23 lutego 2018

Od Alexa C.D Azami, Syriusz

Okej... To gdzie ta cela? Bo jeśli to wszystko dzieje się naprawdę, chyba nieświadomie trafiłem do wariatkowa. Dlaczego tak sądzę? Pomyślmy przez chwilę.
Raz na jakiś czas odwiedzasz Deltę — z braku większego zajęcia, bo na Ziemi nudzi ci się tak bardzo, że zaczynasz nawet rozważać rozebranie się jak do rosołu, ubrania wrzucając na kupkę, w następstwie ich pilnując. Trafiasz na Spatium — z pozoru przyjemne miejsce, z którego można mieć tylko i wyłącznie dobre wspomnienia. Tak jednak niestety nie jest. Spotykasz bowiem... znajomego, bo kumplem raczej go nazwać nie mogę. Nawet wspólne siedzenie w więzieniu jakoś mnie do niego nie przekonało, ale mniejsza o to. Stajesz naprzeciw niego i nawet nie wiesz kiedy, a zaczynacie się bić niczym kilkuletnie dzieci o ostatniego żelka w paczce. Nie pamiętam także powodu, dla którego poświęciłem mu swój jakże cenny czas — ot tak, jakby w mojej pamięci pojawiła się tak zwana stopklatka, rozdzielająca czas na zobaczenie Syriusza i na bójkę z nim. Do tego miejsca wszystko wygląda w miarę normalnie, a potencjalny słuchacz moich przemyśleń mógłby nie zrozumieć, o co mi chodzi z tym wariatkowem. Otóż cały cyrk zaczyna się w momencie, kiedy to przeze mnie omal ktoś nie spłonął żywcem. Tym ktosiem okazuje się dziewczyna, która nie dość, że zna nasze imiona (kiedy ja pierwszy raz widziałem ją na oczy), to zamiast później nam to jakoś wyjaśnić, rozpływa się w powietrzu jak gdyby nigdy nic. Pomińmy już lepiej fakt, że w ten sposób wykazała się tchórzostwem, a tego nienawidzę. Do rzeczy. W końcu, dzięki głupiemu szczęściu, razem z swoim niedawnym przeciwnikiem znajdujesz ów nieznajomą, która następnie informuje twojego towarzysza o pokrewieństwie między nimi, a tobie wciska jakąś gadkę o rozejrzeniu się dookoła. No halo, gdybym się nie rozglądał, już dawno zaliczyłbym spotkanie twarzą w zderzak z jakimś tirem. Przecież to oczywiste.
- Wierzysz jej? - zapytałem chłopaka siedzącego obok mnie.
Nie zniżyłem tonu głosu - mówiłem normalnie, bez ukrywania się, aby... czekaj, jak tam, aha... Azami też mogła usłyszeć. Mimo iż czułem na sobie jej uważne spojrzenie, ja sam przyglądałem się Syriuszowi, który odrywając zamyślony wzrok od dziewczyny również spojrzał w moim kierunku. Po jego twarzy widać było, że wyraźnie zastanawiał się nad prawdziwością słów wypowiadanych przez nieznajomą. Jakby było się nad czym zastanawiać.
- Sam nie wiem... - powiedział przeciągle, znów skupiając swoją uwagę na osobie, o którą ten cały szum.
Słysząc jego słowa, zakryłem twarz dłonią, następnie kręcąc nią ze zrezygnowaniem. W głowie natomiast próbowałem znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie na to, czemu on się jeszcze nad tym zastanawia. Przecież to wszystko przypomina fabułę jakiejś kiepskiej komedii, w której nagle — z powodu braku akcji — jakby znikąd pojawia się jednorożec srający tęczą. No przecież to się wszystko kupy nie trzyma.
- A ty? - usłyszałem pytanie, a kiedy opuściłem rękę zobaczyłem utkwione w sobie spojrzenie tej podejrzanej dziewczyny.
- Szczerze? To jest chore. — zacząłem, odrywając od niej wzrok i kierując go na chłopaka siedzącego obok mnie — Dobra, nie ma co dłużej cię okłamywać. Kiedy się urodziłem, lekarze pobrali ode mnie materiał genetyczny. Rzekomo na rzecz badań na jakieś choroby, a tak naprawdę w całkowicie innym celu. Po jego odpowiednim zmodyfikowaniu, zapłodnili nim komórkę jajową kobiety metodą in vitro, a następnie wszczepili ją czy jak to się tam nazywa do ciała jej dawczyni. Ta urodziła piękną czwórkę dzieci, z których jestem nad wyraz dumny. Tak, mój drogi. Jestem twoim ojcem, tak samo jak twoim. — mówiąc, zerknąłem na Azami — Teraz wreszcie możemy stworzyć rodzinkę idealną, zamieszkać w drewnianym domku nad jeziorem i co wieczór urządzać sobie grilla, na którego będziemy zwoływać pół stanu. — kończąc, spojrzałem ostentacyjnie na Syriusza — I jak, wierzysz mi? Czy sam nie wiesz?
Nie musiałem się pytać. Doskonale widziałem, że patrzył na mnie jak na ostatniego debila, który upadając na podłogę, pogubił przy okazji kilka klepek. Co jak co, ale kilka minut temu ja tak patrzyłem na niego.
- Dobra, wiecie co? Chyba wasz ojczulek się nieco zmęczył, musi się przespać czy coś. Ja spadam, a wy tu sobie siedźcie i wciskajcie kit dalej.
Po tych słowach wstałem z wcześniej zajmowanego przeze mnie miejsca, po czym nawet nie spoglądając na swoich dotychczasowych towarzyszy ruszyłem w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Wiedziałem, że zawsze byłeś tchórzem! — krzyknął za mną chłopak, po chwili dodając — Jak sytuacja ci nie pasuje, to uciekasz. To takie typowe.
Na tą zniewagę odwróciłem się na pięcie, ciągle jednak zmierzając w tym samym kierunku. Na twarzy pojawił się z kolei głupi uśmieszek, który stanie się chyba moją wizytówką.
- Czasami warto znać granicę między tchórzostwem, a ratowaniem zdrowego rozsądku. Tobie, Syriusz, radzę ją jak najszybciej znaleźć, bo jak tak dalej pójdzie, znów wylądujesz za kratami. Tyle, że w psychiatryku.
Po tych słowach ponownie się odwróciłem, na odchodnym jedynie machając im na pożegnanie.

Syriusz? Azami? Nie odbierzcie go źle, on po prostu taki jest :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits