19 stycznia 2017

Od Haylee "Dzień w domu spokojnej starości" Quest 7

- Niech mi ktoś do jasnej ciasnej wyjaśni jak się na to dałam namówić?! - burknęła wadera, plecami oparta o ścianę korytarza. Dookoła niej pomarszczeni dziadkowie grali właśnie w pasjansa. Znajdowała się w  świeżo co wyremontowanym domu spokojnej starości. Wprawdzie z zewnątrz nadal budynek był w ruinie to wewnątrz dało się wytrzymać. Mimo to Hay  była 'lekko' poirytowana. Miała spędzić cały dzień w tym starym budynku jako wolontariuszka, a wszystko za namową anielicy. Ona sama chciała pomóc ale nie potrafi ukryć swych skrzydeł a na Hallowen było za wcześnie. „Wisisz mi przysługę Ai!” - pomyślała wadera.
- Haylee, zawołaj panią Sally po leki. - usłyszała zza ściany głos pielęgniarki. Dziewczyna niechętnie ruszyła się spod ściany i weszła na świetlicę. Nie zastała staruszki. Nie było jej też w swoim pokoju, ani w pokoju koleżanek.  Stołówka również była pusta. Haylee obszukała cały dom mimo to nie znalazła babuleńki. To samo na dworze. Zupełnie jakby wyparowała. „A może jest w piwnicy.” - pomyślała. Był to absurdalny pomysł, gdyż miejsce to było zamykane, a tylko personel miał klucz. Mieszkańcy ośrodka mieli kategoryczny zakaz wstępu. Blond włosa jednak postanowiła na wszelki wypadek sprawdzić. Miała rację. Drzwi do piwnicy były uchylone.  Weszła na palcach do środka. W pomieszczeniu było strasznie ciemno. Do jej nozdrzy uderzyła nieprzyjemna woń zgnilizny. Podeszła do źródła tej woni. Ciało. Cóż, pani Sally nie potrzebowała już leków. Coś było ewidentnie nie tak. Stań rozkładu był w zaawansowany a przecież Haylee widziała staruszkę jeszcze rano. Dziewczyna podeszła bliżej i... Trzask. Drewniane deski pękły pod jej ciężarem, a blond włosa piękność zaczęła spadać.
*  *  *
Ból głowy to była pierwsza rzecz, która ją przywitała zaraz po obudzeniu. Wadera znajdowała się w wielkim, podziemnym pomieszczeniu. Na ścianach zamocowane były pochodnie. Od głównej sali odchodziły trzy korytarze. Dziewczyna podniosła się z zimnej posadzki i ruszyła w pierwszy lepszy korytarz. Droga dłużyła jej się nie miłosiernie. Na ścianach namalowane były jakieś znaki, których nie rozumiała. Nagle jedna z kamiennych płyt zapadła się pod nią aktywując pułapkę.  Z sufitu wynurzyły się śmiercionośne wahadła. Haylee ze skupieniem ich unikała. Jeden fałszywy ruch i byłoby po niej. Sytuacja znów się później powtórzyła. Tym razem ściany korytarza zaczęły się zwężać. „Nie dam się przerobić na placek” Biegła z całych sił przez co gdy aktywowała przez przypadek zapadnię nie zdążyła wyhamować i wpadła do areny. Na środku znajdował się dobrze zabezpieczony za kratami ołtarzyk. Po bokach paliły się dwie długie świece a na środku znajdowała się figurka przedstawiająca smoka pożerającego serce a przednią kielich z czerwonym płynem. Jednak ważniejsze było to na co słabe płomienie ledwo co rzucały blask. U stóp  ołtarzu leżały ludzkie organy. Nagle o ściany rozbijał się donośny chichot dziecka. Świece zgasły. W tym samym momencie pochodnie znajdujące się na ścianach zalśniły. Do uszu Haylee dotarł dźwięk zwijanych łańcuchów. Bramy które świetnie maskowały się w mroku pomieszczenia teraz ukazały powoli otwierające kraty. Z bram wyszły dziwne istoty wyglądające na dzieło człowieka. „Chimery!”  Bestie miały trzy pary czerwonych oczu: jedną skierowaną do przodu i dwie po bokach głowy. Krótki szeroki pysk idealny do odgryzania kawałków kości zdobiły wielkie kły niczym u tygrysa szablastozębnego. Z tyłu głowy znajdowały się wielkie zajęcze uszy oraz antylopie rogi. Długą szyję  i linię kręgosłupa chronił kostny pancerz, który na końcu masywnego ogona przekształcał się w coś na kształt maczugi. Spod 'zbroi'  bliżej łopatek wydobywały się skrzydła podobne do tych u ważek a za nimi aż do końca tułowia szereg czułków zakończonych jadowymi kolcami. Stwory rzuciły się na Haylee z pieniącym się pyskiem, groźnie sycząc. Wadera stworzyła wokół siebie tarczę. Z trudem odpierała kolejne ataki stworów. Wewnątrz bezpiecznej strefy zaczęła tworzyć  kulę plazmy. Opuściła barierę jednocześnie wystrzeliwując pociski, które trafiły w najbliższe okazy. Zaledwie rysy na pancerzu. Nim stwory znów zaatakowały Haylee schowała się w bańce. Bezpieczna wyciągnęła z kieszeni Jajo Damita – rezultat jej ostatnich prac alchemicznych. Rzuciła je o ziemię a potem dołożyła jeszcze trzy. Przyciągnęła do siebie pochodnię. Gdy znalazła się przy ścianie bańki bąbel pękł, a lewitacja uniosła ją do sufitu. Chociaż tym razem jej nie zawiodła. Nim chimery poderwały się do lotu na ziemię spadła pochodnia podpalając jaja i powodując wielki wybuch. Gdy dym opadł wadera zobaczyła zwęglone zwłoki. Pozostał tylko jeden niedobitek. Cierpiał. Hay darowała mu życie z zamiarem wykorzystania go w laboratorium. Ona sama również doznała poparzenia. Na szczęście tylko I stopnia. Opadła na ziemię. W ten o ściany odbijał się dźwięk oklasków.
- Widzę, że jesteś w tym całkiem dobra... - usłyszała głos dziecka. - Niech będzie. Powierzę ci moje skarby w ramach podziękowania. Idź za świetlikami one ci pokażą drogę. W skrzyni znajdziesz prawdę dotyczącą tego miejsca. Nareszcie! jestem wolny!
- Czekaj kim jesteś? - nie otrzymała odpowiedzi. Rozmówca umilkł... zniknął? Nie mając nic do stracenia podążyła wzdłuż korytarza za owadami. Nagle zaczęły krążyć przy jednej z płyt. Była poluzowana. Odsunęła ją. W jamce stała stara drewniana skrzynia. Uchyliła delikatnie jej wieko po czym z uwagą lustrowała każdy przedmiot. Księgi, runy, pergaminy... Czego tam nie było. Na dnie skrzynki leżała tama*. Dziewczyna wyjęła ją i schowała do kieszeni kurtki następnie zamknęła wieko i wyjęła skrzynię. Drewniany mebel nieporadnie uniósł się i podążał za dziewczyną. Z drobną pomocą świetlików Haylee udało wydostać się z tego dziwnego miejsca. Czego tam nie było. Na dnie skrzynki leżała tama* Wokół szpilki owinięta była ozdoba w kształcie bluszczu. Wierzchołek wieńczył asfodel. Alchemiczka wyjęła ją i schowała do kieszeni kurtki po czym zamknęła wieko i wyjęła skrzynię. Drewniany mebel nieporadnie wzbił się i podążył za dziewczyną tak jak nieprzytomna bestia. Z drobną pomocą świetlików Haylee udało przedostać się do ścieków a stamtąd droga prosta na powierzchnię.
„Już nigdy nie dam się namówić Ai na wolontariat” - powtarzała w myślach. Tak o to skończyła się jej przygoda w domu spokojnej starości. Ten budynek coś w sobie skrywa a zawartości skrzyni pomoże rozwikłać tę zagadkę. „Szykuje się bombowa zabawa.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits