Był ciepły wrześniowy piątek. Gdzieniegdzie na niebie płynęły chmury, 
jednak nie było ich zbyt wiele. Słońce wisiało jeszcze nisko, był 
przecież ranek, godzina 6:30. Miasto budziło się do życia. Ludzie powoli
 wychodzili z domów, aby pójść do swojej znienawidzonej pracy. Valory 
nie miała tego problemu. Właśnie zjadła śniadanie wraz ze swoim 
ukochanym liskiem o imieniu Megi. Ubrała się dzisiaj niezbyt prowokująco
 jak na nią, bo musiała w końcu iść do swojej pracy. Uczyła ona 
matematyki w jednej ze szkół w Aztarat City. Uwielbiała swoją pracę, 
uwielbiała matematykę i swoich uczniów. Parę osób z jej klasy było jej 
bliskimi znajomymi, często chodzili razem na imprezy.
Lory wskazała Megi swoje ramię, a ta posłusznie przeszła w stan 
uśpienia. Jej znajomi myśleli, że lis na jej ręce to zwykły tatuaż, 
jednak tak nie było. Zawsze wolała ze sobą zabierać Megi, gdziekolwiek 
się nie udawała.
Valory ubrała na siebie swój jesienny płaszczyk, tak w razie czego, 
jeśli pogoda by się nagle zmieniła i zaczęłoby padać. Nie ufała pogodzie
 i wolała być zawsze przygotowana na najgorsze. Nie chciała przecież 
zmoknąć, mimo że lubiła, kiedy pada deszcz. Ale tylko taki drobny, nie 
lubiła kiedy na dworze leje jak z cebra.
Dziewczyna wyszła z domu w kierunku liceum, w którym pracuje. Nie 
posiadała samochodu, więc poszła na nogach. Valory lubi spacerować, 
pomaga to jej zachować idealną figurę.
Jakiś czas później, lekcja matematyki z jej ulubioną klasą
- I właśnie dlatego bok „a” jest dłuższy od boku „b” - powiedziała oparta o biurko Valory do swojej klasy. 
Powoli kołysząc biodrami przeszła się po klasie, by sprawdzić, czy 
wszyscy zanotowali zadanie w zeszytach. Niektórzy chłopacy dyskretnie 
oglądali się za nauczycielką, ona oczywiście widziała ich spojrzenia, 
ale udawała, że jest inaczej. Nie przeszkadzało jej to, że na nią 
patrzą. Specjalnie dlatego zawsze ubierała obcisłe spodnie.
Lory podeszła do Oscara. Był jej ulubionym uczniem i jej dobrym kumplem.
 Był wysoki, miał brązowe włosy, modną grzywkę i błękitne oczy. 
Siedział, widać było, że jest nieobecny. Miał lekko uchylone usta, co 
chwilę patrzył w inne miejsce, energicznie ruchał nogami i bujał się na 
krześle, mimo że nie był już dzieckiem.
- Oskarze, gdzie jest twoje zadanie? - powiedziała Valory udając gniewny ton głosu.
Chłopak nieobecnym wzrokiem spojrzał na nią.
- Chu... mnie obchodzi jakieś zadanie! - krzyknął waląc rękami o ławkę i wrócił do bujania się na krześle.
- Valory – odezwała się jego koleżanka z ławki. - Oscar jest od wczoraj 
na ecstazach. Niech pani zrozumie, wczoraj był jego pierwszy raz i 
jeszcze go trzyma – zachichotała.
Val się uśmiechnęła.
- Następnym razem poinformujcie mnie, jak robicie imprezę. A tobie – 
spojrzała na Oscara. - dzisiaj jeszcze popuszczę, ale nie chcę cię 
widzieć kolejny raz naćpanego w szkole.
Dziewczyna spojrzała na zegarek, za minutę dzwonek. Postanowiła zadać 
klasie do domu trzy zadania ze strony 21, na co klasa zareagowała 
niechęcią i buczeniem, po czym usiadła za biurkiem i zajęła się swoim 
telefonem. Postanowiła pograć sobie we Flappy Bird, może uda jej się 
pobić rekord.
Zadzwonił dzwonek, a Valory grała dalej w swoją ulubioną grę. Nagle ktoś
 stanął obok niej i się przyglądał, co robi na telefonie. Zbulwersowana 
Val wyłączyła telefon, mimo że tak mało jej brakowało do pobicia swojego
 rekordu.
- Co jest? - warknęła zdenerwowana tym, że ktoś przerywa jej grę Lory na
 uczennicę, była to dziewczyna siedząca w ławce z Oscarem, Amelia. 
Często bywała na tych samych imprezach, co Valory.
Dziewczyna miała blond włosy spięte w luźnego koka na środku głowy. 
Miała na twarzy mocny makijaż. Ubrana była w jasno szara bluzę ze 
znaczkiem znanej firmy produkującej ubrania w Imperium i jasne 
niebieskie spodnie z jeansu. Na nogach miała czarne firmowe sportowe 
buty.
- Dzisiaj na działce u Garrego będzie melanż. Ma być z trzydzieści osób,
 ale pewnie przyjdzie jeszcze więcej. Przyjdzie mój znajomy dealer i 
przyniesie dosłownie całą torbę narkotyków. Człowieku, co tylko chcesz. 
Garry załatwia alko. Płacisz mu za wejście dość małą sumę, a pijesz ile 
chcesz! - kiedy Amelia to mówiła jej oczy aż błyszczały z podniecenia 
dzisiejszą imprezą.
- W takim razie muszę tam być – zaśmiała się Val. - Mieszkasz niedaleko,
 weź mnie podwieź, bo nawet nie wiem, gdzie to melo będzie.
Amelia wiedziała, gdzie 
- No okej.
Znowu przewijamy
Val popatrzyła na ulicę. Amelia już dawno powinna przyjechać pod je dom i
 zabrać nauczycielkę na imprezę na działce u Garrego. Czy dziewczyna ją 
wystawiła? Sama ta myśl zdenerwowała Lory i chciała zapalić papierosa na
 uspokojenie, mimo że zwykle nie pali w takich sytuacjach. Bardzo 
zależało jej na tej imprezie. Miało być tyle ludzi i narkotyki...
Valory zaczęła grzebać w torebce za paczką papierosów, ale wtedy 
nadjechał jakiś stary samochód. Val spojrzała na niego od niechcenia. 
Okazało się, że to był samochód Amelii. Nie spodziewała się, że taka 
dziewczyna, która zawsze chodzi w modnych ubraniach może jeździć jakimś 
złomkiem.
- Wsiadaj! - Amelia próbowała przekrzyknąć warkot silnika.
Lory popatrzyła z obrzydzeniem na samochód, ale postanowiła nie narzekać
 i otworzyła przednie drzwi. Zajęła miejsce obok swojej znajomej.
Dwadzieścia minut później były już w części miasta przeznaczonej na 
działki dla mieszkańców. Był już wieczór, niebo nabrało 
pomarańczowo-różowo-fioletowych barw, słońce powoli zaczęło się chować 
za budynkami.
Znajome wysiadły ze starego gruchota i Amelia zaczęła prowadzić swoją 
nauczycielkę w stronę działki. Szły pomiędzy wieloma ogródkami z 
pięknymi altankami. Val nie zobaczył, by ktoś inny oprócz nich ty 
przebywał. Wtedy usłyszała cichą muzykę. Czym dalej szła, tym muzyka 
stawała się głośniejsza. Imprezowicze puścili jakieś techno. Valory 
słuchała z reguły rapu, ale techno też bardzo lubiła. Szczególnie na 
imprezach.
W końcu dotarły do sporej posiadłości, dość zaniedbanej i zarośniętej 
przez wysoką trawę. Lory rozpoznała, że to tutaj odbędzie się impreza 
przez spory tłumek ludzi przebywający tam. Dziewczyny weszły na 
podwórko. Od razu podszedł do nich chłopak w czarnych włosach i 
przytulił na powitanie każdą z nich.
- Widzę, że przyprowadziłaś przyjaciółkę – powiedział do Amelii, po czym
 zwrócił się do Valory: - Hej, jestem Garry, Amelia ci pewnie już to 
mówiła. To ja zorganizowałem tą imprezę. Ale wiesz... alkohol 
kosztuje... i miło by było gdybyś coś się złożyła.
- Trzymaj – powiedziała Valory, po czym podała chłopakowi kilka banknotów.
Chłopak wsadził sobie do kieszeni pieniądze, po czym powiedział jeszcze do dziewczyn:
- Jak chcecie pić na chacie macie piwa i wódkę.
- A deealer już dotarł? - zapytała Lory.
- Tam stoi - Garry wskazał ręką chłopaka palącego papierosa pod płotem.
Amelia i Val postanowiły się rozdzielić. Amelia poszła napić się zimnego
 piwa, a nasza bohaterka podeszła do handlarza narkotyków.
- Co ma być? - zapytał ją bez przywitania.
- A co masz? - spytała Valory.
- Co tylko zechcesz – uśmiechnął się tajemniczo chłopak.
- To ja wezmę ecstazy – powiedziała i podała mu kilka monet.
- Dla takiej ładnej dziewczyny mogę trochę spuścić cenę.
- Nie musisz, ale dzięki – uśmiechnęła się Val biorąc małą różową tabletkę, którą od razu połknęła bez popicia.
Lory stanęła koło chłopaka i zaczęła palić papierosa czekając aż narkotyk zacznie działać.
A dalej nie mam pomysłu XD
Weź ktoś dalej napisz 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!