Cały dwór ucztujący i bawiący się bez żadnych zmartwień wpadł w panikę, niektórzy pośpiesznie wstawali od stołów, inni starali się pozostać przy królu i czekać na jego reakcję. Ten jednak siedział jakby zamrożony i patrzył się w coraz mocniej pomarańczowe okno odbijające płomienie palącego się ogrodu.
Kościopies wstał i podbiegł do okna rozejrzeć się i obeznać w zaistniałej sytuacji. W wyniku częstych polowań i potrzeb ucieczek w celu ratowania się przed zjedzeniem w trudnym postapokaliptycznym świecie miał wypracowaną bardzo szybką reakcję. Bez zawachania wyjrzał, a jego oczom ukazały się dantejskie sceny: Środkowa część ogrodu, wraz z pięknymi, potężnymi drzewami, płonęła niczym świąteczne ognisko. Wielki, stary dąb, który rósł tutaj już pewnie kilkaset lat, teraz przyozdobiony był płomieniami zamiast liśćmi. Tytan wyglądał na bardzo zszokowanego, miał w planach wiele rzeczy, był gotów na wiele możliwości, jednak któż spodziewałby się pożaru rivangotckiej perły, czyli królewskich ogrodów?
Grządki kolorowych kwiatów ze wszystkich stron Watachy, Krzewy, tak starannie pielęgnowane przez sztab ogrodników, drzewa owocowe, najróżniejsze rośliny, to wszystko popieliło się na ich oczach. W końcu, któryś z dworzan wyrwał króla ze znieruchomienia. Ten wstał energicznie i rozkazał ratować ogród. To jednak już próbowano. Strażnicy chaotycznie biegali w tę i we w tę z wiadrami wody ze studni, Specjalnie przygotowane pompy wodne nie sprawdzały się tak dobrze walcząc z tak rozległym już pożarem. Ogień pochłaniał coraz to kolejne obszary, a było duże ryzyko, że wkrótce dostanie się do Zamku lub na obszary mieszkalne. W pałacu zrobił się chaos, zresztą w całym mieście. Król szybko posłał po najlepszych władców wody, bowiem tylko oni mogli coś zrobić. Kościopies również wpadł na pomysł. Chwycił bezpardonowo króla za rękaw, jednak ten przez całe te zamieszanie nie zwrócił uwagi na takie zachowanie wbrew dworskiej etykiecie:
- Co jest Kościu? Nie mam czasu... Mój ogród płonie. - Był widocznie przerażony sytuacją, jednak tak wiele czasu poświęcił pielęgnacji tego deltowskiego cudu.
- Królu, mam pewien pomysł, tylko użycz mi wozów i karet.
Tytan spojrzał się dziwnie na czarnego psa, jednak kiwnął potwierdzająco głową i wybiegł wraz z dworem na zewnątrz, aby z bliska zarządzać akcją gaśniczą.
Kościopies w tym czasie zwołał służbę i nielicznych strażników. Kazał dosiąść wozów, a także dworskich karet przybyłych gości i pojechać do najbliższego źródła piasku. Woźnica, który żył z transportu towarów do zamku królewskiego przypomniał sobie o rozpoczętej budowie jednego okazałego domu nieopodal. W dzielnicy zamkowej żyją sami znamienici obywatele, zazwyczaj prawie zawsze związani z osobą króla. Tak więc pojechali na miejsce, wtedy czarny pies widząc przygotowane miejsce pod fundament wskazał na wielką hałdę wykopanego piasku i ziemi. - Tak! - wykrzyknął. - Brać łopaty i ładujcie ile wlezie! - rozkazał. Mimo zdziwienia służba ruszyła do roboty i po 15 minutach jechali już spowrotem do ogrodu. Oby nie za późno.
Konwój wozów i karet wraz z Kościem na czele wjechała po reprezentacyjnym trakcie na początek ogrodu gdzie byli już władający żywiołem wody. Jednak ogień był zbyt potężny, woda zatrzymywała pożar przed rozrostem. Gość króla rozkazał wozom ustawić się w kształcie półksiężyca otaczając wielkie ognisko. Tytan spojrzał na Kościopsa, chciał widocznie zapytać co on do licha wyprawia, jednak postanowił mu zaufać. Pomyślał, że taki ktoś jak on może jeszcze wieloma rzeczoma go zaskoczyć.
Czarny kościany pies stanął przed wozami i przybierając rozkraczoną pozycję podniósł biały łeb i zawył donośnie. Wraz z jego wyciem podebrał się wicher, który poczuli wszyscy, wicher zmienił się w potężny wiatr. Pozrywał on cały piasek z wozów i karet, wręcz przewracając niektóre z nich. Wielu damom i gentelmenom roztargało fryzury tak starannie układane wiele godzin, jednak byli oni gotowi na to poświęcenie. Wicher dotknął również króla jednak on skupiony był na Kościopsie i jego staraniom. Masy piasku zasypywało coraz to mniejszy i mniejszy ogień dodatkowo magowie władający wodą polewali ten umierający pożar. Po paru minutach po ogniu nie było śladu. Oczom króla, dworzan, gości, strażników i całej służby ukazało się coś niezwykłego. Na ziemi wokół centrum ognia pozostała warstwa stopionego piasku tworząc szklany dywan, a na samym środku stał potężny, wypalony dąb ozdobiony ułożonym w zadziwiający sposób płaszczem ze szkła. Kryształowy dąb robił na wszystkich wrażenie. Całe to miejsce wyglądało jak jakiś dziwny popioło - kryształowy wymiar. Wręcz kosmicznie. Król odetchnął. Dworzanie zaczęli szacować straty swoich poniszczonych karet i strojów, a strażnicy i służba zajęli się oglądaniem całego miejsca, sprzątaniem i szukaniem źródła pożaru, bo jest ono teraz największą tajemnicą.
Zmęczony Kościopies podreptał koło Króla i usiadł obok niego.
- Dobrze się spisałeś, naprawdę, dziękuję ci.
Ten jednak nie odpowiedział, bo wycieńczony zasnął.
Tytan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!