Krótki dzwonek do drzwi. Szczerze, nie spodziewałem się nikogo o tej
porze. Leniwie wstałem z kanapy, osowiałym krokiem powędrowałem w
kierunku drzwi. Zerknąłem przez wizjer. Pusto. Przekręciłem klucz w
zamku. Ruch klamki.
-Sieeeemaaa! -dosłyszałem głośny wrzask różowej postaci. -Meltdowner jestem i od dziś tu mieszkam. -uśmiechnęła się szeroko.
Przekrzywiłem głowę.
-Kto? -chwyciłem się za szyję.
-KELLEY AGNES ADELAIDE LEANDER! -wrzasnęła poirytowana. -Twoja kuzynka. -dodała już spokojniejszym głosem.
-Muhm, a więc twierdzisz, że zamierzasz tu zostać, Alpho Watahy Zachodu?
-uśmiechnąłem się kwaśno. -Kuzynką? Mam kogoś takiego? -mruknąłem cicho
sam do siebie.
-Nie powinieneś mieć z tym żadnych problemów, aczkolwiek wiem, jaka
sytuacja jest obecnie w WKN. Pomyślmy... Od dzisiaj... -zerknęła na
telefon. -Dokładnie 23:06, jestem twoją współlokatorką i płacę połowę za
czynsz.
Ziewnąłem, za dużo jak na jeden dzień. Niestety, mój umysł nie pracuje
już za dobrze. Zwłaszcza, po dzisiejszej siłowni. Czuję się wykończony.
Tak naprawdę, to Tytania cały czas nie wykorzystała mnie do swoich
celów. Po tamtej walce przeżywałem traumę. Cóż, nie wiem, czy widzę
powód by jej to mówić. Różowe dziecko spojrzało na mnie wyczekująco.
-Tak, tak idź się gdzieś rozgość. -wróciłem na kanapę i wsunąłem się pod koc.
Nie minęła chwila, a moje oczy same zamknęły się. Tym samym usnąłem.
*ranek*
Coś ewidentnie łaziło po domu. Z pozycji leżącej, przeniosłem się na
siedzącą. Rozglądnąłem się. Różowo włosa dziewczyna robiła coś w kuchni,
a za nią krok w krok łaziło jakieś zwierzę. Zmęczony ponownie zatopiłem
się w sofie.
-Nie ma nic w lodówce. Jak on w ogóle normalnie funkcjonuje? -usłyszałem grobowy głos.
-Zmuszę go do wypadu na sklepy, po tym co znalazłam w szafkach...
Postanowiłam, że wykonam mu taki wykład, że się opamięta. -głos gumy
balonowej.
-Nie mogłaś kupić jakiegoś mieszkania nie związanego z tym gościem? -wskazał na mnie skrzydłem.
Znudziło mi się patrzenie i słuchanie. Wstałem i ruszyłem do kuchni.
-Ja tu jestem. -warknąłem opierając się o blat.
-Wstałeś! -poczułem ucisk wokoło brzucha, uniosłem znacząco ręce do góry.
-Co ty robisz? -wzdrygnąłem się, usiłując wyrwać się z uścisku.
-Nie możecie używać żadnej mocy, poza specjalnymi. -mruknęła wtulając
się jeszcze bardziej. -Już ja zrobię z ciebie kogoś. -powiedziała
ciszej. -A teraz. Jedz sałatkę, a siostrzyczka wybierze się do sklepu.
Siostrzyczka? Za kogo ona się ma, z tego co widzę, starsza ode mnie nie
jest... Westchnąłem, ale posłusznie wziąłem miskę i usiadłem na stołku.
To prawda, teraz poza walką wręcz jestem bezsilny, dodatkowo nie mam
żadnego pojęcia o tym jakie ta istota posiada moce. Wiem tyle, iż szybko
przyzwyczaja się do nowych miejsc zamieszkania.
Śmierć Shiriov wydrążyła u mnie pewne uczucie, smutek. Jak bardzo staram
się zapomnieć, tym bardziej czuję, jakby moje serce było cięte na
kawałki. Cóż, może to coś odciągnie ode mnie to wspomnienie? Podczas
wszystkich rozmyśleń, udało mi się ukończyć potrawę. Najwyraźniej
towarzysz tamtej kobiety został tutaj. Nie ma innego wyjścia. W
przelocie chwyciłem kosę. Idziemy pobawić się z opętańcami. Otworzyłem
okno i bez żadnego "stopu" wyskoczyłem. Zabijanie zawsze pomoże...
Jeżeli dam sobie jakiś motyw będzie najlepiej. Powiedzmy... "Opętańcy
zabili Shiriov", chyba odpowiedni. Zacząłem biec. Bez zawahania wbiegłem
w ciemniejszą uliczkę. Spodziewałem się opętańców, na szczęście dobrze
trafiłem. Niemała grupka tych syfów wpatrywała się we mnie wybielałymi
ślepiami. Po kilku sekundach każdy rzucał się na mnie bez zastanowienia.
Z wymalowanym uśmiechem na twarzy zabijałem każdego bez uczuciowo.
Pomimo tego iż wcale nie byłem zmęczony osunąłem się po ścianie na dół.
Pokryte krwią dłonie dotknęły mokrych oczu. Teraz już wiem... To była
rozpacz. Usłyszałem kroki, hałas broni ciągniętej po ziemi.
(Ktosiu, płeć dowolnaaaa xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!