05 lutego 2021

Od Hany C.D Karo

   Przez całą drogę Hana lękliwie trzymała się płaszcza mężczyzny, jakoby bojąc się, że z chwilą wypuszczenia go z dłoni Karo zostawi ją i odda nocnemu strażnikowi; czuła zaś parszywe spojrzenie wojaka na plecach. Bała się tego, co mógłby z nią zrobić. Jego podejrzliwy wzrok nie chciał dać za wygraną, póki nie zniknęli za rogiem kolejnej ulicy. Nawet wtedy nie zwolniła kroku ani na chwilę, starając się w ludzkiej postaci nadążyć za kolosalnymi krokami Pana Karo. Nie zauważyła nawet, kiedy znaleźli się w jakimś pomieszczeniu. Zapamiętała jedynie przyjazny głos jakiejś kobiety, której litościwe spojrzenie utkwione było w jej osobie. Nad głową ulatywały jej setki słów, ale Hana nie była w stanie żadnego z nich przyswoić. Żałowała. Cholernie żałowała, że nie jest w miejscu, które dobrze zna. I choć nigdy w życiu nie chciałaby wrócić do swej matki, której jakimś dziwnym trafem dość często zdarzało się zapomnieć istnieniu własnej córki, to usilnie trzymała się wspomnień z jej udziałem. Przez ostatnie trzy tygodnie, podczas których zdążyła znacznie się oddalić od rodzimej miejscowości, nigdy nic takiego jej nie spotkało. Nikt jej nigdy nie dotknął, bo była uważna i znacznie szybsza od innych. Ale gdy spotkała się z realnym zagrożeniem, spanikowała. Jakaż ona była w tamtej chwili głupia. Może gdyby spróbowała się wyrwać... Zasnęła z dłońmi zaciśniętymi na rękawie koszuli Karo, którego uważała aktualnie za swego wybawcę.
   Hana drgnęła niespokojnie, wyciągnięta przez uderzenie z sennego letargu. Niewiele zdarzeń spamiętała z poprzedniego wieczoru. Straszyły ją oczy ulicznego strażnika a ruchomy metal rozbawiał, jakoby próbując odciągnąć od tej gorszej części sennej mary. Ostrożnie otworzyła oczy, by przekonać się, że leży na niewysokim tapczanie przykryta dwoma kocami. Odsunęła od siebie okrycie i zepchnęła nogi na panele, rozglądając się z ciekawością na boki. Nie była ani u siebie, ani na ulicy. W powietrzu czuć było kwieciem a ciemne włosy stojącej nad nią kobiety zafalowały, gdy ta poruszyła głową. Dopiero po kilku sekundach rozpoznała w niej twarz poznanej wczoraj Wiery.
— Dzień dobry — powiedziała grzecznie, nie chcąc wyjść na niewychowaną — Nazywam się Hana...
— Dzień dobry, Hano — Wiera ubrana była w ciemną, falbaniastą koszulę — Wiem, jak się nazywasz. Już wczoraj rozmawiałyśmy, nie pamiętasz?
— Pamiętam... — odpowiedziała zgodnie z prawdą — Wie pani, gdzie jest pan Karo?
— Musiał wyjść. Jak się czujesz? — zapytała troskliwie, bez ceregieli przykładając Hance dłoń do czoła, na co dziewczyna niemalże się wzdrygnęła — Na pewno jesteś głodna.
Hanka, zachęcona miłym spojrzeniem, wstała i powłóczyła nogami za Wierą, gdy ta zniknęła w innym pomieszczeniu. Powolnym krokiem ruszyła za kobietą, której dotyk mimowolnie zaakceptowała. Ci ludzie raczej nie chcieli zrobić jej krzywdy; skoro jeszcze nic się jej nie stało, to może powinna całkowicie odsunąć od siebie te podejrzliwe myśli? A zresztą, wczoraj wilk o imieniu Karo pomógł jej i odratował przed marnym losem. Ciekawa była, jak mężczyzna wygląda w wilczej formie, ale bała się zapytać o to jego siostrę.

Hana ostrożnie sięgnęła po bułkę i zaczęła ją pomału skubać, odrywając wpierw chrupiącą skórkę i zerkając zarazem na krzątającą się w kuchni Wierę. Pieczywo było jeszcze ciepłe i niezauważalnie parzyło jej palce, na co Haneczka zareagowała jeszcze większym zachwytem nad dobrocią gospodyni tego miejsca. Nie, żeby ją wcześniej w przytułku głodzono... Ale była wdzięczna, że ktoś był gotowy poświęcić dla niej swój cenny czas. Kątem oka zauważyła blady uśmiech kobiety, która przysiadła się do stołu.
— Rodzice się o ciebie nie martwią? — zapytała po chwili, smarując równocześnie grubą pajdę marmoladą. Po chwili położyła dziewczynce kromkę na talerzu, poganiając spojrzeniem — Jedz.
Nie trzeba było powtarzać dwa razy i dziewczyna łapczywie rzuciła się na jedzenie.
— Chyba nie — Hanka odpowiedziała z buzią pełną jedzenia — Mama raczej nie miałaby czasu.
— A twój tata? Nie będzie cię szukać?
— Uhm — Hana przełknęła kawałek chleba. Jej rodzicielka nigdy w życiu nie poruszyła tematu ojca i dziewczyna miała znikome pojęcie na ten temat, ale stwierdziła, że będzie szczera wobec kobiety naprzeciwko niej. Wolała jej jednak nie wspominać o profesji swej matulki — Chyba raczej tata nie polubił mojej mamy a ona jego. Nie poznałam go.
 Wiera pokiwała głową. Otworzyła usta, chcąc zapewne coś powiedzieć, ale w tej samej chwili rozległo się porywcze pukanie do drzwi. Hana wstała, niemalże odrzucając od siebie krzesło. Cudem zdążyła je złapać, niemalże samemu upadając. Rzuciła się za Wierą, która spokojnym krokiem przeszła przez korytarz i zdążyła otworzyć drzwi wysokiemu mężczyźnie.
— Pan Karo! — krzyknęła radośnie, widząc znajomą twarz — Gdzie Pan był?
 Mężczyzna zdołał wejść do mieszkania tylko dlatego, że Wiera chwyciła podekscytowaną Hanę za ramię i odciągnęła ją w tył, z trudem tłumiąc rozbawienie.

Karo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits