05 sierpnia 2017

Od Evie CD Mobius "Walka z Ruszczem"

Spojrzałam na mężczyznę i spójściłam wzrok. Cieszyłam się, że martwił się o mnie, jednak wiedziałam, że raczej nie będzie dla mnie ratunku. Uśmiechnęłam się szeroko i mocno przytuliłam się do kuzyna.
- Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale mam teraz sporo spraw na głowie i kilka planów - powiedziałam spokojnym głosem. On uniósł pytająco brew. Moim planem było spędzić dwa najbliższe miesiące na treningu i ulepszeniu swoich umiejętności, by w razie czego mogła samą siebie obronić przed wrogami, a może i nawet Mobiusa. 
- Co chcesz zrobić? - zapytał się zmartwiony Bisu.
- Będę podróżować po Delcia albo i nawet po Ziemi, by pokonywać różne wrogie istoty. Przy okazji zdobyć nieco dodatkowej umiejętności - odpowiedziałam.
- Po co? - zauważyłam, że coraz bardziej się o mnie martwił i zaczęłam wątpić w to, czy powinnam powiedzieć mu prawdę. Jeszcze bardziej go zmartwię, jednak ta informacja mogła rozwiązać wiele spraw i Mobius byłby jeszcze bardziej ostrożny. 
- Słuchaj, najprawdopodobniej ten cały Lucjan maczał palce w tym ataku na Assyrio. Jego rodzina jest bardzo wpływowa i wysoko postawiona. On może wiele zrobić. Dobrze wiesz o tym, że jak odejdę to stracimy kontakt i nie będziesz mógł mnie bronić. Będę całkowicie sama - westchnęłam głośno i nagle ucichłam. Usłyszałam jak w pobliżu nas ląduje jakiś helikopter. Wybiegłam z jego domu i tak jak myślałam. Lucjan nie chciał odstąpić ode mnie o krok. Pilnował mnie czy nie robiłam nic głupiego ani go nie zdradziła. No cóż, nie miałam wyboru by być mu posłuszna. Dumnym krokiem poszłam w stronę mojego narzeczonego. 
- Oj nie ładnie puszczać się z swoim kuzynem - warknął niezadowolony z faktu, że byłam u niego. 
- Uzgadniałam z nim pewne sprawy. Masz dać mi dwa miesiące zanim weźmiemy ślub - powiedziałam irytująco spokojnym głosem.
- Ah tak? Byś potem mogła się puszczać na lewo i prawo ze swoim pedało kuzynem? - w jego głosie słyszałam poirytowanie i złość. Jednak nic sobie z tego nie robiłam. Śmiałam się wewnątrz siebie z tego palanta. Nie powiem, głupszego i bardziej żałosnego mężczyzny nie mogli mi znaleźć. 
- Nie, będę walczyć przeciwko wrogim rasom czy zagrożeniami, nic więcej - powiedziałam i poczułam jak Mobius położył swoją dłoń na moim ramieniu.
- Jestem z tradycyjnej rodziny, więc kazirodztwo jest niedopuszczalne - odparł poważnym tonem mężczyzna.
- Dobra, co chcesz jako pierwsze pokonać? - zapytał się zniecierpliwiony i bardzo niezadowolony Lucjan. 
- Ruszcz - powiedziałam szybko, tylko po to by on mi dał spokój. Zmarszczył czoło i nic nie mówiąc odwrócił się i poszedł. Westchnęłam cicho i spojrzałam na Mobiusa. Pożegnałam się z moim kuzynem i poszłam do domu, by odpocząć od tego wszystkiego. 

~ Następnego dnia ~

Obudziłam się wczesnym rankiem i zeszłam do kuchni. Nikogo nie było, więc wzięłam się za robienie śniadania. Jedynie dwie kanapki i herbata, ale jakoś nie odczuwałam to, że jestem najedzona. Ano tak, przecież w ciąży jestem. Zrobiłam jeszcze dwie i poczułam się lepiej. Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę pobliskiego lasu, do którego mało kto wchodził. Na granicy, wszystko wyglądało pięknie, jednak im głębiej wchodziłam, to coraz mroczniej się robiło. Nie odczuwałam co prawda strachu, jedynie niepewność. Byłam również bardzo ostrożna, gdyż ruszcz jest szybszy ode mnie i lepiej się ukrywa. Może mi spierdolić na dobre w ciągu kilku sekund. Stawiałam kroki bardzo cicho. Nagle coś poruszyło się w krzakach. Chwyciłam lewą ręką jeden z noży do rzucania a z prawej wystrzelił czarny dym, który szybko uformował się w głowę wilka. Jednak nieprzyjaciel był szybszy. Uniknął podwójnego ataku. Niezadowolona z tego faktu skupiłam swoją moc w prawym ramieniu. Cień szybko dogonił nieprzyjaciela, jednak gdy dorwał go, był cały zdyszany. Tak dla rozwiania wątpliwości, te cienie są w stanie odczuwać zmęczenie, złość itp. Po prostu są jak żywe istoty. Szczuropodobny próbował się wyrwać i przyznam, udało mu się po części. Jednak nie zdążył gdyż cień był na tyle niezadowolony, że nie byle stanie złapać swojej ofiary za pierwszym razem. Podbiegłam do nich i wbiłam w jego ciało jeden z noży kukri, jednak nie rozcięłam go, jedynie przebiłam jego tchawicę. Słyszałam różne plotki, że roznoszą nieznaną zarazę, więc od razu wyniosłam się z tego miejsca, by nie zostać zarażoną. Cóż, czekałaby mnie natychmiastowa śmierć, bo niestety, ale regeneracja tutaj nic nie da. Ta umiejętność nie służy przecież do leczenia chorób, przynajmniej moja. Kolejny raz spotkało mnie szczęście, nic mi się nie stało. Wróciłam do domu i zaszłam do biura Mobiusa. Zapukałam do jego drzwi, ale nic nie odpowiadał, więc nacisnęłam na klamkę. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi były otwarte. Weszłam do pomieszczenia, by sięgnąć po bestiariusz. Otworzyłam go i zaczęłam przeglądać wszystkie istoty. Przyznam sporo ich było. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Zamknęłam książkę i odwróciłam się gwałtownie. Przez przypadek uderzyłam z liścia Mobiusa... 
- O kurwa, ja pierdole,  przepraszam! - krzyknęłam i mocno go przytuliłam go mocno. Kątem oka widziałam jak trzymał dłoń na policzku, który chwilę temu spotkał się z moją dłonią.

Mobius?

Siła +50
Równowaga +150
Ukrycie +100

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits