-Choi... Skarbie, powiesz co się stało? - chłopak stanął na czerwonych światłach, spoglądając czule na dziewczynę.
- Ja... - wyszeptała, kiedy po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie pozwolił jej dokończyć pisk opon, po którym nastała głucha cisza. (...)
Po przejechaniu karetki, ratownik zaczął sprawdzać puls ofiar.
Dziewczyna przeżyje... ma słaby, ale szybki oddech. - mruknął - Nie to co chłopak ...- spojrzał na niego ze współczuciem. - Jest w gorszym stanie.
***
- Żadnych obrażeń wewnętrznych, delikatne wstrząśnienie mózgu, skręcona lewa kostka.. - lekarz zaczął wymieniać obrażenia, jednocześnie przeglądając kartę pacjenta. - Oddech się ustabilizował.. Możliwa jest tygodniowa śpiączka.
Właśnie w tej chwili Choi otworzyła oczy, lekko oszołomiona tym co się stało.
- Co się stało? - zapytała słabym głosem, spoglądając wyczekująco na doktora.
- Miała Pani wypadek, lecz kierowca jest w gorszym stanie.
- Czy ja mogę... do niego pójść? - dziewczyna spojrzała błagalnym wzrokiem na doktora. Ten po chwili zastanowienia, zgodził się.
Koreanka w zabójczym tempie wyszła z łóżka kierując sie za pielegniarka. Nie zważając na ból kostki.
Kiedy zobaczyła jej chłopaka w rozpłakanym stanie, przyłączonego do respiratora, łzy zebraly jej się w oczach.
- Jiminnie? - szepnęła podbiegając do jego łóżka, oraz klikając na kolana. Złapala go za rękę najdelikatniej jak mogła. - Wyjdziesz z tego prawda? Nie opuścisz mnie..? - spuściła głowę, zaciskając łzy. Jedyne co dostała w odpowiedzi to prawie niezauważalnely ruch ręką.
Kiedy spojrzała na respirator, zaczęła przyglądać się linii, ktora pokazywała jego puls. Kiedy stanęła, wstrzymała powietrze.
- Proszę wyjść! - lekarz upomniał Azjatkę wprowadzając ja z sali. Dziewczyna upierając się, chciała zostać przy ukochanym. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
Kiedy została na korytarzu, uklękła i trzesącymi rękoma, próbowała prosić boga o pomoc, nie zważając w tej chwili, że jest ateistką.
Każda sekunda była jak minuta, a ta jak godzina, przedłużająca się niemiłosiernie.
Kiedy lekarz wyszedł z pomieszczenia, spojrzał jedynie na dziewczynę mówiąc głuche "przykro mi"
widzac to, Kim wpadla w panikę.
W Koreance coś pękło. Serce roztłukło się na miliony kawałeczków. Jej oczy rozszerzyły się nienaturalnie, a ust wydobył się głuchy szloch.
- Jak to nie żyje..? Jak jedyna osoba, która mnie kochała, nie żyje!? - próbowała krzyknąć, lecz była tak osłabiona, że jej gardło pozwalało jedynie na szept. - Panu nie jest przykro... Pan nie wie jak to jest. Nie wie, jak to jest żyć całe życie w ciężkiej depresji, dla której odskocznią była ukochana osoba.. - dokończyła, po czym weszła pędem do sali, i widząc bladą twarz chłopaka podbiegla do niego, nie wierząc co się stało.
Przeczesała jego włosy ręką, zawijając sobie jego pomarańczowy kosmyk na palcu, pragnac zapamiętać jak delikatny i puszysty był.
Przesuwając dłoń na jego zimny polik, upadla kolejny raz na kolana zalewajac sie łzami. Złożyła ostatni delikatny pocałunek na jego bladych ustach.
- Nie zostawiaj mnie samej.. proszę.. - załkała kładąc głowę na jego torsie. - Kto będzie mnie usypiał? Kto będzie mnie pocieszał, kto mnie będzie przytulał? - wyszeptała na jednym tchu dławiac się.
- Ja. - usłyszała znajomy glos. Osoba podeszła do dziewczyny przytulając ją.
- Znowu ty... - spojrzala na niego pustym wzrokiem. - Viperze?
(Viper? Lubię uśmiercać w opowiadaniu :^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!