Okej... To gdzie ta cela? Bo jeśli to wszystko dzieje się naprawdę,
chyba nieświadomie trafiłem do wariatkowa. Dlaczego tak sądzę? Pomyślmy
przez chwilę.
Raz na jakiś czas odwiedzasz Deltę — z braku
większego zajęcia, bo na Ziemi nudzi ci się tak bardzo, że zaczynasz
nawet rozważać rozebranie się jak do rosołu, ubrania wrzucając na kupkę,
w następstwie ich pilnując. Trafiasz na Spatium — z pozoru przyjemne
miejsce, z którego można mieć tylko i wyłącznie dobre wspomnienia. Tak
jednak niestety nie jest. Spotykasz bowiem... znajomego, bo kumplem
raczej go nazwać nie mogę. Nawet wspólne siedzenie w więzieniu jakoś
mnie do niego nie przekonało, ale mniejsza o to. Stajesz naprzeciw niego
i nawet nie wiesz kiedy, a zaczynacie się bić niczym kilkuletnie dzieci
o ostatniego żelka w paczce. Nie pamiętam także powodu, dla którego
poświęciłem mu swój jakże cenny czas — ot tak, jakby w mojej pamięci
pojawiła się tak zwana stopklatka, rozdzielająca czas na zobaczenie
Syriusza i na bójkę z nim. Do tego miejsca wszystko wygląda w miarę
normalnie, a potencjalny słuchacz moich przemyśleń mógłby nie zrozumieć,
o co mi chodzi z tym wariatkowem. Otóż cały cyrk zaczyna się w
momencie, kiedy to przeze mnie omal ktoś nie spłonął żywcem. Tym ktosiem
okazuje się dziewczyna, która nie dość, że zna nasze imiona (kiedy ja
pierwszy raz widziałem ją na oczy), to zamiast później nam to jakoś
wyjaśnić, rozpływa się w powietrzu jak gdyby nigdy nic. Pomińmy już
lepiej fakt, że w ten sposób wykazała się tchórzostwem, a tego
nienawidzę. Do rzeczy. W końcu, dzięki głupiemu szczęściu, razem z swoim
niedawnym przeciwnikiem znajdujesz ów nieznajomą, która następnie
informuje twojego towarzysza o pokrewieństwie między nimi, a tobie
wciska jakąś gadkę o rozejrzeniu się dookoła. No halo, gdybym się nie
rozglądał, już dawno zaliczyłbym spotkanie twarzą w zderzak z jakimś
tirem. Przecież to oczywiste.
- Wierzysz jej? - zapytałem chłopaka siedzącego obok mnie.
Nie
zniżyłem tonu głosu - mówiłem normalnie, bez ukrywania się, aby...
czekaj, jak tam, aha... Azami też mogła usłyszeć. Mimo iż czułem na
sobie jej uważne spojrzenie, ja sam przyglądałem się Syriuszowi, który
odrywając zamyślony wzrok od dziewczyny również spojrzał w moim
kierunku. Po jego twarzy widać było, że wyraźnie zastanawiał się nad
prawdziwością słów wypowiadanych przez nieznajomą. Jakby było się nad
czym zastanawiać.
- Sam nie wiem... - powiedział przeciągle, znów skupiając swoją uwagę na osobie, o którą ten cały szum.
Słysząc
jego słowa, zakryłem twarz dłonią, następnie kręcąc nią ze
zrezygnowaniem. W głowie natomiast próbowałem znaleźć jakieś racjonalne
wytłumaczenie na to, czemu on się jeszcze nad tym zastanawia. Przecież
to wszystko przypomina fabułę jakiejś kiepskiej komedii, w której nagle —
z powodu braku akcji — jakby znikąd pojawia się jednorożec srający
tęczą. No przecież to się wszystko kupy nie trzyma.
- A ty? - usłyszałem pytanie, a kiedy opuściłem rękę zobaczyłem utkwione w sobie spojrzenie tej podejrzanej dziewczyny.
-
Szczerze? To jest chore. — zacząłem, odrywając od niej wzrok i kierując
go na chłopaka siedzącego obok mnie — Dobra, nie ma co dłużej cię
okłamywać. Kiedy się urodziłem, lekarze pobrali ode mnie materiał
genetyczny. Rzekomo na rzecz badań na jakieś choroby, a tak naprawdę w
całkowicie innym celu. Po jego odpowiednim zmodyfikowaniu, zapłodnili
nim komórkę jajową kobiety metodą in vitro, a następnie wszczepili ją
czy jak to się tam nazywa do ciała jej dawczyni. Ta urodziła piękną
czwórkę dzieci, z których jestem nad wyraz dumny. Tak, mój drogi. Jestem
twoim ojcem, tak samo jak twoim. — mówiąc, zerknąłem na Azami — Teraz
wreszcie możemy stworzyć rodzinkę idealną, zamieszkać w drewnianym domku
nad jeziorem i co wieczór urządzać sobie grilla, na którego będziemy
zwoływać pół stanu. — kończąc, spojrzałem ostentacyjnie na Syriusza — I
jak, wierzysz mi? Czy sam nie wiesz?
Nie musiałem się pytać.
Doskonale widziałem, że patrzył na mnie jak na ostatniego debila, który
upadając na podłogę, pogubił przy okazji kilka klepek. Co jak co, ale
kilka minut temu ja tak patrzyłem na niego.
- Dobra, wiecie
co? Chyba wasz ojczulek się nieco zmęczył, musi się przespać czy coś. Ja
spadam, a wy tu sobie siedźcie i wciskajcie kit dalej.
Po
tych słowach wstałem z wcześniej zajmowanego przeze mnie miejsca, po
czym nawet nie spoglądając na swoich dotychczasowych towarzyszy ruszyłem
w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Wiedziałem, że zawsze
byłeś tchórzem! — krzyknął za mną chłopak, po chwili dodając — Jak
sytuacja ci nie pasuje, to uciekasz. To takie typowe.
Na tą
zniewagę odwróciłem się na pięcie, ciągle jednak zmierzając w tym samym
kierunku. Na twarzy pojawił się z kolei głupi uśmieszek, który stanie
się chyba moją wizytówką.
- Czasami warto znać granicę między
tchórzostwem, a ratowaniem zdrowego rozsądku. Tobie, Syriusz, radzę ją
jak najszybciej znaleźć, bo jak tak dalej pójdzie, znów wylądujesz za
kratami. Tyle, że w psychiatryku.
Po tych słowach ponownie się odwróciłem, na odchodnym jedynie machając im na pożegnanie.
Syriusz? Azami? Nie odbierzcie go źle, on po prostu taki jest :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!