Uprzednio nie miał w ogóle możliwości jakkolwiek zaznać luksusu życia szlacheckiego. W Watasze Zachodu nie było tak ogromnego dobrobytu jak tutaj - panował tam surowy, zimny klimat i uporczywe oszczędzanie zasobów. Tam wiele dobrodziejstw było na wagę złota i chociażby pies bardzo chciał - nie miał możliwości spróbowania chociażby krewetek, które to podawane były tylko na stołach najwyższej gwardii. Tutaj zarówno one, jak i homary, ośmiornice, małże, serwowane były przez najlepszych szefów kuchni, sprowadzonych z różnych zakątków Delty tylko po to, aby móc udobruchać kaprys królewicza, bo ten nie miał ochoty zjeść dzisiaj ziemniaków.
Kościopies poczuł się przytłoczony tym wszystkim, jednak Tytan zdawał się tego nie dostrzegać. Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na swojej twarzy, podając pani hrabinie z rodu Sansun wino. Wskazał na datę produkcji. Pięćdziesiąt lat to cholerstwo dojrzewało w ciemnej jaskini, aby móc w końcu ujrzeć światło dzienne i zostać użyte podczas jednej z mniejszych, dworskich uczt. Król był w swoim żywiole i nie chciał, aby cokolwiek przeszkodziło mu w uczcie. Pomimo, iż dobrze porozumiewał się z tutejszymi szlachcicami, musiał skupić się na Kościu, który rozglądał się po pomieszczeniu, jakby poszukiwał drogi ucieczki. Pasował jak wół do karety.
- Może zechcesz się czegoś napić, młody? Wino, rum, whisky, szampan..?
Z uprzejmości postanowił nie zrezygnować. Podsunął mu pod nos od razu najlepszy trunek, kiedy nie doczekał się odpowiedzi. Najwidoczniej biedaczyna była zbyt onieśmielona i oczekiwała tylko, aż ten cały cyrk się skończy. Ale Tytan dopiero się rozkręcał.
- Powinienem oprowadzić was po ogrodach, ale po ostatnim... wypadzie.... strażnicy raczej nie są gotowi na wpuszczenie tam kogokolwiek. Mój gość za to może wam opowiedzieć, jak cudownie jest odpoczywać na ławce w parku, kiedy słońce oświetla nam twarze i pieści ciała.
No i zapadła cisza. Wzrok wszystkich gości padł na tego jednego, wyglądającego jak bezbronne szczenię basiora. Tytan mógł na chwilę odetchnąć i przepłukać gardło, które zaczynało już powoli wysiadać. Nawijał od dobrych kilku godzin i zasługiwał chociaż na krótką przerwę, która nie trwała zbyt długo. Spowodowane to było najazdem strażników, zmęczonych, spoconych i przerażonych.
Ogrody stanęły w płomieniach.
Kość? Krótko, bo brak weny, rii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!