02 lutego 2021

Od Roselli cd. Alary

Tylko jedna myśl błądziła Roselli po głowie. Koszmarna chęć wyregulowania stresu przyćmiewała jej zdolność do logicznego, trzeźwego myślenia. Pragnęła nieludzko sięgnąć po kolbę biodrową i wypełnić  usta etanolowym mlekiem, lecz nie mogła, nie w tych warunkach. Chyba że chciałaby wykrwawić się do reszty. Żałowała, że z szoku zapomniała o tym, iż odebrano jej moce i bezmyślnie wyrwała grot z nogi, dając upływ strudze krwi. Nigdy nie umiała dobrze radzić sobie ze stresem, co doskonale odzwierciedlał jej stan fizyczny. Choć z zewnątrz wydawała się niemal niczym niewzruszona, w środku zżerała ją panika. Czuła, jakby coś rozsadzało ją od środka, uginało jej nogi.
Bojaźń wkrótce opadła. Alara zdążyła opatrzyć Roselli ranę, choć ego jakże doświadczonej wojowniczki nie było z tego powodu zadowolone, i podjąć próbę zagadania. Rosella wciąż nie mogła wydobyć z krtani najmniejszego dźwięku, fale załamywały się, ilekroć wydychała ustami powietrze. W myślach czekała tylko aż wydostaną się z tej dziury i będzie mogła spokojnie się zregenerować.
Towarzyszki przemknęły przez ciemny korytarz, uprzednio upewniając się, że nie czyha na nich żadna zasadzka. Im dalej się posuwały, tym mocniej czuć było nieprzyjemny odór padliny. Zapach rozkładających się ciał nie był dla niej niczym nowym. Woń ta przypominała nawet dom, a przynajmniej coś, co miałoby ten dom przypominać.
Przeklinała w głowie całą wyprawę. Zdawała sobie sprawę, że zwoje mogły nie być warte takiego poświęcenia, lecz wizja cofnięcia się z pustymi rękoma była dla niej nie do przyjęcia. Rosella miała bowiem przykry zwyczaj postępować głupio i uznawać to za heroizm.
Westchnęła, odsuwając kosmyki z twarzy. Niemal w tym samym momencie rozpościerająca się pod sufitem siatka, zaczęła mienić w miedzianym świetle. Wymieniła wzrok z Alarą. Towarzyszka wydawała się równie, a nawet bardziej, skonsternowana. Nie miały pojęcia, czy samoistne zapalenie się świateł i rozjaśnienie korytarza prowadzącego do świętego grobowca, było złym, czy gorszym znakiem.
Alara ostrożnie wyprzedziła Rosellę. Malou pomyślała w duchu, że może nie tylko ona ma problem ze zgrywaniem bohatera. 
Ależ brakowało jej mowy.
- Wydaje mi się, że do grobowca nie dzieli nas daleka droga - zaczęła Alara, posuwając się do przodu. - Niemniej, powinniśmy zachować czujność aż...
Słowa Alary urwało gwałtowne zgaszenie się świateł. Mimo pochłaniającego budowlę mroku Rosella spotkała się ze wzrokiem stojącej w bezruchu towarzyszki. Kilka sekund ciszy przerwał tępy dźwięk unoszący się z oddali. Nie potrafiła go początkowo zidentyfikować, przypominał odgłos przesuwającego się głazu. Instynktownie cofnęła się w kierunku, z którego dochodził dźwięk i nasłuchiwała niskiego szmeru  o wysokiej częstotliwości w oddali. Dopiero po chwili wybałuszyła oczy, zrozumiawszy, iż coś, lub ktoś, biegnie w ich stronę. Popędziła do przodu, zgarniając przy okazji Alarę, która natychmiast zrozumiała, o co chodzi.
Biegły przed siebie tak szybko, jak tylko mogły, lecz dźwięk kroków oraz towarzyszące im piski i rycie wydawały się coraz głośniejsze. Zbroja, choć przydatna w konfrontacji z lawiną strzał, okazała się teraz utrapieniem, który spowalniał wilczyce i wyciskał ledwo co zregenerowane siły. Rosella nigdy nie była silnym, krzepkim dzieckiem. W wojsku nieraz wyśmiewano się z jej postury, a trenerzy wyciskali z niej siódme poty, mimo że nie była dostosowana ani do długich dystansów, ani do ćwiczeń siłowych. Przewagą Roselli od zawsze była zręczność, którą metalowe odzienie odbierało.
Nagle runęła kilkanaście metrów w dół, obijając się o stopnie schodów, których nie sposób było zobaczyć w wypełnionej rykami nicości. Sfrustrowana, podniosła się z kolan i zaczęła ściągać resztę zbroi, w którą odziała ją Alara. Nie obchodziło jej, że straci na czasie. Hajre i tak była daleko przed nią, a jak coś miałoby ją pożreć, pożarłoby ją i w zbroi.
Rzuciła uzbrojenie w stronę przerażających dźwięków, po czym pognała w przeciwnym kierunku, oplatając ręce wokół lewego uda, żeby zminimalizować kuśtykanie. Czuła, jak słabnie, jak krew wylewa się z niej jak z fontanny i dzielą ją zaledwie sekundy od utraty przytomności.
- Rosello! Tutaj, biegnij! - z oddali rozbrzmiał głos Alary, ale Rose nigdzie jej nie widziała. - Zaraz za zakrętem!
Za zakrętem…
Za zakrętem…
Rosellę olśniło. W czasach, gdy jeszcze studiowała architekturę, natknęła się na artykuł, który wówczas nie zrobił na niej wielkiego wrażenia. Jeszcze wtedy uważała za abstrakcję utknięcie w środku piramidy i spotkanie w niej prehistorycznych stworzeń, o których opowiadano tylko w legendach. W mgnieniu oka przypomniała sobie informacje o zabezpieczeniach w piramidach oraz sposoby ich neutralizacji. Były ścigane przez inferiusy, ożywione przez elfów zwłoki o nieznanym pochodzeniu. Książkowe rozwiązanie problemu kryło się jednak w samej krypcie.
Coś gwałtownie pociągnęło ją za stopę i strąciło na ziemię. Jęknęła z bólu, po czym strzepnęła z siebie kościste dłonie. Intensywna, platynowa para oczu mknęła w kierunku kobiety, a sąsiadująca postać rzuciła się jej do gardła. Rosella w porę wyciągnęła Blaskot, którym poderżnęła gardło napastnika. Szarozielona maź prysnęła po korytarzu, chwilowo ją dezorientując. Drugie stworzenie postąpiło tak samo jak poprzednik, odbijając się odnóżami od podłoża i skacząc w jej kierunku. Rosella uniknęła ataku, po czym rzuciła się w bieg tak zawzięcie, że zapominała o bólu i potoku krwi, który za sobą zostawiała. Zbyt wyraźnie czuła za sobą oddech potworów, aby pozwolić sobie na choćby chwilę słabości.
Słyszała głos Alary, nawołujący ją do siebie. Odbiła się od ściany, w którą trafiła z rozpędu, a za zakrętem dostrzegła światło rozpraszane przez sylwetkę gwardzistki.
- Szybciej! Szybciej! - nawoływała.
Brakowało jej tchu. Tak szybko nie biegała nawet wtedy, gdy Porucznik Gunther groził jej zamknięciem w celi bez jedzenia i picia na trzy doby. Odwróciła głowę do tyłu, wciąż utrzymując tempo. Fala zielonkawych ślepi wynurzyła się zza zakrętu, skrzecząc i piszcząc wniebogłosy. Kolory zaczęły jej się rozmazywać. Była ledwo świadoma tego, co się dzieje. Wiedziała, że ma kierować się przed siebie. Tylko tyle potrzebowała. Ponownie poczuła, że coś ją ciągnie.
Zdążyła wparować do komnaty, na co Alara zareagowała natychmiastowo. Rosella od razu rzuciła się na ziemię, lecz zamiast zasnąć na dobre, wzrok zaczął się jej wyostrzać. Kątem oka zauważyła, jak Hajre jedną ręką telekinetycznie tworzy metalową ścianę, odcinająca ich od potworów, a drugą miażdży jednego z inferiusów, który zdążył wejść do środka, płytą metalową. Rosella oddychając płytko, rozejrzała się po pomieszczeniu. Nad metalową ścianą, którą zaciekle poszerzała Alara, widniał obsydianowy przycisk. Malou podniosła się na nogi. Organizm wracał do zdrowia, Alara korzystała ze swojej mocy.
Drugie olśnienie.
Rosella wyjęła pośpiesznie jeden ze swoich patyków, po czym rzuciła nim w kierunku skały wulkanicznej. Drewno, wirując pionowo, zmieniło się w locie w mosiężny sztylet, którego czubek uderzył w obsydianowy przycisk. Skowyt przemienił się we wrzaski, jeszcze głośniejsze niż do tej pory, po czym potwory ucichły na dobre. Inferiusy umarły, drugi raz, w agonii.

Alara?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits