27 stycznia 2021

Od Kościopsa C.D Tytana

  Kość stał na baczność jedynie ruszając uszami z nudów. Nie spodziewał się, że pobieranie wymiarów całego ciała będzie tak długo trwać. Myślał, że dostanie katalog z dostępnymi zbrojami wybierze numerek 3 i po problemie, jednak sprawa wygląda trochę inaczej. Kowal, starszy basior z siwymi wąsami wyglądał na doświadczoną osobę i w rzeczy samej był najlepszym kowalem, który regularnie odwiedza zamek. To on jest odpowiedzialny za nienaganny stan rycerskich pancerzy i hełmów. Nazywa się Helmouy, mimo bijącej od niego surowości i dokładności podczas pracy okazał się całkiem ciepłym i sympatycznym człowiekiem. Trochę małomównym, ale naprawdę miłym.
  - A więc Kościopisie.. skąd tak wogóle jesteś? Słyszałem, że ze Wschodu, tak? - pytał i mierzył długość przednich łap. - Nie znam takich psów jak ty...
   - Jestem z Chanai, a wychowałem się na Pustyni Stenna... - W tym momencie kowal zaczął kręcić głową na znak kompletnej niewiedzy o tych miejscach. - ...nie ważne. To nie krainy z tego świata.
  - Ach, czyli portal, rozumiem. Dzięki twojemu pancerzowi, głównie czaszce, nie potrzeba ci hełmu. Jednak mam pomysł na dość lekki napierśnik z niewielkimi naramiennikami i ochroną przednich łap. Myślę, że będzie to idealny balans między ochroną, a możliwością swobodnego poruszania się.
  - Czy król pozwoli mi w tym chodzić na salonach?
  - A czy będzie miał wybór? - Oderwał wzrok od miary i spojrzał w oczy z lekkim, prawie niewidocznym uśmieszkiem. - Będzie to zbroja najwyższej klasy, każdy rycerz, nawet z osobistej straży króla będzie ci jej zazdrościł! O tak, król nie szczędził funduszy na ten prezent, bardzo mu się zasłużyłeś.
   Kościopies się speszył, nie lubi zbyt wielu pochwał, jest raczej skromnym typem. Po pobraniu wymiarów kowal Helmouy wrócił do swojej pracowni. Nie dał czarnemu psowi wiele czasu na kontemplację, ponieważ zaraz do jego pokoju zapukała znana mu służka, która sprawowała pieczę na dobrem (nie)szlachetnego gościa.
  - Panie Kościopsie, król wzywa w ważnej sprawie. - Jej ton był dość zimny, jakby była zmartwiona. Idąc korytarzem usłyszał głośnie dzwięki niosące się wzdłuż nieskończonych korytarzy. Z każdym krokiem były to coraz wyraźniejsze krzyki, prośby, rozkazy. W końcu dotarli i znaleźli się w sali gdzie król dawał audiencję. Jednak tym razem było inaczej. Na sali roiło się od straży i dworzan. Szlachta kłębiła się wśród potężnych kolumn. Na tronie siedział sam Tytan z głową opartą na ręcę. Nie był znużony, raczej widocznie ożywiony tą niecodzienną sytuacją. Obok niego stał Możan, który surowym wzrokiem spojrzał na wchodzącego Kościopsa.
  - Witaj Kościu, wybacz, że tak nagle, ale wszystko tak szybko się potoczyło. Stań proszę koło mojego brata. - Możan jakby chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Ostentacyjnie odsunął się od czarnego psa i odwrócił wzrok w stronę środka sali. Widok był dość ponury. Na ziemi klęczały trzy postacie, każde skute i z widocznymi śladami "wypadków". Był tam duży brunatny basior postury niedźwiedzia, miał podbite oko, wyglądał na bardzo zrozpaczonego, obok klęczała wadera, nie mała, acz smukła, była szaro-biała, miała na sobie dziwne szaty z kapturem, trzecią postacią był.... mały beżowy lis, ten sam który ukradł Kościowi jedzenie i spowodował całe zamieszanie w ogrodzie...     Wtedy brat króla wystąpił:
   - Królu, szlachetni obywatele, Ci tutaj są podejrzani o podpalenie królewskich ogrodów i w tym samym zamach na życie władcy i wielu postronnych osób.

(Tytan? Rozprawa?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits