Zbudziłam się, gdy księżyc wpadał przez okno, odbijając się w misce z
wodą. Moja przemiana i osłabienie mogą potrwać kilka dni. Wyczuwałam w
zamku magię, która powodowała chaos, oraz mieszała ludziom w głowach.
Powodowała ona także wrabianie innych w uczynki, których by nie
popełnili. Musiałem wylecieć przez okno i udać się w miejsce, do którego
bym mogła to dokładnie przeanalizować. Chociaż gdy usłyszałam, że Możan
został wrobiony, w próbę zamordowania brata. Chociaż to planuje, nie
popełniłby tak oczywistego błędu. Nie miałam sił na przemianę w
człowieka, gdyż pełnia uniemożliwia to. W takiej postaci szybciej mogę
się zregenerować.
Musiałam najpierw przywołać stworzenie, które nie
wymaga dużych pokładów magii. Musiało mi niezauważalnie przedostać się
do celi, znajdował się wrobiony Możan. Kryłam się w cieniu, gdyż łapy
odmawiały mi posłuszeństwa. Musiałam odpocząć, potrzebowałam tego
bardziej niż czegokolwiek innego. Mój mały duszek, podszedł do wilka,
który miał na pysku kaganiec. Stworzonko musiało uważać, gdy udało mu
się wdrapać. Skierowało wilka w moim kierunku. Mój mały duszek, otworzył
portal, który prowadzi do bezpiecznego miejsca, a my mamy się tam udać,
by choć przez kilka chwil, ono mogło się uformować w dzikiego i złego
zabójcę.
Przejście na drugą stronę było bezpieczne. Usadowiłam się w
pierwszym lepszym miejscu i padłam tam, by móc odzyskać utraconą
energię. Przemiana zejdzie jakieś dwa może trzy dni. Wówczas będę
musiała odzyskać jak najwięcej sił i sprawdzić, co albo kto wrobił
Możana, jaka magia otruła Tytana. Dopiero po tym się wyniosę. Zaczynam
żałować, że ogóle się tu pojawiłam. Mogłam zignorować przepowiednie i po
prostu zaszyć się w odludnym miejscu.
***
Ledwo minął jeden
dzień, a Pan Pośpieszny chciał już się wydostać. Chciałam coś
powiedzieć, ale jedynie zbudziłam się z koszmaru, przez który moje
skrzydła, wyrzuciły z siebie szpony. Powbijały się one w ściany
bezpiecznej przystani.
- Siadaj i myśl, kto chce cię wrobić. -
warknęłam, podeszłam do źródełka, ale cofnęłam się szybko. Koszmar, na
jawie ponownie się zaczyna. Zamknęłam oczy i przywołałam do siebie coś,
czego nie powinnam. Ich ciepło, otuliło mnie, wówczas ponownie mogłam
pogrążyć się we śnie.
- Nie budź jej. Pomaga ci, nawet jeśli chciałeś
ją wyrzucić. Czekaj grzecznie albo idź, daj się złapać. - chłodny głos,
wydostał się od demonicznego Lorda, który zmarł dekady temu. Zjawiały
się, gdy byłam blisko przejścia na drugą stronę, tym samym mogłam
otworzyć wrota dla dusz, które strzegłam.
- Sam Tytan jest do tego
zdolny. Podobnie jak i lordowie, którzy nie mają co do mojej osoby
przyjemnych zamiarów. Tudzież demony, wilki z watahy zachodu. Może to
być równie dobrze każdy. - odpowiedział. Jego słowa odbiły się echem w
moich uszach. Demoniczny Lord zrobił coś, czego mało kto się spodziewał.
Zarówno ja, jak i Możan odzyskaliśmy masę pokłady magii. Pożegnał się,
zostawiając całun dla Możana. Mnie pozostawił kolejną runę.
Przemiana
była bolesna, gdyż była przedwczesna, a to się wiąże z bólem. Gdy w
końcu udało stanąć trzeźwa i silna na nogi, mogłam pomyśleć, jaka to
magia, oraz skąd się ona wzięła.
***
Możan miał kilka zadań, do
zrobienia. Między innymi zwrócić uwagę straży oraz rozpylić pył, który w
woreczku został mu dany. Zrobiłam go, by można bezpiecznie się
poruszać, oszukując zmysły innych. Ja jednak miałam gorsze zadanie,
musiałam jakimś cudem zbliżyć się do korony Króla i sprawdzić co się w
niej kryje. Może to właśnie przez nią, ktoś wpadł na tak podły plan.
Dowiem się jaka magia, spowodowała duszności, oraz to, że nikt nie mógł
mu pomóc. Taka magia jest starożytna i bardzo niebezpieczna. Dlatego też
trzeba uważać, by nie pojawił się zmiennokształtny, który może posypać
cały plan.
- Zanim pójdziesz. Weź ten kamień i trzymaj go blisko
serca. Wówczas zobaczysz tego, co zmienia swój kształt. Jednak uważaj,
gdyż on nie może cię zauważyć. Nie będę mogła ci pomóc. - powiedziałam i
ułożyłam kamień przy jego klatce piersiowej po odpowiedniej stronie,
tuż przy sercu. Zaczęłam więc wypowiadać słowa w języku, który brzmiał
jak nieprzyjemny dźwięk. Ścisnęłam kamień, który wchłonęło się w serce,
tworząc coś na wzór tarczy. Zasłoniłam mu jedno oko, a gdy je
odsłoniłam, mógł widzieć coś, co było ukryte na widoku.
Nie powiem
mu, co zrobi kamień, gdy zauważy zmiennokształtnego, gdyż kamień jak
pasożytem, który przechodzi na kolejnego. Tym samym może wypalić swojej
ofierze znamię, a w ostateczności pochłonąć i zabić. Odetchnęłam i
ruszyłam wykonać część swojego zadania
***
Jak się okazało magią
oraz uleczenie Króla było sporym wyzwaniem. Musiałam zamknąć, każdej
potencjalne wejście do pomieszczenia. Ułożyłam strażników, demoniczne
psy, oraz magiczne stworzenia. Rozłożyłam i rozrobiłam napar, by móc w
dosyć prosty sposób go ocalić i uwolnić. Tym samym chciałam, przenieść
sobie to, co on miał na siebie. Poprzez wchłanianie, karze siebie za to,
co zrobiłam. Może bardziej za to, czego nie zrobiłam.
Skomplikowane
zaklęcie oraz bardzo nieprzyjemny ból, który mogę odczuć.
Niewypowiedziane kłamstwo oraz zerwanie więzi. Odetchnęłam, po czym
zaczęłam swój rytuał, który miał na celu wyzwolić władcę, zbudzić go i
uniewinnić Możana. W tym wszystkim będę mogła się ulotnić i zniknąć z
ich dziwnego skomplikowanego życia.
Słyszałem jak do drzwi, ktoś
zaczął się dobijać. Dlatego też musiałem wypuścić dodatkową pomoc.
Musiałam się skupić, a martwy klan, musiał mi pomóc. Nad tak potężnym
zaklęciem, nie mogłam sobie sama poradzić. Myślałam, że ciągnie się to w
nieskończoność.
Król w końcu oprzytomniał. Udało mi się zabrać
wszystko mimo rany, którą sobie nabyłam. Kolejna runa. Chciałam coś
powiedzieć, ale wraz z demonami zniknęłam w cieniu, obserwując
zdarzenie. Słuchałam chwilę, ale musiałam zniknąć, odejść. Dlatego też
zaczęłam oddalać się od zamku. Im mniej osób wie, że pomogłam tym
lepiej. Jednakże król zapewne mnie widział.
***
Minął już chyba z
tydzień, gdy ukrywam się przed koszmarami, które mnie gonią. Uciekam od
nich, ale jednocześnie wiem, że popychają mnie w stronę miejsca, z
którego odeszłam. Ujrzałam dwóch braci, nie wiem, co tam robili.
Musiałam uciekać, dlatego też, gdy broń koszmarów mnie przeszyła.
Wpadłam w ramiona jednego z nich. Starałam się uwolnić i uciec przed
siebie, odwróciłam się za siebie, a tam ujrzałam nadciągający koszmar.
Gdy znajdowałam się między tą dwójką. Strażnicy się pojawili. Tydzień
uciekania i używania magii jest niesamowicie męczący. Starożytna magia
także mnie wykorzystywała. Kurczowo złapałam za obu, by nikt mnie nie
zabrał. Puściłam ich jednak...
- Zjawiłam się, gdyż nie mogę od
was uciec, nawet jeśli mnie tu nie chcecie. Możan w niedalekiej
przyszłości, zostaniesz ojcem.. - przerwałam. Gdyż czułam wykręcające
spojrzenia na sobie. Najwyraźniej Możan wyglądał jak zły, ale nagle jego
osoba się zmieniła. Jednakże to może zagrozić wojnie między braćmi. Ona
nastąpi, nijak nie da się tego zatrzymać, ale zbyt szybko mogłam z tym
wyskoczyć.
Jeden z braci złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć, wepchnął mnie do mojej starej komnaty. Mieszkałam w niej tylko kilka dni.
- O czymże tyś mówiła. - donośny głos Możana obijał mi się o uszy. Dudnił jak kopyta coś, co nie dawała mi spokoju.
-
Przepowiednia, którą zobaczyłam. Przed kilku dni, ukazała mi cię z
małym chłopcem. Oznacza ona, że doczekasz się bycia ojcem. - rzekłam i
ruszyłam, by napuścić sobie wody do wanny.
- Co ty wyprawiasz?. -
jego słowa, nie zrobiły na mnie wrażenia. Dlatego też ściągnęłam swe
szaty i weszłam do wanny. Wygodnie się ułożyłam.
- Zostanę tu, dopóki
nie odnajdę odpowiedzi na męczące mej osoby pytanie. Teraz wyjdź. Wróć
za kilka dni. - powiedziałam. Kąpiel zajęła mi masę czasu, a wytarcie
się i doprowadzenie do ładu, zajęło dłuższą chwilę. Nie śpieszyłem się,
za to jednak posiłek został mi dostarczony, choć nie czuje głodu, by
zapełnić brzuch jedzeniem. Musiałam jedynie się położyć i odpocząć bez
koszmarów. Wypuściłam małe duszki, by strzegły mych snów.
Możan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!