23 grudnia 2017

Od Youkami CD Mishabiru

     Yokuś przeciągnęła się leniwie. Nie miała w sumie już dzisiaj nic do roboty. Jedyne co mogła zrobić, to siedzieć w cieple i gwarze, bądź też zimnie i ciszy, chociaż to i tak nie do końca, gdyż dący wiatr wydawał świsty, które dosyć ciężko było jej znieść. Z wiadomych powodów, wybrała więc przesiadywanie w budynku. Był on fakt, faktem, wypełniony wszelakimi stworzeniami: centaurami, faunami, krasnalami oraz tym podobnymi, ale dziewczynie to zbytnio nie przeszkadzało. A nawet jeśli, to i tak wolała to, od marznięcia na polu. Z chęcią wróciłaby do własnego domu, portale jednak zamknięto, a jej chatka na terenie lasów została doszczętnie zniszczona, nie nadawała się do przebywania w niej. No więc nie mając gdzie się podziać, wilczyca usiadła w kącie karczmy. Chwilę wcześniej umieściła w rowie za nią, kulę, należącą wcześniej do jej opiekuna, kota, dla każdego co innego jak to powiadają. Właściwie to wszystko by się zgodziło, gdyż ten często przebywał pod postacią zwierzęcą, jednocześnie będąc też człowiekiem.
     Myśli dziewczyny przerwały odgłosy bójki. W takich miejscach jak to, zdarzały się takowe często, więc nie zdziwiło to jej zbytnio. Szczerze powiedziawszy, lubiła się im przyglądać, a przynajmniej do momentu, gdy tłukło się do określonej liczby osobników. Gorzej było, kiedy do walki - najczęściej o głupi drobiazg - dołączała cała sala. Wówczas niska istota zwiewała co sił w swoich krótkich nogach, byle by być jak najdalej od nawalanki. Zdawała sobie sprawę z tego, że ze swoją słabotą mało by zdziałała, a nawet tylko się pogrążyła. Z pewnością jej to potrzebne nie było. Jako iż tak się właśnie stało, że coraz więcej osób zaczęło się bojować, ta przemknęła bokiem do drzwi, po czym najzwyczajniej w świecie wyszła na zewnątrz. Nałożyła na twarz szal i udała się na krótką przechadzkę. Zwykle uspokojenie człekopodobnych zajmowało zaledwie kilka lub kilkanaście minut, co nie stanowiło szmat czasu. Akurat starczyło, na obejście miasteczka.
~*~Jakiś tam czas później~*~
     Youkami wpatrzyła się martwo, w przypadkowy punkt przed sobą. Nie chciała tam wracać. Nie, dopóki był tam ten robot. Właśnie z powodu takich czy innych monstrum, tak mocno nienawidziła Imperium. Owszem, nie miała za złe szybkiego rozwoju, gdyż miało to swoje dobre strony, jednak wszystko ma też drugą stronę medalu. Może dla ludzi tworzących nie było to niczym złym, wręcz przeciwnie, pomocnym, ale dla tych, co im mocno podpadli - już tak. Wszelkiego rodzaju maszyny zagłady były przydatne, temu zaprzeczyć nie zaprzeczy. Używane natomiast bezmyślnie mogą sprawić niemały kłopot, tak jak w tym przypadku. Białowłosa nie miała pojęcia co się stało. Miała jedynie nadzieję, że przedmiot praktycznie starszy od połowy żyjących stworzeń, nie ucierpi w byle pożarze, chociaż było to bardzo prawdopodobne. Z tego co wiadomo, stara kula została wykonana z materiału, który nie mógł przetrwać zbyt bliskiego  oraz długiego spotkania z ogniem. Przykry zbieg okoliczności, czyż nie? Coś jej wcześniej mówiło, by trzymała to jak najdalej od gospody. Mówiło, a ta nie posłuchała, zresztą jak zwykle. I jak to zazwyczaj bywało, wyszła na totalnym zerze albo nawet minusie. No cóż, przegryw nigdy nie przestanie być przegrywem, może mu tylko czasem sprzyjać szczęście, co jest istną rzadkością, wypadałoby powiedzieć, istnym cudem. Podobnie jak fakt, że jeszcze żyła, patrzyła i słyszała co się dookoła niej dzieje.
     Yoku przypomniała sobie o obecności nieznajomego jej chłopaka. Wyraźnie wyczuwała od niego magię. Nie taką jaką władali magowie, zmiennokształtni, czy elfy. Wyczuwała wilkołaka z krwi i kości. Uniosła wzrok, mierząc go po prętce od stóp, aż do oczu. Zatrzymała się na nich, widząc wściekłą i przygaszoną zarazem czerwień tęczówek. Jej przekonanie co do rasy białowłosego wzmocniło się, ponieważ właśnie najczęściej wilkołaki były, są i zapewne będą, obdarowane takim kolorem oczu.
— Muszę tam wrócić, na prawdę. — westchnęła, robiąc kilka kroków w kierunku wyjścia z uliczki, alejki, jak zwał tak zwał. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy szarowłosy ponownie ją odciągnął.
— Nigdzie nie idziesz, nie ważne co tam chcesz. — warknął, starając się zapewne sprawiać wrażenie wkurzonego, groźnego
W kilku słowach takiego, którego bez względu na wszystko, należy się słuchać. Sam wybiegł z osiedlopodobnego czegoś, zostawiając za sobą ślady na śniegu. Neko stała bezradnie, z protestującą miną. Wiedziała, że wbrew wszystkiemu, powinna posłuchać nieznajomego. Jako niezdara łatwo mogła coś zawalić, a nawet mogło się komuś coś przez jej głupotę stać albo nawet i się zabić na ślizgawicy. Kula była jednak dla niej zbyt ważna, poza tym Nico by ją utłukł, gdyby nie przyniosła błyszczącego cacka. Dał je w nadziei, że przyniesie szczęście, jak niegdyś jemu. Tymczasem sprawiało ono, że wilczyca oraz wszyscy wokół, mieli niewyobrażalnego pecha, a przynajmniej tak się tej zdawało. Ignorując wewnętrzną kłótnię między dwoma opcjami, wyglądnęła wreszcie zza budynku. Powoli przeszła do kolejnego, chcąc zbliżyć się do karczmy. Z daleka widziała słabnący dym. Najwyraźniej zajazd przestał już płonąć. Podążając mniejszymi dróżkami, dotarła na sam kraniec miasteczka. Stąd już wyraźnie było widoczne co tak właściwie w tym momencie się działo. Kami opuściła uszy. Gdy ujrzała postać próbującą coś zrobić robotowi, poczuła się tak, jakby była winna całemu incydentowi, chociaż tak na prawdę mało z nim wspólnego miała. Chłopak w dalszym ciągu atakował Imperalską maszynę, za pomocą swoich katan, czyli jak dobrze znajomej jej broni. Zaczęła żałować tego, że po raz kolejny zostawiła swoje, w domu na Ziemi. Nie były one jakieś niezwykłe, ale zawsze lepiej się sprawowały niż taki, dajmy na to, łuk, który także miała w posiadaniu. Zaprzestała rozmyślania i przemieniła się w wilka. Pędem puściła się przed siebie. Co chwilę spoglądała na mechaniczne stworzenie, aby upewnić się, że tym razem jej nie zobaczy. Na szczęście dla niej, było ono do reszty pochłonięte czym innym albo raczej kim innym. Po krótkim czasie dotarła do schowka. Odgarnęła ogonem biały puch, zalegający na klapie wetkniętej w ziemię. Uniosła ją w tylko sobie znany sposób i wzięła w pysk worek, w którym był ukryty tak ważny dla niej przedmiot. Niewiele myśląc wyszła zza dopalających się szczątek drewnianej konstrukcji. Tym razem postanowiła nie popełnić tego samego błędu co wcześniej, więc zamiast biec główną ulicą, skryła się za niskimi chatkami, umieszczonymi na granicy wioski. Z ukrycia przyglądała się wyraźnie popsutemu robotowi. Nadal działał niemalże nienagannie, jednak znacznie wolniej, chociaż jego reakcja wcześniej nie wiadomo jak szybka nie była. Miał już zdarte kilka fragmentów czarnego pokrycia, zrobionego prawdopodobnie z jakiegoś metalu - tego Yoku nie była w stanie ocenić. Zresztą, mało ją to obchodziło. Zacinający śnieg osiadał na rozgrzanych kablach maszyny, przez co szybko stapiał się. Wadera miała nadzieję, że spowoduje to jakieś, chociaż najmniejsze zwarcie, które by w jakiś sposób uszkodziło 3 metrowego giganta. Martwiła się o walczącego wilkołaka. Co prawda nie miała o nim bladego pojęcia, nie znała go, ani nie wiedziała jakby się mógł zachować. Była mu wdzięczna za uratowanie życia, chociaż wiedziała, że zapewne wewnętrznie sobie kpi z jej durnoty. To już tradycja, tego nie zmieni. Yo wypuściła z pyska worek. Zacisnęła szczękę. Dziwne uczucie chęci pomocy, obeszło całe jej ciało, a kremowa łapa samoistnie poruszyła się, robiąc odcisk na świeżym śniegu.

Mishabiru? Zabij mnie, toż to gówno ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits