Rozkazał przygotować sypialnię szlachecką dla basiora żyjącego w zupełnie innej watasze, co nie spodobało się wielu gościom Tytana. Nie śmieli jednak wyrażać sprzeciwu przy królu, więc ten kompletnie tego nie zauważył. Kierował się nie tyle moralnym obowiązkiem, co logiką - basior pomógł ocalić przynajmniej część ogrodów, to ten ma obowiązek potraktować go po królewsku. Zapewne dzięki temu pozostanie przy łatce dobrego władcy i sojusznika, wzmacniając stosunki z Watahą Zachodu. Odczuwał same plusy, poza delikatnym marudzeniem szlachty. Zazdrośni byli o to, z jakim szacunkiem i dobrotliwością będzie traktowany Kość przez następne kilkanaście dni. Za oknem dało się wreszcie zobaczyć padający śnieżek, który przykrył zniszczenia spowodowane ogniem. Mimo to w sercu Tytana narastał smutek, kiedy patrzył na to, co stworzył setki lat temu. Ktoś chciał przeprowadzić zamach, sądząc, że basior jest w ogrodzie. Teraz tylko pytanie: kto?
Strażnicy zostali już postawieni na nogi. Wokół zamku pojawiła się obława. Ściągnięto nawet łowców z garnizonu, byleby tylko schwytać podpalacza. Również i służba została przeszukana. Podejrzani byli zwłaszcza ci najmniejszą oznaką magii ognia. Tytan na wszelki wypadek, za radą strażników, odesłał ich na urlop bezterminowy, przy okazji szpiegując rodziny. Każdy, nawet najmniejszy donos miał skończyć się nagrodą. Możan nie był zadowolony sytuacją i faktem, że jego brat rozdmuchał jego sprawę. Nie spodziewał się, że tak bardzo przejmie się swoim spalonym ogrodem. Równie dobrze mógł być to zwykły wypadek, do którego ktoś ze służby bał się przyznać. Wielu było palaczy na zamku i ktoś mógł po prostu nielegalnie wyjść na papierosa...
Więc nie było potrzeby odpierdalać cyrku. Podobnie zresztą jak wokół Koścca. Obie sprawy bez problemu można było załatwić po cichaczu. Pierwszego złapać bez zbędnego budzenia strażników, a drugiemu poderżnąć gardło i odesłać w worku na śmieci... Darius jakoś szczególnie mocno pałał niechęcią do sąsiedniej watahy w porównaniu do brata. W dodatku był pewien umiejętności swoich żołnierzy i technologii, jaką władali.
W każdym razie młody król nie przejmował się tym, co w owej chwili myślał brat. Postanowił spędzić trochę czasu z psem, któremu zawdzięczał ocalenie ogrodów. Pierwszym co należało uczynić było oczywiście przyszykowanie odpowiedniego stroju w stylu szlacheckim. Drogi gośc nie wyglądał, jakby przybywał na królewskim dworze, co naprawdę irytowało Riversa. Zlecił najlepszym krawcom sprowadzić drogie tkaniny. Nie zamierzał mu wybierać czegoś z jego szafy. Wolał, aby Kość miał szyty na miarę płaszcz.
- Nie posiadasz ludzkiej formy? - zdziwił się biały, widząc potwierdzający ruch głową u nowego przyjaciela. W takim razie będzie musiał zmusić krawców do utworzenia czegoś na wilcze kształty. Należało jednak pamiętać o wygodzie Koścca. Jeżeli ten będzie dusił się w nowych szatach lub czuł potworny gorąc, zaraz pewnie podrze drogi materiał. A u wilka było o tyle trudno, że miał sierść. A Kościopies to już w ogóle. Brzydki, ale skuteczny pancerz osłaniał jego cielsko. Należało pokombinować z nieco innymi materiałami. Chociaż zawsze można było zrobić po prostu jakieś dodatkowe ulepszenie wizualne do już obecnych pancerzy. Basior miał dobry pomysł.
- To może lepiej zawołać kowala. - rzekł na głos, spoglądając na krawca, który starannie brał wymiary od koścca. Nie musiał dwa razy powtarzać, bo po chwili już go nie było.
Kość?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!