10 lutego 2016

Od. Viper'a "Walka z Wargiem



Nigdy nie sądziłbym, że ktokolwiek zdoła mnie namówić do tej samobójczej misji. Ten debil jednak zdołał. dorosły mężczyzna skakał zwinnie między zaroślami, zostawiając mnie daleko w tyle. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Wściekłem się. Byłem... po prostu zły. Miałem ochotę krzyknąć: "Ty wnerwiająca podróbko wiedźmina i Legolasa!  Przysięgam, że ci łeb urwę!" - ale sie powstrzymałem. Ten facet mimo wszystko mi pomógł, a w zamian za to, musiałem wypełnić "przyrzeczenie".  W końcu się zatrzymał. Podziękowałem w duchu i spojrzałem na niego wściekle:
- Nie pędź tak.
Wysoki mężczyzna zaśmiał się tylko szyderczo. Zapewne, zastanawiasz się, dlaczego nazwałem go podróbką wiedźmina. Mężczyzna był zwykłym człowiekiem, ale mieszkał na Delcie już sporo czasu. Miał długie blond włosy, związane w kucyk i żółte, smocze oczy. Miał też gładko ogoloną twarz. Jego oczy, kojarzyły mi się z grą "Dziki Gon", więc wołałem do niego po prostu Gerald, lub czasem Legolas, co go za bardzo nie zadowoliło. Mówiłem już, że blondyni są wnerwiający? Jak go spotkałem? Długo by gadać.... Uratował mi życie i jestem zmuszony mu pomóc. Stałem się paziem. Ja. Viper.
Mężczyzna nie zwrócił na mnie uwagi i przyglądał mi się.
- Jak na wilka jesteś w strasznie słabej formie. - mruknął ponuro i zaciągnął swój kaptur na oczy, abym znowu nie zdążył nazwać go wiedźminem, ze względu na kolor oczu.
Tak. On wiedział, że żółte oczy kojarzyły mi się z bohaterem Andrzeja Sparkowskiego.
- Ja? W słabej? - prychnąłem niezadowolony - To ty jesteś jakiś nie ten teges, że się jeszcze nie zmęczyłeś. Biegamy już od półtorej godziny, a ty nadal skaczesz jak łania.
- Jak...co? - powiedział zdenerwowany.
- Jak... nieważne. -powiedziałem cicho.
Mężczyzna wyciągnął miecz z pochwy i rozejrzał się po okolicy. Byłem pewien, że wyczuwa jego obecność, ale mimo wszystko, warga nie było. Było to sprytne stworzenie, które wymordowało już nie jednego wilka. Nie wiedziałem szczerze, jak wygląda. Według opisu Hannibala  (tak właśnie miał na imię mój wybawiciel) jest to ogromne, niedźwiedziowate stworzenie, dwa razy większe od człowieka. A co dopiero od wilka.
- Aha i jeszcze coś. Ile ty już tutaj żyjesz? - zapytałem po dłuższej chwili, kiedy mężczyzna dał mi znać, że nie ma w okolicy nikogo.
- Trzydzieści trzy lata. Przeżyłem całe życie na Delcie.
- Jakim cudem? Ludzie przenieśli się na ziemię kilkadziesiąt tysięcy lat temu. Wioski i zamki przejęli wilki... a teraz krukoni, opętańcy, widma, demony i wrońce. - mruknąłem.
- Nie wszyscy ludzie opuścili Deltę. Pamiętasz tą wioskę, do której zagonił cię demon? Od kiedy przejął władzę nad Lotharis, ludzie uciekli z tej wioski. Zostałem sam jeden.
- Gdzie oni są? - zapytałem.
- Prawdopodobnie przenieśli się wreszcie na ziemię. Nie wiem, jak sobie tam poradzą. Ja wolałem zostać. A teraz choć. Nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiać....
Warknąłem cicho, ale poszedłem za nim. Nie miałem tu nic do gadania. Jest ode mnie o kilka stuleci młodszy, a traktuje mnie jak jakiegoś małolata. W sumie mu się nie dziwię. W teorii jest ode mnie faktycznie starszy. Nie miałem jednak zamiaru się z nim o takie główno kłócić. Aż taki chamski i bezczelny, za jakiego mnie uważają, nie jestem. Spojrzałem na Hannibala. Mężczyzna po paru sekundach znowu ruszył truchtem w stronę najbliższej wioski. O ile się nie pomylił, znajdziemy tam warga. On zazwyczaj skrada się pośród opuszczonych i starych ludzkich domostw. W sumie się nie dziwię.
- Nie wyglądasz mi na człowieka. Twoje oczy są nienaturalne. - powiedziałem  na głos.
- Tak po pierwsze, dla mojego ludu złote, smocze oczy to normalne. To dar. A po drugie, lepiej by było, gdybyś na chwilę ucichł. Nie chcę mień przez ciebie kłopotów, tym bardziej, że już niedaleko, a wargi mają czuły słuch oraz węch. Wzrok wargowi na którego polujemy, polepszyła jego pani.
Westchnąłem ciężko, ale na prośbę mojego nowego "opiekuna" zamknąłem mordę i siedziałem w milczeniu licząc po cichu gwiazdy, które zaczęły powoli pojawiać się na niebie. Tak...ja wiem. Są one nie do zliczenia i ple ple ple, ale człowiek nudząc się robi najbardziej absurdalne rzeczy. W końcu, ja jestem normalny, no nie? W każdym razie jeszcze nie gadam sam do siebie, co oznacza, ze jednak nie zwariowałem. Znam dużo świrów, a jeszcze więcej ich ZNAŁEM. Taki Rami... Wszędzie widział tylko trupy i flaki, co nie było normalne. Usłyszałem nagle cichy szelest. Przycupnąłem na chwilę i spojrzałem w jego stronę. Zorientowałem się nagle, że Hannibala nigdzie nie ma.  Rozglądnąłem się jeszcze raz, ale nie zauważyłem wcale sylwetki mężczyzny. Odruchowo wyciągnąłem miecz i czyhałem w cieniu na jakikolwiek ruch. Usłyszałem powarkiwania od strony wodospadu. Zmieniłem się w wilka i pobiegłem w stronę wodospadu taszcząc miecz w pysku. Usłyszałem cichy pomruk i odwróciłem się powoli w jego stronę. Zobaczyłem czarne, masywne zwierzę o czerwonych jak ogień oczach. Miało srebrne zęby i długie pazury. śliniło się okropnie i spojrzało na mnie. Wstrzymałem oddech i wpatrywałem się beznamiętnie w stronę monstrum, które za chwilę miało dogryźć mi łeb. Był ode mnie kilka razy większy.  Uśmiechnąłem się złowrogo i już miałem zaatakować, kiedy bestia odwróciła się ode mnie i stanęła w bezruchu. Coś ją zaniepokoiło. Gigant warknął na mnie raz jeszcze i pobiegł w swoją stronę. Chciałem się na niego rzucić, ale kiedy przygotowywałem się do skoku, usłyszałem cichy syk i dostałem w plecy. Zaskowyczałem. Ból był taki niespodziewany...  Potem nagle zaczęło mi się mocno kręcić w głowie i czułem się tak, jakbym wypił butelkę rumu. Co prawda, nigdy nie piłem alkoholu, ale mogłem sobie wyobrazić, jak to jest. Warknąłem w stronę przybysza, który wpakował mi właśnie grot strzały prosto w moje futerko. Powąchałem strzałę i włączyłem "Tropiciela". Mój oprawca znajdował się niedaleko. A potem znowu słyszałem syk i pobiegłem w jego stronę. Strzała minęła mnie zaledwie o parę centymetrów. Miałem więc szczęście, że w ostatniej chwili skręciłem w lewo. Skoczyłem na zakapturzoną postać. Usłyszałem jego spokojny oddech i zorientowałem się.
- Gerald? - zapytałem i zeskoczyłem niezadowolony z łucznika. - Chcesz mnie ukatrupić?!
- Źle wycelowałem. - mruknął niezadowolony mężczyzna. - W cieniu wyglądałeś z czerwonymi ślepiami jak warg. Miałem jednak wrażenie, że warg był jednak trochę wyższy... I nie mów do mnie Gerald.
Znieruchomiałem i wściekły pokazał mężczyźnie kawałek skóry, w który wbity był grot strzały. Hannibal podszedł do basiora i szybkim ruchem ręki wyciągnął grot.
- Masz szczęście Viper'ze, że udało ci się w ostatniej chwili ominąć mój poprzedni strzał, inaczej byłbyś martwy, ponieważ zużyłem na strzałę dużą ilość zatrutego szlamu. Ta strzała zawierała zaledwie substancje odurzającą.
"To dlatego tak strasznie kręciło mi się w głowie" - mruknąłem ponuro i wziąłem torbę mężczyzny.  Hannibal nawet o nią nie walczył, tylko patrzył na mnie, jak próbuję sobie wygrzebać z torby kawałek bandaża. Owinąłem sobie nim plecy i spojrzałem wściekle na "Legolasa".
- Może pan alphobójca pomógłby mi w opatrzeniu rany?
Hannibal tylko mruknął coś po cichu i pomógł mi w oczyszczeniu skaleczenia. Potem wstał i powiedział.:
- Nasza ofiara zapewne czyha w pobliskiej wiosce na nas. Nie rozumiem jednak, dlaczego tak nagle sobie odpuścił. Byłeś dla niego łatwym łupem. Czyżby coś w tobie wyczuł? - zapytał podejrzliwie.
- Szczerze nie mam pojęcia. - mruknąłem wściekle i ruszyłem w stronę ścieżki prowadzącej do opuszczonej ludzkiej wioski.
***
W wiosce było cicho. Było wręcz aż za cicho. Zmieniłem się w człowieka i pomaszerowałem w stronę brany głównej, która po tylu latach i tylu napaściach ledwo sie trzymała. Poruszyłem nią lekko. Widać było na bramie resztki zaschniętej krwi. Nadal używałem swojej mocy. Wyraźnie wyczuwałem obecność warga. Widocznie była tu ogromna rzeź wilków. Wszędzie widziałem trupy. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Coś we mnie pękło. Poczułem, jak nienawiść do Mroku zaczęła się powoli powiększać. Nie ważne, czy była to moja siostra, czy przypadkowy demon. Ona po prostu musi zginąć, a ja tego dopilnuję. Zemszczę się na jej pupilku. Zawarczałem wściekle i spojrzałem w stronę bramy. Zauważyłem Hannibala. Obserwował mnie uważnie. Nagle do mnie podszedł i położył mi rękę na ramieniu.
- Czas zastawić pułapkę na to stworzenie.
Mruknąłem cicho i spojrzałem na niego. Hannibal jakby...zląkł się mnie. Wiedział, że jestem wściekły i zapewne czerwony, ale nigdy nie widziałem, aby ktokolwiek tak się we mnie wpatrywał. Patrzył na mnie, jakbym nie był sobą. Odtrąciłem go i powiedziałem:
- Sam zabiję to stworzenie.
Wywołałem wilka z lasu. Zauważyłem czarny cień, przemieszczający się między opustoszałymi domostwami. Zacisnąłem pięści. Wyciągnąłem miecz, a bestia spojrzała na mnie jakby... przerażona. To samo przerażenie widziałem w oczach tego człowieka. Po dłuższej chwili monstrum zaatakowało, a ja zacząłem się bronić. Skoczył na mnie, ale w ostatniej chwili uskoczyłem na bok i  wylądowałem na trawie. Zmieniłem sie w wilka. Poczułem wtedy coś, czego nigdy w życiu nie czułem. Szaleństwo. Spojrzałem w pobliską kałużę i uśmiechnąłem się złowrogo do samego siebie. Moje oczy... Białka stały się żółte, tęczówki przybrały ciemno krwisty kolor, źrenice się zwęszyły. Wyglądały jak te u kota. Z oczu wydobywały się ciemnofioletowe ogniki. Wyglądało to trochę tak, jakby moje oczy płonęły po bokach. Nie był to efekt żadnej mocy. Spojrzałem na czarnego warga. Spiorunowałem go wzrokiem. Z ziemi wystrzeliły kryształowe góry, które przebiły warga. Ten jednak jeszcze żył. Miotał się na wszystkie strony. Podszedłem  do niego i wbiłem mu miecz w czaszkę. Nawet sie nie bronił. Nie uciekał. Nie atakował. Powoli umierał. Jednak...ciągle mi było mało. W głowie miałem jedno słowo "Śmierć" . Szaleństwo jednak ustąpiło zdrowemu rozsądkowi i znowu stałem sie dawnym sobą. Spojrzałem na Hannibala, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- To chyba jakiś nowy rodzaj magii, o której nie wiem. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby kto kolwiek przyzwał oczy demona...
- Oczy ...demona? - zapytałem się niepewnie.
- Nie...nie ważne. Lepiej wracaj do swoich. Zasłużyłeś na odpoczynek...
(Tak więc, Viper przeszedł próbę i jakimś cudem zamordował warga. Obudziła się w nim nieznana dotąd moc. Czarna magia. Nieopanowana chęć mordu. Czyżby chłopak został...opętany? Może to klątwa? A może jego własny ojciec ma coś z tym wspólnego? Czy Mroku ma cos z tym wspólnego? Albo inaczej... Dokończy ktoś?)

2 komentarze:

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits