-
Niech mi ktoś do jasnej ciasnej wyjaśni jak się na to dałam namówić?! -
burknęła wadera, plecami oparta o ścianę korytarza. Dookoła niej
pomarszczeni dziadkowie grali właśnie w pasjansa. Znajdowała się w
świeżo co wyremontowanym domu spokojnej starości. Wprawdzie z zewnątrz
nadal budynek był w ruinie to wewnątrz dało się wytrzymać. Mimo to Hay
była 'lekko' poirytowana. Miała spędzić cały dzień w tym
starym budynku jako wolontariuszka, a wszystko za namową anielicy. Ona sama
chciała pomóc ale nie potrafi ukryć swych skrzydeł a na Hallowen było za
wcześnie. „Wisisz mi przysługę Ai!” - pomyślała wadera.
- Haylee, zawołaj panią Sally po leki. - usłyszała zza ściany głos
pielęgniarki. Dziewczyna niechętnie ruszyła się spod ściany i weszła na
świetlicę. Nie zastała staruszki. Nie było jej też w swoim pokoju, ani w
pokoju koleżanek. Stołówka również była pusta. Haylee obszukała
cały dom mimo to nie znalazła babuleńki. To samo na dworze. Zupełnie jakby
wyparowała. „A może jest w piwnicy.” - pomyślała. Był to absurdalny
pomysł, gdyż miejsce to było zamykane, a tylko personel miał klucz.
Mieszkańcy ośrodka mieli kategoryczny zakaz wstępu. Blond włosa jednak
postanowiła na wszelki wypadek sprawdzić. Miała rację. Drzwi do piwnicy
były uchylone. Weszła na palcach do środka. W pomieszczeniu było
strasznie ciemno. Do jej nozdrzy uderzyła nieprzyjemna woń zgnilizny.
Podeszła do źródła tej woni. Ciało. Cóż, pani Sally nie potrzebowała
już leków. Coś było ewidentnie nie tak. Stań rozkładu był w zaawansowany
a przecież Haylee widziała staruszkę jeszcze rano. Dziewczyna podeszła
bliżej i... Trzask. Drewniane deski pękły pod jej ciężarem, a blond włosa
piękność zaczęła spadać.
* * *
Ból głowy to była pierwsza rzecz, która ją przywitała zaraz po obudzeniu.
Wadera znajdowała się w wielkim, podziemnym pomieszczeniu. Na ścianach
zamocowane były pochodnie. Od głównej sali odchodziły trzy korytarze.
Dziewczyna podniosła się z zimnej posadzki i ruszyła w pierwszy lepszy
korytarz. Droga dłużyła jej się nie miłosiernie. Na ścianach namalowane
były jakieś znaki, których nie rozumiała. Nagle jedna z kamiennych płyt
zapadła się pod nią aktywując pułapkę. Z sufitu wynurzyły się
śmiercionośne wahadła. Haylee ze skupieniem ich unikała. Jeden fałszywy
ruch i byłoby po niej. Sytuacja znów się później powtórzyła. Tym razem
ściany korytarza zaczęły się zwężać. „Nie dam się przerobić na
placek” Biegła z całych sił przez co gdy aktywowała przez przypadek
zapadnię nie zdążyła wyhamować i wpadła do areny. Na środku znajdował
się dobrze zabezpieczony za kratami ołtarzyk. Po bokach paliły się dwie
długie świece a na środku znajdowała się figurka przedstawiająca smoka
pożerającego serce a przednią kielich z czerwonym płynem. Jednak ważniejsze
było to na co słabe płomienie ledwo co rzucały blask. U stóp ołtarzu
leżały ludzkie organy. Nagle o ściany rozbijał się donośny chichot
dziecka. Świece zgasły. W tym samym momencie pochodnie znajdujące się na
ścianach zalśniły. Do uszu Haylee dotarł dźwięk zwijanych łańcuchów.
Bramy które świetnie maskowały się w mroku pomieszczenia teraz ukazały
powoli otwierające kraty. Z bram wyszły dziwne istoty wyglądające na dzieło
człowieka. „Chimery!” Bestie miały trzy pary czerwonych oczu: jedną
skierowaną do przodu i dwie po bokach głowy. Krótki szeroki pysk idealny do
odgryzania kawałków kości zdobiły wielkie kły niczym u tygrysa
szablastozębnego. Z tyłu głowy znajdowały się wielkie zajęcze uszy oraz
antylopie rogi. Długą szyję i linię kręgosłupa chronił kostny
pancerz, który na końcu masywnego ogona przekształcał się w coś na
kształt maczugi. Spod 'zbroi' bliżej łopatek wydobywały się
skrzydła podobne do tych u ważek a za nimi aż do końca tułowia szereg
czułków zakończonych jadowymi kolcami. Stwory rzuciły się na Haylee z
pieniącym się pyskiem, groźnie sycząc. Wadera stworzyła wokół siebie
tarczę. Z trudem odpierała kolejne ataki stworów. Wewnątrz bezpiecznej
strefy zaczęła tworzyć kulę plazmy. Opuściła barierę jednocześnie
wystrzeliwując pociski, które trafiły w najbliższe okazy. Zaledwie rysy na
pancerzu. Nim stwory znów zaatakowały Haylee schowała się w bańce.
Bezpieczna wyciągnęła z kieszeni Jajo Damita – rezultat jej ostatnich prac
alchemicznych. Rzuciła je o ziemię a potem dołożyła jeszcze trzy.
Przyciągnęła do siebie pochodnię. Gdy znalazła się przy ścianie bańki
bąbel pękł, a lewitacja uniosła ją do sufitu. Chociaż tym razem jej nie
zawiodła. Nim chimery poderwały się do lotu na ziemię spadła pochodnia
podpalając jaja i powodując wielki wybuch. Gdy dym opadł wadera zobaczyła
zwęglone zwłoki. Pozostał tylko jeden niedobitek. Cierpiał. Hay darowała mu
życie z zamiarem wykorzystania go w laboratorium. Ona sama również doznała
poparzenia. Na szczęście tylko I stopnia. Opadła na ziemię. W ten o ściany
odbijał się dźwięk oklasków.
- Widzę, że jesteś w tym całkiem dobra... - usłyszała głos dziecka. -
Niech będzie. Powierzę ci moje skarby w ramach podziękowania. Idź za
świetlikami one ci pokażą drogę. W skrzyni znajdziesz prawdę dotyczącą
tego miejsca. Nareszcie! jestem wolny!
- Czekaj kim jesteś? - nie otrzymała odpowiedzi. Rozmówca umilkł...
zniknął? Nie mając nic do stracenia podążyła wzdłuż korytarza za
owadami. Nagle zaczęły krążyć przy jednej z płyt. Była poluzowana.
Odsunęła ją. W jamce stała stara drewniana skrzynia. Uchyliła delikatnie
jej wieko po czym z uwagą lustrowała każdy przedmiot. Księgi, runy,
pergaminy... Czego tam nie było. Na dnie skrzynki leżała tama*. Dziewczyna
wyjęła ją i schowała do kieszeni kurtki następnie zamknęła wieko i
wyjęła skrzynię. Drewniany mebel nieporadnie uniósł się i podążał za
dziewczyną. Z drobną pomocą świetlików Haylee udało wydostać się z tego
dziwnego miejsca. Czego tam nie było. Na dnie skrzynki leżała tama* Wokół
szpilki owinięta była ozdoba w kształcie bluszczu. Wierzchołek wieńczył
asfodel. Alchemiczka wyjęła ją i schowała do kieszeni kurtki po czym
zamknęła wieko i wyjęła skrzynię. Drewniany mebel nieporadnie wzbił się i
podążył za dziewczyną tak jak nieprzytomna bestia. Z drobną pomocą
świetlików Haylee udało przedostać się do ścieków a stamtąd droga prosta
na powierzchnię.
„Już nigdy nie dam się namówić Ai na wolontariat” - powtarzała w
myślach. Tak o to skończyła się jej przygoda w domu spokojnej starości. Ten
budynek coś w sobie skrywa a zawartości skrzyni pomoże rozwikłać tę
zagadkę. „Szykuje się bombowa zabawa.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!