Modlił się cicho, nie pozwalając, aby ktokolwiek śmiał przeszkodzić w uroczystej rozmowie. Przed basiorem wisiał obraz. Mężczyzna na nim tulił do siebie czarnego ptaka z rozłożonymi skrzydłami. Krukowi jakby nie bardzo się to podobało. W oczach lśnił mały płomień, przez co wydawał się żywy. Próbował niewerbalnie przekazać coś swojemu "rozmówcy". Ptak był najpiękniejszym stworzeniem, jakiego w życiu widział Możan. Nie został bowiem narysowany ręką wilczą, ni elfią. Dało się wyczuć aurę ciemności bijącą od malowidła, zaś niewidzialna dla nikogo (prócz następcy) ręka wystająca z arcydzieła. Widniało na niej oko. Czerwone, przekrwione, otoczone płatkami nieznanej nikomu rośliny. Zjawiskowe, a jednocześnie przerażające widzenie, które niejednemu spędziłoby sen z powiek. On jednak był już przyzwyczajony do obecności istoty z mrocznego rdzenia. Przynajmniej w jakimś stopniu.
Bowiem wciąż odczuwał niepokój, ilekroć zmuszony był z nią pogadać. Nie przepadał za tym, jednak odczuwał determinację, aby z nią porozmawiać. W sercu jego od dawna zaczęło kiełkować ziarenko nienawiści. Teraz urosło do większych rozmiarów, odkąd pojawiła się jeszcze pani przepowiednia. Zaczął niekomfortowo czuć się w jej towarzystwie, zastanawiając się dniami i nocami, czy faktycznie ma jakiś większy wpływ na życie jego i brata.
Zrobiłby wszystko, aby uwolnić się od pieklącej nienawiści wobec jego osoby. Nie pragnął pogodzenia. Pragnął spokoju, który tylko Pan Mrocznej Otchłani mógł mu zapewnić. I nie ważne, jakim sposobem, czy zdjęciem pierdolonej klątwy, która jawnie mówiła o tym, że jeden z nich podniesie rękę na drugiego, czy wygnaniem drugiej strony. Najbardziej liczył się tron i święty spokój. A nawet gdyby Darius odegnał brata i pozwolił sobie na chwilę relaksu, ten zaraz wróciłby z armią z watahy zachodu, bo wszyscy dobrze wiedzą, jakie miał z nimi stosunki od czasu wypadku z Kościopsem. On sam uważał, że próby przylizania się do sąsiedniej watahy były aktem tchórzostwa. Gdyby posiadali na tyle dobrą armię mogliby trzymać swoich sąsiadów na dystans, ale ta, oczywiście, nie miała odpowiedniego dofinansowania. Zawód żółnierza w Watasze Karmazynowej Nocy wiązał się z istną mordęgą. W dodatku cholernie niewdzięczną. Opłacało się być tak właściwie tylko mieszkańcem stolicy (a potem był płacz, że inne miasta powoli zaczynają się rozpadać) i to w dodatku krwi szlacheckiej. Z tego powodu Możan odczuwał bezsilną wściekłość wobec rządów swojego brata, bowiem zależało mu na udoskonaleniu specjalizacji wojskowej. I magicznej również.
Magowie w dzisiejszych czasach się przydadzą, a jeżeli Wataha Zachodu i tak prześcignie ich w technologii wojennej i wyszkoleniu lepszych rekrutów, to chociaż magia pozwoli sąsiedniemu królestwu przetrwać ewentualny kryzys. I właśnie to ku niej wiodła teraz ścieżka młodego basiora. Aby móc się doskonalić zmuszony był oddawać hołd komuś o lepszych zdolnościach i większemu, wrodzonemu talentowi.
- Panie, oto jestem. Przecież mnie wzywałeś. - rzekł basior, podnosząc swój pysk ku ogromnej tęczówce, płonącej wrogim blaskiem koloru karmazynowego. Mroku przybrał go, odkąd zaczął paktować z Riversami.
- Miło, żeś raczył przybyć. Sprawa tyczy się twojego brata. Nie podoba mi się to, że pojawiła się wieszczka, która ma zamiar ostrzegać go przed moimi zamiarami. Musisz jak najszybciej odciągnąć go od niej, a najlepiej - pozbyć się na stałe Dian. Będzie tylko upierdliwym komarem dla naszej dwójki, a jeżeli chcesz jak najszybciej objąć tron, to musisz mi zaufać.
- Doszły mnie słuchy, że ostatnio poradziła sobie z pewnym problemem dotyczącym brata jakiegoś młodego szczyla z mieszczaństwa. Wieść szybko rozeszła się po różnych dzielnicach stolicy, a teraz ma ona poparcie wśród ludu. Nie spodoba im się fakt, że ich ukochana uzdrowicielka mogłaby nagle zniknąć.
- Jeżeli zdołasz zablokować część jej magii, nie powinno być z tym problemu. Spróbuj ją również odciągnąć od obowiązków. Muszę cię jednak ostrzec, bowiem nie współpracuje sama. Kontaktuje się z duchami, co ją umacnia. Z tym nie powinieneś mieć problemu, bo dobrze wiem, jakie masz zdolności. Moi poddani będą twoimi oczyma, zaś ja zapewnię ci ochronę przed ewentualnym odkryciem. Nie bądź pochopny w swoich działaniach, pamiętaj o tym, czego cię uczyłem.
Aura dochodząca od Dian na początku nie wydawała się Możanowi niczym wartym uwagi, dlatego też zignorował fakt, że mogłaby mieć obok siebie kogoś, kto jej pomaga. Czasami są to niegroźne stworzenia, które tylko szepczą niezrozumiale do słuchacza, jednak jeżeli owa istota skrywa w sobie więcej energii, faktycznie basior mógłby się tym zainteresować. Spróbować... poznać wieszczkę.
Rozmówca utracił łączność. A może specjalnie postanowił zniknąć z pola widzenia mężczyzny, aby dać mu chwilowy czas do namysłu i jeszcze dodatkową, krótką modlitwę. Miał odebrać wkrótce to, co zostało mu obiecane. W dodatku powinien zmusić się jeszcze do treningów, aby przystąpić do egzaminu setki ścieżek. Był pewien, że jeżeli się nie postara, sam umrze. I być może to miało zostać mu przeznaczone przez pana. Czuł się paskudnie zniewolony.
Wyjścia jednak innego nie miał. Potrzebował silniejszych sojuszników w tej walce. Bo to właśnie Tytan posiadał większe wsparcie od ludu. Szlachta go uwielbiała. Nawet mieszczuchy. Prychało tylko wojsko i kapłani, a tych pod swój dach przygarnął fuhrer. Po cóż mu jednak byli wojownicy, którzy i tak zostali zmuszeni do słuchania rozkazów szlachty oraz księża, którzy nie potrafili zaoferować mu nic, poza błogosławieństwem i życzliwym uśmiechem, oraz ewentualnym głosem. Cholera trafia to wszystko.
Po dwóch godzinach medytacji zasłonił wreszcie obraz i wyszedł z miejsca rozmowy, zamykając drzwi na klucz. Wokół panował nieprzyjazny półmrok. Alara czekała przy drzwiach świątyni, wciąż stojąc na baczność. Basior był zdumiony faktem, iż ta jeszcze nie przymrużyła oczu. Niejeden gwardzista po prostu odpadał podczas modlitwy. Trzeba będzie jej chyba nadać nowe miano.
- Stalówka, wracamy do domu.
Głupio to brzmiało. Wadera z początku nie zorientowała się, że może chodzić o nią. Rozglądnęła się na boki, jakby poszukiwała drugiego towarzysza. Zajęło jej kilka sekund, aby zorientować się, że mówił do niej. Zebrała swoje rzeczy.
- Wolałbym przed świtem móc znowu położyć się w swojej komnacie. Sama też będziesz musiała zmrużyć oko. Powiem tylko komuś ze służby, aby przyszykował nam kakao oraz ciepły kocyk. To ostatnie plany na dzisiaj, moja droga. Mam nadzieję, że nikt nam nie przeszkodzi tego wieczoru.
Alara, jak zwykle, nie protestowała. Przyjemną perspektywą wydawał się relaks po czynnej służbie na zamku. Nie wiedziała, iż tej nocy basior miał jeszcze inne plany do zrealizowania, kiedy ta tylko zmruży oczy. Basior bowiem liczył na kontakt z Dian. Miał nadzieję, że skoro brat przydzielił jej komnatę, zastanie ją w zamku, słodko śpiącą po wyczerpującym dniu. Liczył na to, że uda mu się zamienić z nią parę słów.
Dian?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!