Był w iście bojowym nastroju, nie wiedząc już, czy to skutek alkoholu, czy może muzyki bijącej w karczmie wesoło. Łapy poszły w ruch, kierując go ku pobliskiej warowni. Zapominał przy okazji o nurtujących go problemach. I na chwilę również o Adrissie, zapewne błądzącej gdzieś w przestrachu przez pola, z drżącym ogonkiem i spuszczanymi uszami. Nie była tutaj księżniczką i nikt nie będzie jej traktował jak damy dworu. Póki przebywała na Delcie nikogo nie interesowała, poza swoim rycerzem. Po tak długim osamotnieniu zapewne miała już dosyć otaczającej ją rzeczywistości i jak najszybciej chciała wrócić do domostwa, w porównaniu do Ozyriana.
Ponownie głowę wypełnioną mam tymi złymi myślami dotyczącymi swojej wybranki serca. I ponownie bojowy, radosny nastrój minął. Przysłoniła go ciemna chmura obaw, z której zaraz spadnie deszcz, uderzając go brutalnie po pysku i wybudzając z delikatnego, przyjemnego snu. Towarzysz z Watahy Zachodu o imieniu Zamoys (naprawdę dziwaczne miano, pomyślał Ozir) klepnął go delikatnie w plecy, próbując dodatkowo go pogonić. Zgodnie z niemą prośbą młody klozaur przyspieszył kroku, aby dotrzeć do bazy przed zmierzchem. O godzinie dwudziestej umówieni byli na wspólny trening z dowódcą. Miał nadzieję, że wreszcie zostanie mu postawiony rycerz, dzięki czemu wreszcie zdoła awansować. Póki jednak co nikt nie był chętny, aby przygarnąć go na giermka (wszyscy dookoła mówili, iż najzwyczajniej w świecie rycerze są zajęci, chociaż po prostu nie każdy pragnął być z Ozyrianem w duecie). Póki co zmuszony więc był nosić rangę "grupowca", odpowiedzialnego za polerowanie wszystkich mieczy, podawanie swoim przełożonym śniadania, mycie po nich, od czasu do czasu przyglądać się ich treningom.
Jedyne szkolenie jakie przechodził odbywały się pomiędzy innymi, niszowymi wojownikami. Wszystkich bez większego problemu był w stanie pokonać. Szkoda, że nikt nie zauważył potencjału samego basiora. Być może nie był jeszcze gotów na awans. Cierpliwie należało to znosić i pokazywać, jak bardzo jest się zaangażowanym w sprawy garnizonu.
Każdy dzień wyglądał jak zapętlona doba. Nie różnił się niczym od poprzedniego. Meldunek o godzinie piątej, wypełnianie raportów, pochód, wspólny posiłek, trening, kolejny pochód, kolacja, godzina wolnego i sen. Osiem godzin leżenia i wpatrywania się w sufit, ponieważ, mimo zmęczenia, Ozira ostatnimi czasy męczyły tak potworne koszmary dotyczące tego, co może się stać z ukochaną, że nie umiał zmrużyć oka. Pił więc litry kofeinowego napoju oraz udawał przed wszystkimi, że wszystko w porządku. Powoli tracąc przy tym świadomość tego, co dzieje się dookoła.
- OZIR! - krzyknął ktoś, kiedy podczas kolacji jego pysk opadł mozolnie na talerz z zupą. Pysk został zamoczony w brązowej mazi o dosyć mało wyrazistym smaku. Otrząsnął się dopiero, kiedy przełożony zaprosił go do siebie. Mógł się spodziewać zdania, które zaraz wypłynie z jego ust: "potrzebujesz wolnego".
I tak oto stał się chwilowo bezrobotny.
Adrissa? A jak u ciebie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!