Korytarz znowu był spokojny. Alara podniosła przyłbicę, oddychając ciężko. Pozbawiona magii magnetycznej wyraźnie poczuła ciężar metalu, niesionego na sobie. Dobrze, że części z niego się pozbyła, wyposażając towarzyszkę, dotwarzając tarczę. Przejechała palcami po zewnętrznej warstwie metalu w poszukiwaniu uszkodzeń, wyjątkowo niepewnie czując się z myślą, że jej druga skóra została uszkodzona, a do niej nie dotarł żaden sygnał. Ale zbroja wytrzymała. Solidna, bojowa matryca rzadko ją zawodziła i strzały nie były z reguły tym, co było w stanie się przebić. Co prawda te miały dość dużo siły, jednak ich groty nie były przystosowane do przebijania pancerza. W końcu kto normalny chodzi w czymś takim po pustyni?
Kobieta zwróciła się ku towarzyszce, która właśnie jęknęła, wyrywając sobie strzałę z nogi. Zmroziło ją. Z rany poleciała gęsta krew. Rosella wyjęła szmatę z ust i przycisnęła do otworu. Alara z westchnięciem wyjęła nóż i sięgnęła pod zbroję.
- Nie trzeba było jej wyjmować - oznajmiła krótko, krzywiąc się lekko, próbując trafić na szwy ukrytego pod zbroją tabardu. Tamta obrzuciła ją pytającym spojrzeniem. Ciemnowłosa bez słowa wskazała głową jej ranę. Cienka bandana niemal całkowicie nasiąkła już krwią. Strugi cieczy spływały powoli po nodze dziewczyny, a piaskowiec u jej stóp zaczynał się robić już czerwony. Wreszcie trafiła i jednym szarpnięciem rozdarła jedno z ramion. Po chwil to samo zrobiła z drugim i już bez większych trudności wyciągnęła przez nogi ciemną szatę. Była przepocona i nie specjalnie nadawała się do przykładania do rany, jednak w tym momencie najważniejsze było zatamowanie krwotoku. Sprawnie podarła na pasy i uklękła przy towarzyszce, która skupiła się na mocniejszym przyciskaniu do dziury bandany. Odsunęła jej dłonie i z wprawą zaczęła robić kolejne warstwy opatrunku - obwiązując zwiniętą rolkę materiału pasem z tabardu, dokładając kolejne rolki i znowu obwiązując.
- Jako że jestem bardzo młoda jestem na świeżo z pierwszą pomocą na polu bitwy - mruknęła, nie patrząc w twarz Roselli, cały czas skupiona na wciąż przesiąkającej łydce.
Ostatni rozdarła na końcu i zawiązała w mocny supeł. Opatrunek wyglądał komicznie i odstawał dobre kilkadziesiąt centymetrów za łydką. Na pewno nie był wygodny. Wstała i wyciągnęła dłoń do towarzyszki.
- Możesz wstać?
Kobieta kiwnęła głową i chwyciła jej dłoń. Alara podciągnęła ją do góry, nagle bacznie obserwując jej twarz. Sięgnęła w stronę jej szyi. Kobieta gwałtownie cofnęła się, robiąc groźną minę, jednak nic nie powiedziała.
- Kołnierz nie wytrzymał. - Skinęła głową jakby do siebie. - Pozwól mi go odgiąć. Przynajmniej zminimalizuję ból.
Rosella oparła dłonie na biodrach i spojrzała w oczy towarzyszki. Alara ponownie sięgnęła do jej szyi i znacznie delikatniej, niż wskazywałyby na to jej ciężkie, żołnierskie palce, odgięła uszkodzony metal. Skóra pod nią była czerwona, jednak nie wyglądało na to, by nastąpiło jakieś mocne uszkodzenie. Jednak Alara nie była medykiem. Dla niej wszelkie uszkodzenia na krtani oznaczały trupa, jeśli ranny nie trafi pod opiekę medyka.
- Nie jestem pewna, czy powinnyśmy iść dalej.
Kobieta nie była zwolenniczką narażania życia dla spraw, które nie były ważne. A w chwili, w której Roselle stała się ciężko ranna sprawa zbadania jakichś elfickich run straciła o kilka kategorii ważności. Jeśli miała ją wyprowadzić z tej pustyni, musiała być żywa. A każda rana była większą szansą na porażkę tego celu. Jednak wojowniczka wyglądała na zdecydowaną.
- I jeszcze będziemy musiały wrócić - zauważyła Alara. W oczach tamtej zobaczyła wahanie. Odwróciła się i rozejrzała po dalszym korytarzu. Było dość jasno, choć nie paliła się żadna pochodnia. Promienie świetlne wpadały przez otwory, umieszczone na różnej wysokości z jednej strony korytarza wąskimi strugami, a kurz poruszony przez kobiety kłębił się delikatną mgiełką w blasku. Przejście było długie i proste, jednak nawet stąd gwardzistka była w stanie dostrzec pierwszą odnogę w głąb piramidy. Zrobiła kilka kroków do przodu i przykucnęła, rozglądając się uważnie po posadzce. Nieregularne kroki Roselli za nią dały jej znać, że i ta podeszła.
- Nie powiesz mi, ile wiesz o tej architekturze - mruknęła bardziej do siebie, niż do kobiety. Przejechała dłonią po piaskowych cegłach. - Te w cieniu wydają się trochę inaczej zamontowane. - Powiodła wzrokiem w głąb tunelu. - Któryś skręt jest nasz? - Spojrzała za siebie na kobietę, która wzruszyła ramionami. - Unikałabym tych nieoświetlonych. - Alara wstała. - Cegieł.
Rosella kiwnęła. Ciężko zrobić coś mądrzejszego nie mając głosu. Nigdy nie zdajemy sobie sprawy, jak użyteczna jest mowa, póki nie jesteśmy zmuszeni milczeć. Kobieta zrobiła krok i stanęła palcami na podświetlonym bloku. Nic się nie stało. Zrobiła kolejny i następny. Poruszając się w ten śmieszny, krzywy sposób podeszła do pierwszego skrętu. Zupełna ciemność i stęchłe, zimne powietrze była... zachęcająca. Podczas swojej początkowej służby jako giermek pod okiem Flaviusa dużo czasu spędzała w podobnych, nieoświetlonych przejściach grobowców rodu, poznając każdy zakamarek labiryntu. To miejsce pachniało podobnie. Grobowcem. Gwardzistka odwróciła się do towarzyszki, która z niejakim trudem stawiała kroki, utrzymując jednak równowagę, mimo że widać było, jaki ból sprawia jej łydka. Godne podziwu oddanie. Ciekawe, jaką wartość musiały mieć dla niej owe zwoje?
Rosella?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!