Nigdy nie sądziłbym, że ktokolwiek zdoła mnie namówić do tej
samobójczej misji. Ten debil jednak zdołał. dorosły mężczyzna skakał zwinnie
między zaroślami, zostawiając mnie daleko w tyle. To wszystko zaczęło mnie
przerastać. Wściekłem się. Byłem... po prostu zły. Miałem ochotę krzyknąć:
"Ty wnerwiająca podróbko wiedźmina i Legolasa! Przysięgam, że ci łeb urwę!" - ale sie
powstrzymałem. Ten facet mimo wszystko mi pomógł, a w zamian za to, musiałem
wypełnić "przyrzeczenie". W
końcu się zatrzymał. Podziękowałem w duchu i spojrzałem na niego wściekle:
- Nie pędź tak.
Wysoki mężczyzna zaśmiał się tylko szyderczo. Zapewne,
zastanawiasz się, dlaczego nazwałem go podróbką wiedźmina. Mężczyzna był
zwykłym człowiekiem, ale mieszkał na Delcie już sporo czasu. Miał długie blond
włosy, związane w kucyk i żółte, smocze oczy. Miał też gładko ogoloną twarz.
Jego oczy, kojarzyły mi się z grą "Dziki Gon", więc wołałem do niego
po prostu Gerald, lub czasem Legolas, co go za bardzo nie zadowoliło. Mówiłem
już, że blondyni są wnerwiający? Jak go spotkałem? Długo by gadać.... Uratował
mi życie i jestem zmuszony mu pomóc. Stałem się paziem. Ja. Viper.
Mężczyzna nie zwrócił na mnie uwagi i przyglądał mi się.
- Jak na wilka jesteś w strasznie słabej formie. - mruknął
ponuro i zaciągnął swój kaptur na oczy, abym znowu nie zdążył nazwać go
wiedźminem, ze względu na kolor oczu.
Tak. On wiedział, że żółte oczy kojarzyły mi się z bohaterem
Andrzeja Sparkowskiego.
- Ja? W słabej? - prychnąłem niezadowolony - To ty jesteś
jakiś nie ten teges, że się jeszcze nie zmęczyłeś. Biegamy już od półtorej
godziny, a ty nadal skaczesz jak łania.
- Jak...co? - powiedział zdenerwowany.
- Jak... nieważne. -powiedziałem cicho.
Mężczyzna wyciągnął miecz z pochwy i rozejrzał się po
okolicy. Byłem pewien, że wyczuwa jego obecność, ale mimo wszystko, warga nie
było. Było to sprytne stworzenie, które wymordowało już nie jednego wilka. Nie
wiedziałem szczerze, jak wygląda. Według opisu Hannibala (tak właśnie miał na imię mój wybawiciel)
jest to ogromne, niedźwiedziowate stworzenie, dwa razy większe od człowieka. A
co dopiero od wilka.
- Aha i jeszcze coś. Ile ty już tutaj żyjesz? - zapytałem po
dłuższej chwili, kiedy mężczyzna dał mi znać, że nie ma w okolicy nikogo.
- Trzydzieści trzy lata. Przeżyłem całe życie na Delcie.
- Jakim cudem? Ludzie przenieśli się na ziemię kilkadziesiąt
tysięcy lat temu. Wioski i zamki przejęli wilki... a teraz krukoni, opętańcy,
widma, demony i wrońce. - mruknąłem.
- Nie wszyscy ludzie opuścili Deltę. Pamiętasz tą wioskę, do
której zagonił cię demon? Od kiedy przejął władzę nad Lotharis, ludzie uciekli
z tej wioski. Zostałem sam jeden.
- Gdzie oni są? - zapytałem.
- Prawdopodobnie przenieśli się wreszcie na ziemię. Nie
wiem, jak sobie tam poradzą. Ja wolałem zostać. A teraz choć. Nie mam
najmniejszej ochoty o tym rozmawiać....
Warknąłem cicho, ale poszedłem za nim. Nie miałem tu nic do
gadania. Jest ode mnie o kilka stuleci młodszy, a traktuje mnie jak jakiegoś
małolata. W sumie mu się nie dziwię. W teorii jest ode mnie faktycznie starszy.
Nie miałem jednak zamiaru się z nim o takie główno kłócić. Aż taki chamski i
bezczelny, za jakiego mnie uważają, nie jestem. Spojrzałem na Hannibala.
Mężczyzna po paru sekundach znowu ruszył truchtem w stronę najbliższej wioski.
O ile się nie pomylił, znajdziemy tam warga. On zazwyczaj skrada się pośród
opuszczonych i starych ludzkich domostw. W sumie się nie dziwię.
- Nie wyglądasz mi na człowieka. Twoje oczy są nienaturalne.
- powiedziałem na głos.
- Tak po pierwsze, dla mojego ludu złote, smocze oczy to
normalne. To dar. A po drugie, lepiej by było, gdybyś na chwilę ucichł. Nie
chcę mień przez ciebie kłopotów, tym bardziej, że już niedaleko, a wargi mają
czuły słuch oraz węch. Wzrok wargowi na którego polujemy, polepszyła jego pani.
Westchnąłem ciężko, ale na prośbę mojego nowego
"opiekuna" zamknąłem mordę i siedziałem w milczeniu licząc po cichu
gwiazdy, które zaczęły powoli pojawiać się na niebie. Tak...ja wiem. Są one nie
do zliczenia i ple ple ple, ale człowiek nudząc się robi najbardziej absurdalne
rzeczy. W końcu, ja jestem normalny, no nie? W każdym razie jeszcze nie gadam
sam do siebie, co oznacza, ze jednak nie zwariowałem. Znam dużo świrów, a
jeszcze więcej ich ZNAŁEM. Taki Rami... Wszędzie widział tylko trupy i flaki,
co nie było normalne. Usłyszałem nagle cichy szelest. Przycupnąłem na chwilę i
spojrzałem w jego stronę. Zorientowałem się nagle, że Hannibala nigdzie nie
ma. Rozglądnąłem się jeszcze raz, ale
nie zauważyłem wcale sylwetki mężczyzny. Odruchowo wyciągnąłem miecz i czyhałem
w cieniu na jakikolwiek ruch. Usłyszałem powarkiwania od strony wodospadu.
Zmieniłem się w wilka i pobiegłem w stronę wodospadu taszcząc miecz w pysku.
Usłyszałem cichy pomruk i odwróciłem się powoli w jego stronę. Zobaczyłem
czarne, masywne zwierzę o czerwonych jak ogień oczach. Miało srebrne zęby i
długie pazury. śliniło się okropnie i spojrzało na mnie. Wstrzymałem oddech i
wpatrywałem się beznamiętnie w stronę monstrum, które za chwilę miało dogryźć
mi łeb. Był ode mnie kilka razy większy.
Uśmiechnąłem się złowrogo i już miałem zaatakować, kiedy bestia
odwróciła się ode mnie i stanęła w bezruchu. Coś ją zaniepokoiło. Gigant
warknął na mnie raz jeszcze i pobiegł w swoją stronę. Chciałem się na niego
rzucić, ale kiedy przygotowywałem się do skoku, usłyszałem cichy syk i dostałem
w plecy. Zaskowyczałem. Ból był taki niespodziewany... Potem nagle zaczęło mi się mocno kręcić w
głowie i czułem się tak, jakbym wypił butelkę rumu. Co prawda, nigdy nie piłem
alkoholu, ale mogłem sobie wyobrazić, jak to jest. Warknąłem w stronę
przybysza, który wpakował mi właśnie grot strzały prosto w moje futerko.
Powąchałem strzałę i włączyłem "Tropiciela". Mój oprawca znajdował się niedaleko. A potem znowu słyszałem syk i pobiegłem w jego stronę. Strzała
minęła mnie zaledwie o parę centymetrów. Miałem więc szczęście, że w ostatniej
chwili skręciłem w lewo. Skoczyłem na zakapturzoną postać. Usłyszałem jego
spokojny oddech i zorientowałem się.
- Gerald? - zapytałem i zeskoczyłem niezadowolony z łucznika.
- Chcesz mnie ukatrupić?!
- Źle wycelowałem. - mruknął niezadowolony mężczyzna. - W
cieniu wyglądałeś z czerwonymi ślepiami jak warg. Miałem jednak wrażenie, że
warg był jednak trochę wyższy... I nie mów do mnie Gerald.
Znieruchomiałem i wściekły pokazał mężczyźnie kawałek skóry,
w który wbity był grot strzały. Hannibal podszedł do basiora i szybkim ruchem
ręki wyciągnął grot.
- Masz szczęście Viper'ze, że udało ci się w ostatniej
chwili ominąć mój poprzedni strzał, inaczej byłbyś martwy, ponieważ zużyłem na
strzałę dużą ilość zatrutego szlamu. Ta strzała zawierała zaledwie substancje
odurzającą.
"To dlatego tak strasznie kręciło mi się w głowie"
- mruknąłem ponuro i wziąłem torbę mężczyzny.
Hannibal nawet o nią nie walczył, tylko patrzył na mnie, jak próbuję
sobie wygrzebać z torby kawałek bandaża. Owinąłem sobie nim plecy i spojrzałem
wściekle na "Legolasa".
- Może pan alphobójca pomógłby mi w opatrzeniu rany?
Hannibal tylko mruknął coś po cichu i pomógł mi w
oczyszczeniu skaleczenia. Potem wstał i powiedział.:
- Nasza ofiara zapewne czyha w pobliskiej wiosce na nas. Nie
rozumiem jednak, dlaczego tak nagle sobie odpuścił. Byłeś dla niego łatwym
łupem. Czyżby coś w tobie wyczuł? - zapytał podejrzliwie.
- Szczerze nie mam pojęcia. - mruknąłem wściekle i ruszyłem
w stronę ścieżki prowadzącej do opuszczonej ludzkiej wioski.
***
W wiosce było cicho. Było wręcz aż za cicho. Zmieniłem się w
człowieka i pomaszerowałem w stronę brany głównej, która po tylu latach i tylu
napaściach ledwo sie trzymała. Poruszyłem nią lekko. Widać było na bramie
resztki zaschniętej krwi. Nadal używałem swojej mocy. Wyraźnie wyczuwałem
obecność warga. Widocznie była tu ogromna rzeź wilków. Wszędzie widziałem
trupy. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Coś we mnie pękło. Poczułem, jak
nienawiść do Mroku zaczęła się powoli powiększać. Nie ważne, czy była to moja
siostra, czy przypadkowy demon. Ona po prostu musi zginąć, a ja tego dopilnuję.
Zemszczę się na jej pupilku. Zawarczałem wściekle i spojrzałem w stronę bramy.
Zauważyłem Hannibala. Obserwował mnie uważnie. Nagle do mnie podszedł i położył
mi rękę na ramieniu.
- Czas zastawić pułapkę na to stworzenie.
Mruknąłem cicho i spojrzałem na niego. Hannibal
jakby...zląkł się mnie. Wiedział, że jestem wściekły i zapewne czerwony, ale
nigdy nie widziałem, aby ktokolwiek tak się we mnie wpatrywał. Patrzył na mnie,
jakbym nie był sobą. Odtrąciłem go i powiedziałem:
- Sam zabiję to stworzenie.
Wywołałem wilka z lasu. Zauważyłem czarny cień, przemieszczający
się między opustoszałymi domostwami. Zacisnąłem pięści. Wyciągnąłem miecz, a
bestia spojrzała na mnie jakby... przerażona. To samo przerażenie widziałem w
oczach tego człowieka. Po dłuższej chwili monstrum zaatakowało, a ja zacząłem
się bronić. Skoczył na mnie, ale w ostatniej chwili uskoczyłem na bok i wylądowałem na trawie. Zmieniłem sie w wilka.
Poczułem wtedy coś, czego nigdy w życiu nie czułem. Szaleństwo. Spojrzałem w
pobliską kałużę i uśmiechnąłem się złowrogo do samego siebie. Moje oczy...
Białka stały się żółte, tęczówki przybrały ciemno krwisty kolor, źrenice się
zwęszyły. Wyglądały jak te u kota. Z oczu wydobywały się ciemnofioletowe
ogniki. Wyglądało to trochę tak, jakby moje oczy płonęły po bokach. Nie był to
efekt żadnej mocy. Spojrzałem na czarnego warga. Spiorunowałem go wzrokiem. Z
ziemi wystrzeliły kryształowe góry, które przebiły warga. Ten jednak jeszcze
żył. Miotał się na wszystkie strony. Podszedłem
do niego i wbiłem mu miecz w czaszkę. Nawet sie nie bronił. Nie uciekał.
Nie atakował. Powoli umierał. Jednak...ciągle mi było mało. W głowie miałem
jedno słowo "Śmierć" . Szaleństwo jednak ustąpiło zdrowemu rozsądkowi
i znowu stałem sie dawnym sobą. Spojrzałem na Hannibala, który przyglądał mi
się z zaciekawieniem.
- To chyba jakiś nowy rodzaj magii, o której nie wiem.
Jeszcze nigdy nie widziałem, aby kto kolwiek przyzwał oczy demona...
- Oczy ...demona? - zapytałem się niepewnie.
- Nie...nie ważne. Lepiej wracaj do swoich. Zasłużyłeś na
odpoczynek...
(Tak więc, Viper przeszedł próbę i jakimś cudem zamordował
warga. Obudziła się w nim nieznana dotąd moc. Czarna magia. Nieopanowana chęć
mordu. Czyżby chłopak został...opętany? Może to klątwa? A może jego własny
ojciec ma coś z tym wspólnego? Czy Mroku ma cos z tym wspólnego? Albo
inaczej... Dokończy ktoś?)
Ja z chęcią.
OdpowiedzUsuńJa z chęcią.
OdpowiedzUsuń