02 marca 2016

Od. Hellmestin'a "Zabawa z krukonami" czyli misja zdobycia Platynowego Dysku etap. 4


A więc, dysk. Fragment powinien znajdować się u grupy ptaszków. Dokładnie. Znając ich głupią odwagę nie będą chętni oddać ów przedmiotu. Rzeczywiście, sprawa może wydawać się kłopotliwa. Kosa. Czuję, że się przyda. Choć, szczerze, wolałbym załatwić to pokojowo. Jednakże z tymi idiotycznymi stworzeniami współpraca nie będzie przyjemna. Mam też wybór, mogę je zabić, albo spokojnie wprowadzić w pułapkę. Opcja pierwsza bardziej mnie kusi, jednakże nie do końca wiem ileż ich będzie. Przymknąłem oczy. Gdzie ja to schowałem? Czyżby zostało na Delcie? Moja intuicja mówi mi, że... Z resztą nie okłamujmy się, muszę to sprawdzić. Później zajmę się morderstwem głupiutkich krukonów. Ochoczo wybiegłem z "mieszkania". Czułem się jak dziecko. Szczęśliwe dziecko. Oczywiście zawsze coś, lub ktoś musi mi to popsuć. Moje szczęście. Nieszczęście szarpnęło mnie za kurtkę. Obróciłem się napięcie. Była to nastolatka. Z lizaczkiem. Lizak. Taki okrągły, kolorowy. Ohyda. Nie rozumiem jak takie dziwolągi mogą to jeść. Osoba najwyraźniej nie zamierzało się odezwać. Po co mam się w to mieszać? Wyrwałem materiał z jej dłoni i kontynuowałem drogę. Znowu to samo. Szarpnięcie. Cholera, co to coś ode mnie chce? Zignorowałem lizaczkową dziewczynę. Wziąłem głęboki wdech i ponownie ruszyłem przed siebie. Gdyby tylko to coś było takie uprzejme i dało mi spokój.
-Czego chcesz? -skupiłem wzrok na niej.
Zaczęła się śmiać. Odsłoniła dekolt. Co? Zawróciłem. Na ustach poczułem krew. Plamy szkarłatnej cieczy pojawiły się w błyskawicznym tempie. Co jej odbiło? Podstęp.
-To on. -usłyszałem cichy szept.
Lepiej przyśpieszyć. Oparłem się o pobliskie drzewo. Zamyśliłem się. Portal... Po chwili pojawiłem się właśnie w tym miejscu. Dumnie wkroczyłem do Delty. Rozejrzałem się energicznie, przemieniłem w wilka. Dość opanowanym krokiem skierowałem się w kierunku broni. Kolejna teleportacja. Ciemna jaskinia, i ów tajne przejście. Desperacko rzuciłem kamień w ścianę, która otworzyła się w mgnieniu oka. Ten metaliczny zapach. Chwyciłem kosę, zawiesiłem ją na pasie i dumnie wykroczyłem z groty. Czas. Słońce kłaniało się ku zachodowi. Było tak... Pomarańczowo. Niczym po Ectasy. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Koniec rozmyśleń. Ruszyłem ochoczym truchtem. Kierunek Lotharis!
Pół godziny później
Było ciemno. Na kruczym niebie wolno wzbijał się księżyc. Ciemność mi sprzyja, od zawsze. Znając krukony... Zatrzymali się gdzieś w tym miejscu. Przyczaiłem się przy ziemi. Tam. Było ognisko, co samego trochę mnie zdziwiło. Doczołgałem się bliżej. Rów, dość głęboki. Byli tam oni. Równo osiem. Albo nie. Dziewięć. Jeden jest z boku, oddalony. Będzie łatwiej go zabić. Mój wzrok skupił się na ognisku, a właściwie tym co w nim było. Wilk. Miałem ochotę się wyrzygać. Dlatego tak tu śmierdzi... Pff, debile. Chętnie pozabijałbym je na odległość, jednakże czuję że większą frajdę sprawi mi prawdziwa walka. Niezauważalnie zsunąłem się po skarpie. Są w postaci ludzi, a więc czemu nie? Przeobraziłem się w chłopaka. Zaczaiłem za oddalonym. Wolę jak ofiara na mnie patrzy. Dźgnąłem go kosą. Odskoczył. Po chwili rzucił się na moją osobę. Wbiłem broń w brzuch ofiary. Pozostałe osiem przeciwników spojrzało na mnie z przerażeniem. Ofiara upadła martwa na ziemię.
-Gdzie jest część dysku? -warknąłem.
-Dlaczego? Dlaczego mamy ci mówić? -rzekł najlepiej zbudowany krukon.
-Sam nie wiem... -powiedziałem uroczym głosikiem.
Pojawiłem się przy jednym z ptaszków. Kosa znalazła się w jego nodze. Upadł trzymając się za krwawiące miejsce. Zamachnąłem się. Coś mi przeszkodziło. "Przywódca" gangu zaczął mnie podduszać. Przymknąłem oczy. Pojawiłem się za nim.
-Moja kolej. -zaśmiałem się.
Chwyciłem za jego szyję. Odrzuciłem ku ścianie. Żył, kaszlał. Zabrałem się za resztę.  Wycelowałem kosą w pozostałą grupkę. Wręcz naskoczyłem na jednego z nich. Usłyszałem dźwięk rozcinanego materiału. Bluza. Rozerwał koszulkę. Pff.
-Moja ulubiona...Szkoda. -zdjąłem koszulę, tak też można.
 Próbował uciec... Zrąbałem mu łeb. Odpadł bezwładnie na ziemię. Dwóch z nich otoczyło mnie od tyłu. Zamachnąłem bronią ucinając "odważnym" nogi. Niech cierpią. Pozostała piątka rzuciła się na mnie. Wszyscy na raz. Zwinnie wyminąłem pędzącego w moim kierunku. Przeciągnąłem kosę po jego plecach. Kolejnych próbowało ataku z powietrza. Przymknąłem oczy i skupiłem się na nich. Po chwilę krew wytrysnęła z ich brzuchów. Spadli na ziemię. Zostało dwóch. Poczułem ból w okolicy biodra. Tak. Był tam nóż. Duszony przeze mnie "przywódca" trafił tym oto narzędziem. Ostatni przeciwnik rzucił się na mnie wbijając kolejny nożyk w ramię. Trafiłem w niego kosą. Ostatkami sił przywarłem umięśnionego do ziemi. Przyłożyłem mu kosę do gardła.
-A więc... Powiesz, gdzie jest ta część? -uśmiechnąłem się psychicznie ocierając krew z twarzy.
-O...Ognisko! Pod o-ogniskiem!!! -wrzasnął.
Nie podaruję mu. Z resztą zabijanie sprawia mi przyjemność. Odciąłem mu łepek. Wstałem. Lekko się chwiejąc zgasiłem ogień. Rozkopałem ognisko. Był tam. Kawałek dysku. Myśl. Karczma. Pojawiłem się w niej. Wzbudziło to pewne zamieszanie. Krew lała się po mnie, z resztą nie ma się co dziwić.
-Mam dysk. -uśmiechnąłem się do Darkness'a.
Podałem mu przedmiot. Opłacało się. Zabawa była. Ziewnąłem. Zrobiłem się senny. W mgnieniu oka pojawiłem się przed portalem. Wszedłem do środka. Kolejna myśl, teraz znalazłem się w mieszkaniu, w łazience. Zacząłem oczyszczać własne rany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits