Krwisty zachód słońca oblał niebo ciepłymi kolorom i musnął fioletową farbą. Masywna budowla, do której zmierzali, rozpościerała się na horyzoncie. Nie była to idealnie stożkowa piramida, o której słyszy się w bajkach czy ogląda na deskach teatru. Gmaszysko przypominało piętrowy, niestromy masyw górski, na którego szczycie znajdowała się platforma mogąca pomieścić setki istot. Przed frontem obiektu rozciągała się też aleja zbudowana z tego samego materiału, co piramida i dopiero po wejściu na tę ścieżkę, można było w doświadczyć pełnej estymy. Wadera nigdy jeszcze nie spotkała się z czymś podobnym, toteż nie zawahała się przyjrzeć obiektom z bliska. Odbicia rąk i runiczne znaki wykute na ceglanych ścianach, intrygujące rzeźby o elfickich uszach to tylko część tego, co upiększało promenadę,
- Robi wrażenie, prawda?
Towarzysze, równie zapatrzeni przed siebie, kiwnęli mniej i bardziej podekscytowanie. Wspięli się po wysokich schodach prowadzących do głównego wejścia, a następnie zatrzymali synchronicznie, jakby czekając na czyjś znak.
- Dobra, w tym momencie się rozdzielimy - rozpoczęła, podchodząc bliżej do wrót. - Według zapisek w piramidach znajduje się wiele pułapek, niedostosowanych do zwierzęcej anatomii. Elio, Alaro, jako że wydajecie się mi się obydwoje jeszcze bardzo młodzi, nie neguję waszych umiejętności i potencjału, nie zrozumcie mnie źle, ale szczerze wątpię, żebyście na tym etapie edukacji umieli zmieniać się w lu-
Alara błyskawicznie przeistoczyła się dwunożną istotę, dając ostentacyjnie, acz kulturalnie znać Roselli, że nabyła tę umiejętność, i żeby się przymknęła. Nie ufała nowo poznanej waderze, więc nie zdziwiłaby się, gdyby ją porzuciła w krypcie lub postanowiła poderżnąć gardła od tyłu. Niewytłumaczalna chęć asystowania im w śmiertelnie niebezpiecznych zamiarach również była kwestionująca.
- Cudownie - uśmiechnęła się zmieszana, kiwając delikatnie głową. - Ellio, a ty? Chcesz mnie czymś zaskoczyć?
- Chyba nie - odparł, a po namyśle wymalowanym na pysku dodał zadowolony z siebie. - A chcecie usłyszeć żart o muchach i rzeźniku?
- Tobie już podziękujemy - skwitowała błyskawicznie.
W okamgnieniu przemieniła się w człowieka i zrzuciła zbędny bagaż. W dłoni wykreowała pierwszy lepszy oręż, by następnie rozbić głowicą kłódkę, zamocowaną między drewnianymi drzwiami, a dokładniej tym, co z nich zostało. Wraz z Alarą ruszyły do przodu, zaciągając się w ciemny, długi korytarz. Towarzyszka zatrzymała Rosellę ręką, wskazując palcem na podejrzane, niewielkie otwory w ścianie. Wymieniły spojrzenie, pełne ciszy, a jednocześnie absolutnie zrozumiałe.
- Ellio, podaj nam jakiś kamień, proszę - powiedziała, obracając się w stronę światła. Basior natychmiast wykonał polecenie. - Nie za blisko. Dziękuję.
Rosella rzuciła kamieniem wzdłuż korytarza, uwalniając morze świetlistych strzał zdolnych w sekundę ukatrupić nawet wendigo.
- Mam na to sposób - rzekła Alara, krzyżując dłonie, lecz nic się nie zadziało. - Nie rozumiem, moja moc, ona nie działa.
- Moja też... - zorientowała się Rose, gdy obróciwszy dłonią, nie była zdolna wygenerować broni - Lepiej wyjdźmy na chwilę.
- Pomyślałam o tym samym.
Wadery wyszły z budowli i napełniły płuca świeżym powietrzem. Ponownie wypróbowały, czy ich moce działają. Wszystko funkcjonowało już prawidłowo, przynajmniej u Roselli.
- Co się stało? - Zapytał zdezorientowany Ellio.
- Nasze żywioły zostały chyba zablokowane. Teraz jest w porządku - odpowiedziała, a następnie zwróciła się do Alary. - U ciebie też?
- Tak mi się wydaje - odparła. - Gdyby przejście było krótsze, mogłabym z tej odległości manewrować grotami. Jeśli mogę spytać, jakim żywiołem dokładnie władasz, Rosello?
- Ja? - wyrwała się z myśli. - Wojny. Bronie i tym podobne. Częściowo podobne do twoich.
Roselle wiedziała mniej więcej, jak działa moc metalu. Jak już wcześniej było wspomniane, miała okazję potyczkować się z kilkoma przedstawicielami tegoż żywiołu, a nawet kilkoro uczyć.
- Rozumiem, że jesteś zdolna wygenerować zbroję i tarczę tak, abyśmy przedarły się przez ostrzały?
- Ostrzały? - wtrącił Ellio.
- Owszem. Korytarz jest pełen strzał, które uruchamiają się pod wpływem ruchu - wytłumaczyła spokojnie Alara.
Rosella chodziła w tę i we w tę, obmyślając plan działania. Wchodzili w czeluście, nawet nie wiedziała czego. Nie wiedziała też, czy stawka jest warta starań, i czy w pewnym momencie brak magicznych zdolności zakończy ich przygodę w sposób brutalny i ostateczny. Zastanawiała się, co ze zbroją, czy lepiej przemieszczać się na czterech łapach, gdyż trudniej wówczas o trafienie. Nie miała jednak pewności, czy magiczne zdolności przemienienia się wyparują równie szybko, co moce żywiołów. Nawet jeśli te dziewięćdziesiąt siedem lat było wynikiem fortunnym, zważywszy na profesję, którą się zajmuje, nadal miała wątpliwości, czy nie odwołać przygody i zawinąć się do domu, jakby nigdy nic. W porę jednak zadała sobie mentalnego plaskacza i zebrała się w sobie, aby wejść do środka.
- Tarcze tak, zbroje nie - odpowiedziała w końcu.
- Pozwolę sobie, jeśli nie masz nic przeciwko - kobieta paroma gestami rąk owinęła ciało Roselli w srebrzystej zbroi.
Nie lubiła tego uczucia, miała wrażenie, że Alara w każdej chwili mogła ją zmiażdżyć, udusić. Sama kiedyś trenowała rozbrajanie w sposób telekinetyczny. Porzuciła jednak tę dziedzinę, więc byłaby bezbronna wobec zdolności, której używała wówczas towarzyszka. Nie mogła jednak narzekać na jakość, tworzywo było solidne i zasłaniało praktycznie każdy element jej ciała z wyjątkiem oczu. Uderzając delikatnie swoimi pięściami, wytworzyła dwie tarcze. Większa miała służyć do blokowania strzał, zaś mniejsza, podłużna była idealna do trzymania wzdłuż nadgarstka i osłaniania oczu. Rosella podała partnerce uzbrojenie.
- Dziękuję. Wolałabym jednak posłużyć się swoimi sprawdzonymi matrycami - odmówiła dyplomatycznie.
- Jak wolisz. Strzały dobiegały z jednej ściany?
- Obawiam się, że nie.
- Też mi się tak wydaje. Ellio, jakby działo się coś niepokojącego, wyślij nam sygnał. Nie wiem, jakby się runy ruszały czy cokolwiek. Elfy musiały zaczarować to miejsce, więc nie wiadomo, czego się spodziewać. - zwróciła się do basiora, gdy Alara była już niemal gotowa.
- Tak jest - zasalutował.
Dzięki.
- Jestem już w pełnej gotowości - rzekła Alara.
Wraz z kobietą czmychnęły ponownie w stronę korytarza. Rosella obejrzała się za siebie i ujrzała wyglądającego na nich Ellio na tle już prawie całkowicie kobaltowego nieba. Zatrzymały się w tym samym momencie, co wcześniej.
- Na trzy? - spytała Rose.
- Tak. Tylko zróbmy to jak najszybciej.
- I tak nie mam dzisiaj ochoty na spa - odparła. - Raz. Dwa. Trzy.
Pomknęły do przodu. Nie była przyzwyczajona do takiego obciążenia. Rzadko bojowała w pełnej zbroi, gdyż w walce od zawsze stawiała na zręczność i precyzję. Teraz jednak pozbawiona atrakcyjnej alternatywy, przemierzała rozjarzony światłem korytarz, czując, jak jej ciało jest torpedowane ze wszystkich stron. Pozbawiona prawie jakiejkolwiek wizji, zderzyła się raz z gwardzistką, lecz nie wyprowadziło jej to z równowagi. Mknęła przed siebie, poruszając intuicyjnie tarczą. Instynkt bronienia się jest jednym z elementów jej żywiołu, toteż wyraźnie poczuła różnicę w otrzymywanych obrażeniach po jego zniknięciu. Miała wrażenie, że sekundy dłużą się w minuty, a nawet godziny, że zaczyna brakować jej tchu po tym, jak strzała uderzyła w jej krtań. Światło, coraz mniej złotawych błysków. Jakieś inne światło? Odsłoniła na krótki moment szparę przed oczami, lecz równie szybko ją zasłoniła, gdy tylko strzała lecąca w tym kierunku mignęła jej przed ślepiami. Niemniej, zdążyła zauważyć w oddali znicz z żarzącym się płomieniem. Kolejne, bolesne uderzenie w nogę.
Nagle nawałnica ustała. Rosella momentalnie rzuciła się na kolana i zdjęła masywny hełm. Rozejrzała się pospiesznie dookoła. Alara dobiegła przed nią, oparta o ścianę oddychała równie ciężko, co ona, przez otwartą klapę na metalowej przyłbicy. Rose próbowała coś powiedzieć, lecz z jej krtani wydobył się jedynie zachrypiały, niewyraźny głos. Z wybałuszonymi oczami próbowała wyciągnąć z siebie jakikolwiek, sensowny dźwięk, lecz jej struny zostały uszkodzone od jednego z pocisków. Powędrowała wzrokiem po swoim ciele, w jej lewej łydce utknęła strzała. Próbowała poszerzyć otwór, przez który się przebiła, lecz bez skutków. Rozbroiła się więc od pasa w dół tak, aby zbroja była luźna, a Rose zdolna do wyrwania grota spod swojej skóry. Jedną ręką zdjęła bandamkę z włosów, zawinęła i wsadziła między zęby, a drugą wyrwała obce ciało.
Alara? Jak się trzymasz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!