Blond
włosa przemierza pokryte śniegiem stepy. Odkąd Tytania zawarła sojusz z
Republiką dziewczyna starała się unikać Alphy. Od świtu do późnej nocy
wychodziła w poszukiwaniu składników potrzebnych do lekarstw. Była sroga
zima i wiele wilków się rozchorowało. Był to tylko pretekst. Rena nie
potrafiła spojrzeć na Tytanię. Ufała jej i decyzjom, które podejmuje jednak
w głębi serca nie mogła znieść myśli, że mogłaby kiedyś zostać
zmuszona do pomocy Zdrajcy. Szczerze go nienawidziła. Kolejna rzecz, której
nie mogła znieść. Mimo że starała się z całej siły, nie była wstanie
stłamsić w sobie tego uczucia. Narzekała na 'jad' rozsiewany przez
wilki tymczasem nie była lepsza. „Jestem zwykłą hipokrytką.” Obiecała
sobie kiedyś, że nawet wyzbędzie się emocji, jeśli w ten sposób ma
odciąć się od nienawiści. Nie cierpi rzucać słów na wiatr. Próbowała
się 'tego' wyzbyć albo chociaż stłamsić. Bezskutecznie.
Wybaczenie też nie wchodziło w grę. Nie chciała, nie potrafiła...
Mróz otoczył ją delikatnie. Wzięła głęboki wdech. Cisza, spokój i
śnieżna biel. Chociaż na chwilę Rena zaznała spokoju. Nagle poczuła
intensywną woń siarki. Woń? Właściwszym określeniem byłby smród. Do uszu
dziewczyny dotarł charakterystyczny dźwięk skrzypiącego śniegu. Rena
odwróciła się szybko i ledwo co uniknęła ostrza kosy. Potoczyła się w po
śniegu. Otrząsnęła się i spojrzała na biegnącego dalej napastnika.
Dobrze umięśniona, człekokształtna istota o krwistoczerwonej skórze,
której prawie cała twarz za wyjątkiem lśniących na biało oczów
była przykryta płatem skóry. Nad głową stworzenia unosiła się na
wysokość kilku cali cierniową aureolę koloru czarnego. Spod łopatek jego
wyrastały skórzaste, sierpowate skrzydła. Nie nadawały się one do latania.
W miejscach styku kości wyłaniały się czarne niczym noc rogi. Biodra demona
okalał skrzący się srebrny pas. Mimo że był zrobiony z metalu to zbroja nie
krępowała ruchów i doskonale dopasowywała się do ruchów właściciela. W
oczy kotki żuciło się coś jeszcze. Broń. Dokładniej wielka i bardzo ostra
kosa znajdującą się w prawej dłoni napastnika. Dziewczyna rozpoznała go.
Był to Sylvan, demoniczny posłaniec. Rena czytała kiedyś o nim w jednej z
książek Mimi. Opis z książki idealnie do niego pasował. Demon biegł w
stronę jej domu. Jej małego raju! Jeśli natknąłby się na jakieś zwierzę,
z pewnością zabiłby je. Dzieci również nie byłyby bezpieczne. Wszak
strzegła je Nel Tu jednak nie uspokoiło to Renę. Szybko przybrała swą
dziką formę i wte pędy ruszyła za posłańcem. Co jak co jednak nawet
demoniczny sprinter nie był wstanie ją prześcignąć. W mgnieniu oka była
już za nim. Nim Rena się zorientowała w powietrzu błysnęło ostrze. Sylvam
wyprowadził atak kosą, który ledwo co go uniknęła. Jej Przeciwnik
przewidział to i w powietrzu znów dało się słychać świst ostrza kolejnego
wyprowadzonego przezeń ciosu. Tym razem ostrze przecięło jej skórę
zostawiając na grzbiecie długą pręgę z której zaczęła powoli sączyć
się krew. Kotka pod wpływem bólu upadła. Demon zatrzymał się. Rzucił
Renie potępiające spojrzenie. Dla niego była tylko zwykłą mrówką, która
była na tyle bezczelna, że śmiała wejść mu w drogę. Zamachnął się w
celu wymierzenia adekwatnej do popełnionego czynu kary i przypuścił atak. O
mały włos. W ostatniej chwili Rena przeturlała się unikając ciosu
wycelowanego w jej klatkę piersiową. Niestety wpadła w ukryty pod śniegiem
dół raniąc się przy tym mocno w głowę. Przeciwnik tylko prychnął.
Wydobył uwięzioną w zmarzniętej ziemi broń po czym ruszył w jej stronę.
Tymczasem Rena Była nieprzytomna... Tak mu się tylko zdawało. Przez tą
myśl tylko się odsłonił dając przeciwniczce szansę kontrataku. Kotka
wykorzystała tą okazję. Rzuciła się na niego i z całej siły zacisnęła
szczęki na jego prawej ręce. Strużki krwi wypłynęły spomiędzy jej
zębów. Powoli, coraz mocniej i mocniej wgryzała się w jego mięśnie
nieodwracalnie je uszkadzając. Ciężko dysząc uniosła przednie łapy. Ich
pazurami pogłębiła rany. Przejechała nimi po całej kończynie ściągając
fragmenty grubej skóry. Demon rozpaczliwie bił pięścią lewej ręki kotkę
po głowie i pysku. Bezskutecznie. Trzask. Ręka demona opadła bezwładnie.
Rena ze stłumionym przez śnieg hukiem upadła na ziemię. Sylkvam zaczął
wydawać dźwięki podobne do lamentu potępionych dusz czyśćcowych. Odsunął
się kilka kroków w tył i upadł na kolana. Przeciwniczka usiłowała wstać,
lecz jej nogi odmawiały posłuszeństwa. Postanowiła spróbować czegoś
innego. Zamknęła oczy zbierając całą swoją uwagę i siłę. Tymczasem
rozwścieczony posłaniec piekieł sięgnął lewą ręką z ziemi kosę. Wstał
i podszedł dumnie do kotki. Zamachnął się tak mocno, że można byłoby
mieć wrażenie, że zaraz złamie się w pół. Tak się jednak nie stało.
Potwór wyprowadził atak. Ostrze przebiło na wylot udo kotki. Krew
rozbryzgała się we wszystkie strony zmieniając barwę lodowego puchu.
Przeraźliwy krzyk wzbił się w niebo. W tym czasie ciało demonicznego
posłańca padło na ziemie. Sylvam odszedł ugodzony w serce lodowym soplem
Reny, który po chwili się rozpadł. Był to desperacki atak. Próba
przetrwania. Nikt w końcu nie chce odejść samotnie w miejscu w którego się
nie zna. Tym bardziej Rena. Młoda matka nie mogła jeszcze opuścić tego
świata chociażby na wzgląd dzieci. Coraz więcej ośnieżonego wokół nich
terenu zabarwiło się na czerwono. Świadomość kotki odpłynęła, gdzieś
daleko...
* * *
Srebrne chmury zebrały się nad polem bitwy. Po chwili z nieba zaczął
prószyć śnieżek. W oddali odznaczała się wyraźnie czyjaś sylwetka. Pewna
tajemnicza podróżniczka, o kształtach które sprawiały, że żaden facet nie
przeszedłby obok niej obojętnie, zwabiona zapachem krwi kierowała się w
stronę truchła demona oraz nieprzytomnej kotki. Była to blondynka,
piękność jak ich mało, której włosy sięgały do ramion. Jej oczy koloru
nieba spoczęły na truchle Demona. Zamoczyła palec w krwi demona po czym
włożyła go do ust. Ze smakiem się oblizała. „Pyszne!”- mruknęła pod
nosem. Wzięła głęboki wdech narkotyzując się zapachem czerwonej cieczy,
która niegdyś płynęła w żyłach posłańca. W końcu skupiła są uwagę
na Renie. Przyłożyła palce do jej tętnicy szyjnej. Oddychała.
Podróżniczka odetchnęła z ulgą. Sięgnęła do pakunku i zaczęła
opatrywać jej rany. Skończywszy pogłaskała ją po głowie, potem po
uszkach... łapkach... wszędzie. „Jaka urocza!” - powiedziała. Wielbiąca
koty podróżniczka zabrała kotkę ze sobą. Gdy przemierzała las, dostrzegła
wilka. Położyła kotkę na ziemię. Podniosła z ziemi szyszkę i rzuciła
nią w waderę w celu zwrócenia uwagi na ranną, sama zaś się skryła.
Zwabiona Alisha podeszła bliżej i zlękła się. Zarzuciła sobie ranną przez
grzbiet i zabrała ją z powrotem do Sekty. W drodze powrotnej Ali dostrzegła
na niebie białego smoka. I kto mówił, że wszystkie gadziny są złe?
ZALICZONE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!