Dziwna, ciemna maź, która zalęgła się w ruinach dworku. W pierwszej chwili przypomina cień, podążający za tobą korytarzem, by nagle uchwycić twoje stopy swoimi lepkimi mackami i zacząć pochłaniać w swoje smoliste wnętrze z dużą siłą, odcinając powoli dopływ tlenu. Jest dość wrażliwe na światło, dlatego szczelnie zalepiło wszystkie wejścia do dworku, a pojawienie się dowolnego jego źródła wewnątrz od razu jest ugaszane. Czemu więc nie spalić tej rudery? Otóż w jej wnętrzu znajdują się liczne cenne przedmioty, należące do rodu Reiss, które ów ród chciałby odzyskać. W całości.
- Zgodnie z życzeniem lorda Możana, pański dworek zostanie oczyszczony lordzie Reiss. - Alara spojrzała twardo na szlachcica, ucinając tym samym dalszą dyskusję. Nie miała wcale ochoty zajmować się oczyszczaniem budynków tak plugawych rodów, jak Reiss, jednak najwyraźniej fuhrer miał o tym inne zdanie. Może chciał pozyskać sobie przychylność tego niewielkiego rodu, a może liczył na uzyskanie w zamian jakichś cennych artefaktów, których wytwarzaniem szczycili się Reissi.
Odwróciła się w stronę zabudowania. Budynek z zewnątrz wyglądał na zupełnie nienaruszony. Wszystkie okna były całe, drzwi stały twardo w zawiasach, nawet dachówki nie zaczęły się osuwać. Temu, co trzymało dworek, najwyraźniej zależało na utrzymaniu go w dobrym stanie. Co prawda wadera słyszała już, że ten plugawy śluz obawia się światła, niemniej nie sądziła, że istota będzie na tyle inteligentna, by z tego powodu zabezpieczyć sobie wszelkie potencjalne opcje na spotkanie ze słońcem.
Cóż, to może i dobrze. W głowie wadery szybko uformował się prosty, choć dość ryzykowny plan. Spojrzała na lorda, którego niezadowolona mina nie zachęcała do zadawania pytań. Ale należała mu się wcześniej reprymenda.
- Lordzie Reiss, czemu żaden wilk światła nie podjął się puryfikacji? - spytała, przyglądając się uważnie wyrazowi jego pyska. Ten wykrzywił się nieznacznie mocniej, niż dotychczas.
- Nie twój interes, lady Hajre.
Skinęła głową. Najwyraźniej nie było chętnych wilków z tym żywiołem, z którymi Reiss mogliby podjąć współpracę. To dobrze, nie powinni zatem narzekać. Alara skinęła mu głową i ruszyła do wozu załadowanego metalowymi sztabkami.
[...] Wadera ostatni raz obeszła budynek, sprawdzając, czy wszystko jest rozłożone, jak należy. Spojrzała na powoli unoszące się nad drzewa słońce. Za chwilę powinno być dość wysoko, by dotrzeć do okien na parterze. Odetchnęła i podziękowała w duchu, że architektura szlachecka tworzona była w ten sposób, by przez jak największą część dnia, jak najwięcej okien było w stanie łapać promienie słoneczne.
Wreszcie stanęła przed tylnymi drzwiami. Będzie musiała przedostać się kawałek, zanim dotrze do pierwszego okna, jednak było to optymalne wejście. Miała na sobie dziwny, kilkuwarstwowy pancerz, którego cienkie kawałki metalu wpasowywały się w siebie nawzajem - matrycę zrobioną specjalnie do tego zadania przez jej jednego z młodszych kuzynów. Uniosła magnetycznie taran i połączyła jego metalowe pierścienie z górą górnej warstwy zbroi. Głowę miała nisko pochyloną. Oddychała powoli.
W jednej chwili rzuciła się do szarży, całą energię skupiając na utrzymaniu tarana. ŁUP. Drzwi dworku wyleciał z zawiasów, a kawał drewna został przez waderę odrzucony na bok. Wbiegła przez wyłom do dworku i, nie zatrzymując się, pognała w stronę frontu domostwa, gdzie w tym momencie na okna powinno padać słońce. Coś ciemnego przeskoczyło gdzieś na skraju jej świadomości. Zmieniła gwałtownie trajektorię biegu, robiąc odskok, a czarna macka, która wystrzeliła z sufitu, przejechała po jej pancerzu, z łatwością zdzierając najbardziej wystającą warstwę i oplatając ją w śluz. Zaraz potem wystrzelił kolejna. I kolejna. Raz za razem sklejając się ze zbroją Alary i odrywając ją, jednocześnie próbując dostać się pod jej łapy i je przykleić do podłoża. Trzy. Dwie. Wadera odliczała pozostałe płaty metalu, dzielące ją od sklejenia i pożarcia. Jest! Okno! Zrobiła kolejny unik, a ostatnie dwa płaty ze zbroi na jej lewym boku zostały przygniecione do ziemi. Dała susa w stronę zablokowanego otworu. Czarny stwór czując, że ma przewagę, dał susa za nią. Bingo.
Maź oblazła waderę, przylepiając się do jej futra, chwytając za gardło, dusząc i wypuszczając soki trawienne. ŁUP. Magnetyczna siła Alary pociągnęła za rozlokowane po zewnętrznej stronie okna łomy, wywalając powierzchnię na zewnątrz budynku. Do dworku wlały się promienie słoneczne, skopując w swoim blasku stwora. Zdezorientowany pożerać wydał z siebie dziwny dźwięk. Ni to pisk, ni to skrzek, i skoczył do przodu, próbując uciec od blasku.
Jedno za drugim okno eksplodowało, coraz mocniej parząc jego ciało. Alara podniosła się i z uśmiechem przemieściła metalowe odłamki, znajdujące się teraz w domu, blokując stworowi drogi ucieczki. Po chwili, miotając się w szale, stwór zaskwierczał przeraźliwie i pozostała po nim jedynie czarna plama na jakimś drogim dywanie.
- Mam nadzieję, że nie był magiczny - mruknęła do siebie Alara, podchodząc bliżej by upewnić się, że problem został ostatecznie zażegnany.
Tekst opowiadania: 666 słów
Nagroda
- technika: +200
- moc: +100
- 400 trefli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!