej powinnaś była dłużej odpocząć.
Wadera spojrzała na mnie swoimi złotymi oczyma i stanęła pewnie przede mną. Mimo to, chwile później podniosła bolącą łapę do góry. Mina jej zrzedła.
- Wytrzymaj jeszcze pięć minut – pocieszyłem Moon – zaraz dojdziemy do karczmy, gdzie będziesz mogła odpocząć. – Uśmiechnąłem się ciepło.
Wadera zacisnęła zęby i dzielnie ruszyła za mną. Do karczmy doszliśmy po kilku minutach, zajęliśmy stół w rogu sali. Moon najwidoczniej ulżyło, oparła się na krześle i uśmiechnęła się zadowolona. Chyba dzisiaj marzyła jedynie o możliwości odpoczynku. Podeszła do nas tęga kelnerka. Miała postrzępione, jasne włosy, które spięła w luźnego koka. Zmierzyła nas ostrym wzrokiem.
- Czego chcecie? – warknęła, biorąc do ręki długopis i notatnik.
Spojrzałem na Moon.
- Herbatę – odparła po chwili.
- A dla mnie może być kawa – dodałem po dziewczynie.
Kelnerka zanotowała coś i odeszła do kuchni. Wredny babsztyl.
Moon przyglądała się swojej bolącej łapie ze wszystkich stron. Po chwili kelnerka wróciła i z hukiem postawiła na stole tackę z parującymi napojami. Odeszła pozostawiając nas samych. Zabrałem się do picia, Moon zrobiła to samo.
- Fuj, przesłodzili – powiedziała zniesmaczona i odstawiła kubek z powrotem na stół.
Zastanawiałem się, czy należy do watahy, czy może jednak jest po stronie Mroku, lub nie jest nawet zamieszana w ten konflikt. Chociaż krukoni nie byli do niej zbyt przychylni, więc prawdopodobnie nie miała z nimi nic wspólnego. Zamyśliłem się, o ile dobrze pamiętałem, to mogła być tą dziewczyną, która podczas ostatniego zebrania siedziała w kącie pokoju, nie odzywała się, ale uważnie słuchała i obserwowała rozwój wydarzeń. Właściwie byłem prawie pewny, że to ona. Cisze przerwał odgłos otwieranych drzwi. Odwróciłem lekko głowę patrząc na nowych gości. Kolejni krukoni. Chyba nawet ci, których spotkaliśmy wtedy w lesie. Świetnie. Nie ma chyba spokojnego miejsca na tym świecie.
- Co robimy? –zapytała Moon patrząc ukradkiem na mężczyzn odzianych w czarne płaszcze.
Rozejrzałem się po sali, wypatrując drogi ucieczki, opcja walczenia w środku karczmy, na oczach innych ludzi była dla mnie dość nieciekawa.
<Moon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits