Niewielki goblin, przemieszczający się głównie po drzewach na całym terenie Delty. Specjalizuje się w łapaniu ptactwa przy pomocy wymyślnych pułapek, swojej szybkości, sprytu i siły. Generalnie każdy sposób, by złapać gołębia, jest dobry. Nie byłoby to pewnie problemem, gdyby nie fakt, iż w tym procesie zdarza mu się złapać gołębie pocztowe członków którejś z watah. To uciążliwy precedens i gołębiarze wiele by dali za pozbycie się owego jegomościa. W starciu jego zachowanie jest dość losowe. Może uciekać, może atakować swoją włócznią, może próbować wprowadzić wroga w pułapki, czy też sprowokować go swoim chamskim sposobem bycia do nierozważnego zachowania.
Metalowy pręt uderzył Rosellę w łeb. Furgan czmychał pospiesznie po drzewach, obrzucając ją losowymi przedmiotami. Wilczyca musiała uważać, żeby nie zgubić bratanków, którzy ślepo za nią pędzili. Nie doceniła goblina, okazał się równie irytujący i problematyczny, jak mawiali.
Nie złapiesz mnie! Ha ha ha ha! Głupole, cymbały! - nucił.
Nadążacie? - spytała kontrolnie małych towarzyszy, nie zwalniając tempa.
Jest czadowo! - krzyknęła Thea, na co jej brat zawiwatował.
To trzymajcie się.
Wadera przyspieszyła, dorównując uciekinierowi kroku. Puszcza była gęsta, musiała więc na bieżąco rozwalać podszyty, aby torować reszcie drogę. Rzuciła oszczepem w stronę stworzenia, wyrwawszy gałąź z minionego krzaka i materializując ją w locie na broń. Goblin zawisł, jego szata została przebita, a grot wbił się w drzewo. Szybko rozerwał odzienie i spadł na runo leśne. Wadera miała czas na reakcję i już czekała na niego ze sztyletem wycelowanym w krtań. Zwierzę bąknęło o swojej niewinności i zarzekało się, że nigdy nie zjadło ptaków, a tym bardziej gołębi pocztowych. Łgarstwa nie ustąpiły nawet po tym, jak zza roślin wyłoniły się bliźniaki.
Pamiętacie?
Jasna sprawa - odparł młody wilk.
Wraz z siostrą zaczęli kombinować z magią, poruszając korzeniami w powietrzu. Plan zakładał, że owiną nimi goblina, ale ten okazał się sprytniejszy i szybszy. Włócznią podciął Roselli łapy, gdy tylko spostrzegł, że ta zapatrzona była w kreacje szczeniąt. W tamtym momencie jej pokłady cierpliwości zostały wykorzystane. Zaczęła rzucać broniami drzewcowymi w stronę uciekającego stwora, zagradzając mu tyle razy drogę, aż zapętlił się w drewnianej klatce. Furgan już brał się za rozwalanie ogrodzenia swoim orężem, lecz Malou przywołała broń błyskawicznie, pozostawiając zwierzę bez niczego, czym mogłoby się bronić.
Może następnym razem, co? - spojrzała w kierunku bratanków, zniesmaczonych swoim niepowodzeniem. - Już zachodzi słońce. Dokończcie to, co zaczęliście.
Podekscytowane szczeniaki owinęły wierzgającego się goblina w korzeniach i gałęziach. Zasłoniły mu nawet usta na prośbę Rose, która miała dość wysłuchiwania jego lamentów z przewijającymi się kpinami i przezwiskami.
Do domu wparowali tuż przed zachodem słońca, kobieta położyła go na wcześniej przygotowanej ladzie z preparatami.
Dobra robota, maluchy - pochwalił Cal, głaskając dzieci po łbach.
Wszystko gotowe? - dopytała Rose.
Tak, czekaliśmy tylko na was - odparła ciemnoskóra kobieta, rozwijając przyrządy medyczne. Rozwarła gębę goblinowi przytrzymywanego przez resztę rodziny. Krępa, niska furry o bujnych, platynowych włosach zaimplantowała Furganowi lekarstwo, po czym sprowokowała go do połknięcia tabletki i popicia wszystkiego wodą.
Marlene była bratową Rose, zielarką i chemiczką cenioną w swojej niszy, a co najważniejsze, matką siódemki dzieci. Malou nie mogła pojąć, jak jej brat był w stanie współżyć z tą samą osobą przez całe życie. Marlene była jego pierwszą miłością, twierdził, że i ostatnią. Nie sposób było jednak ująć bratowej piękna, cechowała się unikalnym wyglądem, a cyjanowe ślepia tylko rozjarzały jej powab i bajeczność.
Goblin zakrztusił się, a od razu po poluzowaniu uścisku, wybiegł z domu, rozwalając wszystkie rzeczy w mieszkaniu, jakie napotkał na swojej drodze.
Udało nam się, mamusiu? - spytała skruszona Thea.
Mamy go z głowy, hurra! - matka podniosła wilczycę na rękach, wprawiając ją w niekontrolowany śmiech.
Na pewno go to powstrzyma? - upewniła się Rose. - Calowi ta żyłka na czole zostanie na stałe, jeśli jeszcze jeden gołąb się zgubi - posłała mu wymowne spojrzenie.
Wszystko powinno być tak, jak przewidzieliśmy. Goblin nie będzie już w stanie trawić mięsa, a mój kochany denerwować się o byle co - pocałowała męża w policzek.
Dramatyzujecie - kobiety parsknęły śmiechem, a dzieci wysmiały. - Dobra, dobra. Ellie, jesteś pewna, że nie chcesz zostać?
Jestem pewna. Rano mam kurs do Wysp Słońca i nie mogę się spóźnić.
No weź - zaczepił ją Theo. - Zostań chociaż jeszcze na jeden, jeden malutki dzień. Pokażesz nam więcej sztuczek…
Naprawdę, czas mnie goni - kucnęła, po czym rozczochrała mu czuprynę. - Ale następnym razem nie dam wam wygrać w bajadze. Nie ma opcji.
Zobaczymy!
Rosella pożegnała się z rodziną, trochę bardziej ckliwie niż zamierzała, a następnie skierowała się na południowy-wschód, prosto w stronę archipelagu.
Nagroda:
- technika: +100
- 200 trefli
O, Rosella dołączyła do rywalizacji xd
OdpowiedzUsuń